witam
i pozdrawiam cieplutko, mam nadzieję że już doszłaś do siebie po świętach w domu
Zdjęcia są fajne.
pozdrawiam
witam
i pozdrawiam cieplutko, mam nadzieję że już doszłaś do siebie po świętach w domu
Zdjęcia są fajne.
pozdrawiam
Hej hej!
Oj przypomniały mi się moje wycieczki do Starbucksa w Londynie Zawsze brałam tę największą Kocham kawę.
Życzę łagodnego jet-lag Widzę, że jedzenie już jest, więc zaraz kolejne kilosy polecą
Powiem tyle: siedze, kuje i jem... Tzn. jadlam, bo dzis stwierdzilam, ze dosc tego i ucieklam na prawie caly dzien do biblioteki, zeby byc daleko od jedzenia. Nie mam zajec do 5 lutego, bo mamy teraz prace koncowe i egzaminy i w sumie troche brakuje mi tego "zalatania", bo ile mozna siedziec i sie uczyc... Jak widac humor mam sredni, ale staram sie nie zwariowac. Dzis rano waga pokazala 71.8 (oops - frytki byly), ale nie zmieniam suwaczka w nadziei, ze niedlugo wroci do 71.0. Na razie wychodzi mi postanowienie niekupowania slodyczy (mialam gdzies jakies resztki, ale juz ich nie ma), teraz musze sobie wbic do glowy nienawisc do frytek zapychajacych tetnice... Potrzebne mi sa 3 udane dni z rzedu (na razie zaliczam dzisiejszy, jeszcze sie nie skonczyl, ale jakos wiem, ze bedzie ok) i potem wejde w rutyne. Dzis bylo tak:
sniadanie: platki pelnoziarniste z mlekiem sojowym (duza porcja)
w bibliotece: 2 male jablka (wzielam ze soba "na przetrwanie")
obiad: makaron pelnoziarnisty z sosem pomidorowo-oliwkowym (mniam, uwielbiam robic sosy - wiem, ze kiepskie polaczenie oliwki+makaron, ale codziennie tego nie jem)
planuje jeszcze kolacje w okolicach 8: salata z tofu i pomidorem, i sosem musztardowo-miodowym
no i woda, ale ja jestem wodoholiczka, zawsze mam obok siebie butelke, oraz 1 herbata na razie - zielona z mango, potem planuje jeszcze rooibos chai.
Triskell - u mnie z racji tego, ze podroz byla rekordowo szybka (15 h 35 minut od wyjscia z jednego domu do dotarcia do drugiego) , i potem udalo mi sie wytrzymac do polnocy (czyli 6 rano polskiego czasu), jet lag mnie ominal . Pierwszy raz mi sie zdarzylo. Mam nadzieje, ze Ty juz sie zaaklimatyzowalas. W ogole skoro jestes, to ja poprosze kopa, bo rozpedu potrzebuje .
Mozesz wkleic zdjecia na KP, ja chyba nawet nie mam dostepu do tego albumu, musze sie zorientowac.
Cauchy - no ja mysle, ze Wojewodzki to sie nikomu w polskiej polityce nie podoba, i dobrze. Po pobycie w Polsce jestem strasznie zdegustowana politycznie, jakby byly teraz wybory, to nie mialabym na kogo glosowac (glosowalam na PO, ale mam juz dosc tego zamieszania Tusk-Rokita etc.).
A do wegetarianizmu, to ja za wegetrianke uwazam sie tak naprawde dopiero od 2.5 miesiaca, bo wtedy przestalam jesc ryby. Na razie jestem mi z tym dobrze, ale nie mowie, ze nigdy nie wroce. Nie umiem tego wytlumaczyc, ale jakos nie jedzac miesa czuje sie "czystsza", chyba wiaze sie to z masowa produkcja miesa, ktora mnie przeraza. Jajka, mleko czy nabial jem jezeli sa w czyms (glownie... ciasta i mleczna czekolada ), ale ogolnie jestem z tych, co uwazaja, ze mleko jest dla cielaczakow, nie ludzi. W ogole bycie wege w USA jest sto razy prostsze niz w Polsce, o wiele wiekszy wybor produktow i troche wiecej zrozumienia.
