Harsharani, jest tu, na tym forum kilka dziewczyn, które mimo wielkich trudności i problemów życiowych radzą sobie, wychodzą na prostą, walczą o normalne, dobre, spokojne życie. Wtedy to właśnie zaczynam się wstydzić, bo, jeśli spojrzeć na moje życie z góry, to jakieś szczególnie nieudane ani tragiczne nie jest, nawet można powiedzieć, że mam szczęście.... a mimo to ciągle gdzieś widzę jakieś problemy, dramaty, przepaście... I przez ten wstyd zaczynam siebie karcić i brać się za siebie, doceniać to, co mam.
Dziękuję bardzo za komplement, rumienię się i spuszczam oczka. Ale nie dajmy się zwieść pozorom, tak naprawdę obrastam w piórka i za chwilę z napuszoną miną zacznę się wymądrzać
Jestem pełna podziwu dla Twojego Taty. Z moich obserwacji wynika, że ludzie z biegiem czasu coraz mniej o siebie dbają (ewentualnie zaczynają maniakalnie połykać różniste pigułki), przyjmują postawę bierną i uważają, że taka już jest kolej rzeczy, że organizm odmawia posłuszeństwa. Rzadko spotyka się starsze osoby podejmujące takie inicjatywy, jak odchudzanie Twojego Taty. Podejrzewam, że przy okzaji działa to też pozytywnie na Jego psychikę. Trzymam za Niego kciuki.
Imię dla synka ogromnie ładne, rzeczywiście mroczne i północne Tylko patrzeć, jak zacznie przesiadywać nad fiordami, czytać Kalevalę i słuchać Dimmu Borgir
Jeżeli chodzi o dietę 1000 kalorii, to na pewno jest ona prostsza w "użyciu" niż Montignac. Jednakowoż, jak już ktoś powiedział powyżej, trzeba się kilku rzeczy nauczyć. A raczej "wyuczyć" kilku odruchów: jedzenie częste i nieobfite, woda (najlepiej przed jedzeniem, żeby wypełnić żołądek), niejedzenie przed snem...... i wiele innych, i których się prędzej czy później dowiesz, albo na które sama wpadniesz.
Aha, no i jeszcze jedno - nie należy się katować, trzeba czerpać z tego przyjemność (czyt. od czasu do czasu zeżreć coś niekoniecznie zdrowego, ale za to pysznego - byle nie za często)
Zakładki