Witam Cię,

Cieszę się z Twojego.
Czuje się teraz dużo lepiej.
Mój synek ma już 6 miesięcy i rzeczywiście też tak myślałam jak TY.
Dużo optymizmu i nadziei, że będzie dobrze.

Ja w ciąży przytyłam bardzo, bardzo dużo.
Jak jechałam na porodówkę miałam 110 kg.
Na szczęście nie wyglądałam na tę wagę.
Myślałam sobie urodzę to wszystko zniknie, może z większym trudem ale wrócę do moich ubrań.
W szpitalu maluszek był bardzo chory (choć w porównaniu do innych to był prawie zdrowy- straszne nieszczęścia są na tym oddziale).
Ogólnie żyłam w stresie. Całymi dniami nic nie jadłam - bo w szpitalu karmili nas normalnie jak zdrowych ludzi.
Na nasze stwierdzenie, że karmimy i nie powinni nam dawać kapusty, smażonych itp..
Usłyszałam u nas matki karmiące są na trzecim piętrze, a wy jesteście zdrowe i przynosicie stratę dla szpitala.

Ogólnie całymi dniami siedziałam na drewnianym stołeczku przed dziecku obolała, rozpłakana i załamana oraz uprzedmiotowiona.

Jadłam suchy chleb, czasami bułkę z kruszonką ( jak mąż na mnie nakrzyczał) i piłam wodę oraz herbatkę dla mam karmiących.

A waga tak waga mi spadła do 90 kg.

Wróciłam do domu stanęłam na nogi i zaczęłam akcję - powrót do dawnego wyglądu.

Jeden miesiąc, drugi miesiąc trzeci i nic waga raz rośnie raz spada ale tylko do 90 kg.
Spoglądam w lustro i co widzę :

Babsztyla, obrzydliwego grubego babsztyla z wiszącym brzuchem, wielgaśnym tyłkiem pokrytym krwawymi rozstępami oraz wielkim biustem którego nie mogę wcisnąć do żadnego biustosza (a jak już mi się to uda to ramiączka wżynają się w skórę powoli lecz skutecznie).

I pyskiem wielkim jak u świni.

Jestem zmęczona i zrozpaczona.

Mam takie fajne ciuchy i tylko wspominam jak w nich chodziłam.

Kiedyś już się odchudzałam na 1000 kaloriach.
Straciłam 30 kg i podobałam się sobie (z 86 kg).

W czasie ciąży widziałam, że tyje i myślałam co to dla mnie. Kto jak kto ale ja sobie poradzę.

Ale się przeliczyłam.

Nie umiem sobie z tym poradzić.