Qunia - doszlam do siebie i probuje sie wbic w tutejszy rytm. Milo sie u siebie widziec .
Bianca - te kilosy to mi najpierw niestety musza przestac przybywac. Odskoczylas mi strasznie, teraz Cie bede miesiacami gonic . Ale mysle sobie, ze mi tez sie w koncu uda. A co do Starbucksa, to ja bywam sporadycznie, kiedy naprawde potrzebuje kofeiny i zamawiam raczej mala lub srednia latte (170 kcal, mam to posprawdzane ). Kiedys bywalam namietnie i zamawialam najwieksze, najbardziej kaloryczne Frappuccino z bita smietana (530 kcal - nie zartuje!), ale teraz jestem bardziej swiadoma .
Jestem pod wrażeniem, bo u mnie to zajęło ok 11h, tyle, że ja na podróż z i na lotnisko straciłam 4h.. ja może nie mam jet lagu ale ciężko mi jest się przestawić na tryb dziennyZamieszczone przez saccharine
Co do dietki, widzę, że wracasz na dobrą drogę i to się chwali
wstyd się przyznać, ale ja jeszcze nie jadłam sushi.. jakoś mnie nie ciągnie by spróbować.. a szkoda, bo nie lubię żyć w niewiedzy
Ja tylko na chwilke, bo wstalam wlasnie i musze sie uczyc. Waga postanowila mnie nagrodzic za dobre sprawowanie wczoraj i mi pokazala 70.6 kg Oo. Wiem, ze woda zeszla, ale i tak super zobaczyc w koncu mniej..
halwaya - ja z tych prawie 16 godzin, 10 spedzilam w samolocie . Sushi jest jednym z "acquired taste", tzn. musisz zjesc kilka razy, zeby zaczelo Ci naprawde smakowac, za 1. razem jest dziwne, slone i octne. Ja jem glownie sushi maki, czyli rolls (sa jeszcze inne rodzaje, ale te sa najpopularniejsze przynajmniej w USA). Ja zaczynalam od tych niesurowych (California Roll - z paluszkami krabowymi, wegorz - nigdy nie jest surowy, krewetki), potem jadlam namietnie z surowym lososiem i tunczykiem, a teraz jem same warzywne rolls. Sushi tutaj jest smiesznie tanie, w Polsce zas kosztuje niesamowite pieniadze i sie luksusowe wydaje, a tutaj to normalny lunch czy obiad (zdecydowanie zupa miso + sushi sa moim ulubionym jedzeniem).
O rany. Niedlugo bedzie 6
I tez spadam sie uczyc.
Cześć Sacharynko. Zostawiam ślad
No właśnie to chciałam napisać. Że bycie wegetarianką w Ameryce musi być duużo prostsze. U nas nawet jak pojawia się jakiś nowy produkt, który jest świetny, to zaraz znika, nie wiedzieć czemu. A w Ameryce macie sto rodzajów wszystkiego Ech, u nas naród konserwatywny. Jak zna jeden rodzaj, to starczy
Sacch to Ty niedługo będziesz widzieć 6 na przodzie Gratulacje. Trzymaj się dzielnie!
A sushi chyba u nas nie dostaniesz w supermarkecie. Trzeba iść do restaurant i delektować się za grubą kasę Ale przynajmniej w dobrej restauracji masz pewność, że to prawdziwe sushi, surowe i z dziwnych ryb. No i właśnie takie mi nie smakuje. A jak mam się przyzwyczajać do tego smaku, to chyba mi się nie chce wysilać, bo to takie nic, małe i fuj No, to chyba widać, że nie lubię
Dobra, idę. Udało mi się wstać o 7, to nie mogę teraz do południa siedzieć na forum
Ucz sie, powodzenia
witaj
saccharine, nie martw się jeszcze troche i wszystko wróci już do normy.A kiedy waga spada chocby o te0.2 kg, to zawsze spada i miło się robi, ze ruszamy w odpowiednia stronke. ja też nie moge sie doczekac nastepnych utraconych gramów.
pozdrawiam serdecznie.
