Rewolucjo miła!
Wczoraj i dzis przeczytałam ostatnie 30 stron Twojego watku - wcześniejsze może nadrobię później Świetnie się ciebie czyta.
Podoba mi się Twój stosunek do siebie i do diety - twardo stoisz na ziemi i wiesz czego chcesz. Brawo. Cieszę się także, że już wciągnęłaś się w rytm dietetyczny, że dobrze Ci idzie. Trzymam kciuki, żeby nie przestawało - jak reszta dziewczyn ciekawa Twoich wyników. Mam nadzieję, ze suwaczek ostro ruszy do przodu
Dużo piszecie ostatnio o słodyczach - ja mam z nimi ten sam problem, co Devoree, co Ty pewnie też - uzależnienie. Ale teraz, po pół roku odchudzania - zaczęłam eksperymentować, czy już i na co mogę sobie pozwolić. No i okazuje się, że pół roku diety sporo mnie nauczyło. Przede wszystkim - jak sięgnąć po jedną sztukę i nie wyciagnąć łapy po nastepną. Już umiem sobie powiedzieć: zjesz jedno ciacho i basta. To duży postęp, bo kiedyś rzucałam się na wszystko i wyżerałam do dna. Tak samo lody - uwielbiam sorbety od Grycana i już dwa razy byłam z moim Piotrkiem na pl. Unii Lubelskiej - ale zjadłam grzecznie dwie gałki, a wafelek skarmiałam gołąbkom - i wszystko w limicie. Tego można się nauczyć. Tego warto się nauczyć, bo to chyba łatwiejsze, niz całe zycie trzymac sie jakichś sztucznych ograniczeń. Ja boje sie tylko jednego - czekolady. Ona uzależniała mnie najsilniej, po czekoladzie właśnie odbierało mi rozum. Nie wiem, kiedy odważę się po nią sięgnąć - raczej nieprędko, zresztą nie czuję takiej potrzeby.
I jak zwykle rozpisałam się o sobie - za co przepraszam
Rewolucjo - życzę Ci jak najmniej wafelkowych pokus, a przy tym jak najwięcej małych, codziennych zwycięstw, z których powolutku zbudujesz swój wielki sukces
pozdrawiam!
Zakładki