-
Dzięki, BaByGirL.. jesteś chyba jedyną, która we mnie wierzy :*
W sumie nawet chyba bardzij niż ja. Teraz jem jabłko, nie wiedząc, co myśleć o tym dniu, czy to już porażka, czy jeszcze trochę wytrzymam.
Jestem właśnie po 2 skibkach z pasztetem (rano), dwóch jabłkach i ryżu z dość tłustym sosem.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Odnośnie tłustego sosu, mogę opisać na jego przykładzie, jak u mnie wygląda kwestia zdrowego jedzenia.
Jem, jem, po jakimś czasie wcinam już suchy ryż, bo mi się żarcie na talerzu kończy..
I dialog:
- No, weź sobie jeszcze trochę sosu!
- Nie chcę, ja już kończę.
- No weź!
- Dzięki, naprawdę.. NIE CHCĘ.
- No ale weź, nie będziesz suchego ryżu jadła!
- Właśnie, że będę, zresztą tu już prawie nic nie ma..
- No weź sobie tego sosu!
- [milczy]
[dziesięć sekund później]
- WEŹ TEN SOS i mnie nie denerwuj
- Nie chcę!
- No nie jedz suchego ryżu! Bierz sos i jedz to jak człowiek!
- Daj spokój..
i tak dalej, dobre pięć minut wykłócaliśmy się nad stygnącym suchym ryżem, aż w końcu dla świętego spokoju poszłam po ten sos, jedząc tym sposobem więcej niż zamierzałam.
Potem, z czystego szyderstwa, zapytałam, czy mogę wziąć jeszcze jeden talerz i nalać sobie na to drugi ocean tłuszczu.
i dialog II:
- Niee.. nie jedz już, musisz trochę schudnąć.
- Ile?
- Tak z trzy - cztery
- Nie trzy, nie cztery, tylko ponad dziesięć, a pizzą i tłustymi sosami nie pomagasz mi w tym ani trochę.
- No to co Ty chcesz jeść? Dobrze, jeśli chcesz - możesz sobie gotować suchy ryż, jeść go trzy godziny, możesz żywić się sucharkami, nawet trociny możesz jeść, a i tak nie schudniesz..
- No to nie jedzmy tego całego tłustego gówna, może to mi chociaż trochę pomoże.
- Wszystko tuczy jednakowo!
i na tym się skończyło, bo skończyła się też moja cierpliwość i po prostu wzięłam talerz i wyszłam.
-
Dziś dla odmiany jest trochę lepiej, nie pod względem jakościowym, alwe ilościowym na pewno..
Zjadłam co prawda 4 naleśniki, ale po raz pierwszy od dawna nie czuję wyrzutów sumienia.
Za to, sprzątając niedawno pokój, znalazłam sterty opakowań po słodyczach, które jadłam już dawno, ale kiedy spojrzałam na nie wszystkie razem wzięte.. aż mnie strzeliło.
Były tam:
3 opakowania po Delicjach
papierek po czekoladzie
puste opakowanie Kinder Bueno
2 Snickersy (aaa!)
pudełko po czerwonej herbacie, kupionej raz w życiu
pięć opakowań po waflach O_o
Od tamtej pory odczuwam już prawdziwy, szczery wstręt do słodyczy.
Hamowanie się od nich już nie sprawia mi problemu.
-
kurde, no to niezły szok z odkryciem tych opakowan, ale mam nadzieje ze to jakas terapia wstrąsowa dla ciebie będzie i ci pomoze
ja wywalam wszystkie opakowania na biezaco, bo bym sie bała,że rodzinka przypadkiem znajdzie cos u mnie w szafce czy za łózkiem.
-
Oj, pomogło, pomogło..
Do mnie do pokoju nikt nie wchodzi, bo są przekonani, że całe zło bierze się właśnie stamtąd i wolą tam nie zaglądać :P
-
Witam serdecznie!