Ja dopiero jestem na etapie odkrywania kuchni orientalnej i w zasadzie muszę przyznać, że jest ciekawie.. zapewne na tradycyjnym japońskim jedzeniu schudłabym rekordowo
Powinnam sie uczyc, bo jutro o 9 rano mam pierwszy egzamin, ale na razie jeszcze sie relaksuje po ostatnich dniach ciezkich zaliczen. W nocy z poniedzialku na wtorek poszlam spac o ... 8 rano, bo programowalam, a potem wstalam o 10:30 i znowu caly dzien programowania (wczoraj o polnocy byl termin, jestem wsciekla, ale oddalam, to, co mialam, bo bylo mi wszystko jedno, siedzialam na tym tydzien). Dzis jestem wyprana calkowicie, a czeka mnie nauka do Financial Investements, musze nadrobic, to co kazali nam przeczytac w tym semestrze i powtorzyc wzory . We wtorek zas ostatni egzamin (z 4), wiec raczej mnie nie bedzie do tego czasu za dlugo na forum.
Wiecej niz polowa odchudzania juz za mna . Zmieniam dzis tracker i mam w koncu te 6 z przodu! Co prawda 6 to juz mialam po swietach, ale z braku dokladnej wagi nie zmienialam trackera, a potem mi przybylo 2 kg w tydzien , na szczescie juz spadlo. Cieze sie, ze w miare szybko zareagowalam na ten wzrost wagi, mialam juz takie mysli, ze po co mi to odchudzanie, ale sie zreflektowalam. Ja chce wazyc 62 kg . W niedziele w ciagu 10 min 2 osoby mi powiedzialy, ze swietnie schudlam. Moja ulubiona szefowa mi powiedziala, ze jestem teraz zupelnie inna kobieta . Hmm, az musialam obejrzec moje zdjecia z wakacji, bo juz nie pamietam, jak wygladalam. Po prostu ciagle mam nadwage, ale zrobilam sobie porownanie, i rzeczywiscie jest lepiej, tzn. nie jestem juz tak otyla jak bylam. Jak bede miec chwile to wkleje te najgrubsze fotki i moze cos nowego , bo przyda mi sie bardziej obiektywna opinia, bo jak wiadomo, mam wypaczony obraz samej siebie przez lata naprzemiennego odchudzania sie i tycia (jak pierwszy raz sie odchudzalam, to mialam jakies 10 lat...). Kilka lat temu waga 67 kg to byl powod do placzu i rozpoczecia jakies radykalnego i krotkiego odchudzania (vide dieta kopenhaska 5 lat temu), a teraz 67 to raczej celem jest, no i odchudzam sie juz 4 miesiace. Szkoda, ze u mnie cwiczenia ostatnio leza, ale planuje zaczac wybrac w koncu na silownie po egzaminach, zapisac sie na Pilates od nowego semestru i kupic Thighmastera, zeby troche sie wysmuklic.
Martii, Bianca, Qunia, Halwaya - dziekuje bardzo za odwiedzenie mnie i prosze o trzymanie kciukow za sesje (bede trzymac za Martii i Biance, bo one tez niedlugo beda przez to przechodzic). A o sushi pisalam tak duzo, dlatego, ze sama bylam sceptyczna, a teraz jestem uzalezniona (na szczescie nie tyje sie od tego - porcja ma okolo 250 kcal), nawet to kupione w supermarkecie jest dobre, bo sushi nie da sie zrobic inaczej, jak recznie i tego samego dnia - musi byc bardzo swieze. Dla mnie USA to raj pod wzgledem zakupow zywnosciowych, ale np. wiem, ze moja mama stwierdzilaby, ze nie ma nic jadalnego - mialam tego probke w Edynburgu: jablka nie takie (nie moglam jej przekonac do moich ulubionych jablek Gala, bo w Polsce sa lepsze i koniec ), chleb nie ten, pomidory nie takie etc. etc. Nie wspominajac o tym, ze np. twarogu czy kapusty kiszonej ze swieca szukac (czytaj: mozna dostac w polskim sklepie, jezeli takowy jest w okolicy), wedliny i kielbasy sa zupelnie inne, wiec wielbiciele tradycyjnego polskiego jedzenia maja ciezko. Dla wielbicieli slodyczy zas to spelnienie wszystkich marzen, ale o tym cicho, bo ja wiem o tym az za dobrze .
Podrawiam!
Zakładki