teraz jemtak po 700kcal dziennie. staram sie
uwierzcie mi, ze z 350 na 700 to dla męka byla...
bardziej psychiczna niz fizyczna...
bo ja chce jesc, ale mam jakas wewnetrzna blokade ktora mi mowi 'nie, to juz za duzo'. jak po sniadaniu podliczam kcal i wychodzi np 250 to mnie az za serce sciska.
(tak nota bene na samo sniadanie codziennie jem i tak po 250kcal - zalamuje sie po, jak podlicze^^)

mysle, ze narazie bede jadla tak do 750-800
co myslicie?nie za szybko "podskakuje"?
to nie bedzie jakis szok dla organizmu? wiecie, ze zaczne jakos masakrycznie tyc...