Gauss to może nie jedz posiłków z rodziną, tylko jedz w swoim pokoju, jak chcesz zjeść ten suchy ryż to idź do swojego pokoju i go zjedz, nikt nie będzie widział, i nikt nie będzie namawiał Cię na drugą porcje czy więcej sosu. Zresztą powiedz wszystkim jakie są Twoje zamiary i poproś, żeby to uszanowali. Kurde to aż niemożliwe, żeby u Ciebie w domku było tylko to co niezdrowe i tłuste. Zresztą nawet samo to, że się je mniej dużo pomaga. Uwierz mi, moja ciocia ma córeczkę, która ma 19 lat i urodziła się z porażeniem mózgowym, nie mówi nic nie jest w stanie sama robić. Chodzi powolutku nigdy nie biegała, dużo leży i siedzi. Lekarz powiedział cioci, że musi ją odchudzić, nie zmieniła w ogóle swojej kuchni, dalej gotowała tak jak gotowała, po pierwsze nie było jej stać na to, żeby oddzielnie gotować coś innego tylko dla niej, a po drugie ma męża kawał chłopa i syna 22 lata jeszcze większego chłopa, którzy jak to się mówi muszą dobrze zjeść, po prostu dawała jej dużo mniejsze porcje, nie pchała w nią tyle co wcześniej, na początku trochę płakała, ale potem przyzwyczaiła się do mniejszych porcji, była taka, żywsza więcej się śmiała, odchudzili ją bardzo dużo bo 25kg, i wcale nie zmieniając menu, czy sposobu gotowania, po prostu dawali jej połowę mniej na jedną porcje a po prostu nie trzy główne posiłki dziennie a np.4 ale malutkie. I to jest dziewczyna, która nie ma ruchu itp.,itd. naprawdę można, nie możesz sobie tłumaczyć, że wcale nie chciałaś jeść ale Cię zmusili i zjadłaś, chciałaś to zjeść, a to, że Cię namawiali było Ci tylko na rękę, bo jak sama napisałaś, w końcu chciałaś drugą porcje a nie tylko więcej sosu ja wiele razy miałam tak samo i wiem co mówię. Zobaczysz, że będzie dobrze, trzeba tylko zmienić nastawienie i w siebie wierzyć, głowa do góry Kochana. Trzymamy kciuki i pisz co Ci na serduchu leży, będziemy wspierać, chwalić albo opieprzać dla Twojego dobra! Pozdrawiam.
p.s.przepraszam ale ze mnie jest gaduła
-
Z tym jedzeniem w osobnym pokoju to będzie ciężko, postaram się, ale.. Ech, z rodziną i tak się mało integruję, bo rzadko kiedy są w domu więc jedyny czas kiedy się widzimy jest właśnie przy posiłkach.
Ale chyba acznę tak robić.
Chociaż już na dzień dobry wezmą mnie za anorektyczkę i zaczną się o mnie wielce martwić (co doprowadza mnie do furii, swoją drogą)
A odnośnie tej drugiej porcji.. to pytałam sarkastycznie (wcale nie miałam ochoty i nie wzięłam).
Ciekawa historia, takich gadułów to ja słuchać lubię
-
Mój ojciec jest okrutny! Dzisiaj postawił przede mną dwie drożdżówki i rogala, tuż przed nosem, perfidnie, rzucił: "dieta!" i wyszedł z pokoju.
Założyłam się z nim, że przez tydzień nie dotknę niczego słodkiego.
Ale w umowie nie było niczego o szczuciu! ..
WRRRRRR!
-
Nie daj się szczuć! Niech wie, że bierzesz sprawę poważnie. Zostaw te drożdżówki i rogale na stole, zrób sobie pyszną, lekką kanapkę albo zjedz płatki z mlekiem. Szczuciem cię nie wezmą!
-
Wzięli..
I dopiero ta drożdżówka uświadomiła mi wagę problemu.
Siedziałam nad nią przez cztery godziny.
Dopiero gdy pojawłia się wieeeelka drożdżówa która zaczęła mi skakać po klawiaturze domagając się zjedzenia (to brzmi jak science - fiction ale jak mnie dopada jakaś ciężka schiza to mi się tworzą takie wizje, to jest porównywalne, dręczy mnie tak samo jakby naprawdę wyszła i zaczęła skakać) zdecydowałam się ją zjeść. Mimo wszystko jestem z siebie dumna, cztery godziny to już jakiś postęp.
Chciałam zrobić sobie chleba, ale się skończył :/
Następnym razem się poprawię, obiecuję!
I żadna drożdżówka nie będzie mi rozwalała klawiatury <lol2>
ps. ojciec dzisiaj stwierdził, że wyglądam jak Gioconda (ciekawe, czy naprawdę mam tak tępy wyraz twarzy, czy o ten tłuszcz chodziło..?)
Mój dzisiejszy jadłospis:
śniadanie: 2 skibki z żółtym serem i keczupem
obiad: suche ziemniaki, trzy paluszki rybne, buraczki
kolacja: 3 skibki z kiełbasą i keczupem (wszędzie ten keczup..)
kolacja 2 - aż wstyd: bułka z parówką (wilczy głód dopada mnie zawsze po 20:00, ale dzisiaj było mi słabo i przespałam pół dnia co uchroniło mnie przed większym napadem żarłoczności..)
-
Gioconda niech lepiej siedzi sobie na obrazie w Luwrze, niech ją oglądają japońscy turyści Tam jej miejsce
Motyw z tą skaczącą drożdżówką zaraz mi przypomina chodzącą lodówkę w "Requiem dla snu". A to niedobre skojarzenie.
Przespanie połowy dnia nie jest lekarstwem na napady apetytu. Przecież musisz żyć, wychodzić z domu, spotykać się z ludźmi, funkcjonować. Zarzucanie wszelkiej aktywności dlatego, że próbujesz się odchudzać, wcale nie jest dobrym pomysłem.
Tyle.
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki