Hej,
Za oknem deszcz... a ja dzisiaj się zważyłam i... waga pokazała 64,5 kg Buuuu.... czemu ja to robię? Czemu zamiast chudnąć, to znowu sobie dogadzam? Wiem, że niestety zajadam stresy, ale przecież powinnam nad tym panować! I wiem, że to w dużej mierze wina słodyczy, bo jak ich nie jem, to jakoś jest ok, a one zaśmiecają mój organizm! (mówię oczywiście o tych wszystkich kupnych słodyczach i słonyczach, a nie o domowym cieście, które się od czasu do czasu zje i wiadomo co jest w środku) Chciałabym mieć silniejszą wolę, żeby po prostu nakładać sobie mniejsze porcje i jeść wszystko z umiarem... ale jakoś mi się teraz nie udaje A mój m. też się teraz zaczął odchudzać trochę (nie ma z czego, ale chce być trochę lżejszy na lato), no i on jakoś tak ma zaparcie i je troszkę mniej, a w dodatku z dnia na dzień gubi wagę... dlaczego ja tak nie potrafię? Wiem, że mężczyźni w ogóle łatwiej chudną, ale moja waga znowu ruszyła w górę!!! Buuuuu....
Z drugiej strone, to nadal jestem trochę optymistką, bo... ja już dawno zauważyłam u siebie, ze jak jem słodycze, to zaraz mi się woda w organizmie zatrzymuje i tak napuchnięta jestem, no i oczywiście zaraz to na wadze widać... trzeba odstawić słodycze i może okaże się, że jednak nie jest tak tragicznie
Ale żeby nie oszukiwać - przesuwam tickerka, niestety w lewo...

Mam nadzieję, że Wam lepiej idzie!!! Trzymajcie się!