-
Mirielko mam nadzieje ze sie lepiej czujesz
-
Mirielciu,
nie dawaj się! Zważ na tej wadze coś o wadze nominalnej: pare kilo cukry, opakowanie proszku. Zobacz która się myli.
I co by się nie okazało pamiętaj, że przeciez dużo już schudłaś.
Głowa do góry i nie pozwól się zwariować, bo wtedy łatwo popsuć dietę.
pozdrawiam serdecznie
-
Dzień do kitu. No bywają takie dni w życiorysie, gdzie wszystko się paprze. To TEN dzień najwyraźniej. Osoby nie mające chęci natykania się na problemy inne niż własne proszone są o szybkie opuszczenie topika.
Jestem zła, sfrustrowana, przybita i wściekła. Słowo daję, że te wszystkie emocje można podać w jednym koktailu. Ja jestem optymistka i idealistka niepoprawna i pewne rzeczy, które sobie nieopatrznie wymyślę i uzasadnię logicznie, a które napotykają na mury niezrozumienia, niekompetencji, przepisów, zasad, braku zasad *) potem mają ładne działanie uboczne, czyli frustrację. Boli mnie żołądek, mam kluchę w gardle, chce mi się wyć tylko księżyca nie ma. Zrobiłam zatem coś absolutnie nielegalnego, czyli celem uspokojenia żołądka łyknęłam leczniczej nalewki własnej roboty, czyli Orzechówki. Nie jakiejś tam orzechówki, lecz kordiału pysznego przez duże O. A że brzuszek niezbyt pełny a i od alkoholu człowiek (hehe.. CZŁOWIEK ) odwykł od Sylwestra - to i jestem teraz i ubzdryngolona i wściekła. Muszę uprzedzić, że łyk choć jeden był dość pokaźnych rozmiarów. A że ja po alkoholu walę prawdę między oczy i nie patrzę na konsekwencje, to ja Wam POWIEM teraz!
Uwaga - skupcie się. Lub rozproszcie w polu rażenia. .. whatever ..
*) niepotrzebne skreślić
Wymyśliłam tak. Ja jestem .. no nie w pełni sprawna .. nazwijmy to Sprawna Inaczej. Nie zarabiam za dużo. Mam za duże mieszkanie. Mam Dziecię Lube, które kocham nad życie, ale z którym żyć czasem jest up.. ehem .. iornie trudno. SKORPION. I wymyśliłam, że zamiast zamieniać się na mniejsze mieszkanie (czyli obniżyć koszty) mogę zamienić się na dwie 'kawalerki' - czemu nie ma damskiej wersji tego słowa to ja za CZORT nie rozumiem - to dyskryminacja! Nie mam tzw 'wkładu własnego' ale mam mieszkanie, które przecież i tak muszę sprzedać, bo za co niby mam kupić te dwa?! Więc poszłam do banku mojego, od lat oswojonego, który pieczołowicie pobiera ode mnie co miesiąc haracz za to, że nie mam swoich własnych pieniędzy w łapie na codzień. No ten typ tak ma. I zapytałam, czy umożliwi mi tę zamianę w miarę bezboleśnie przeprowadzić. A mianowicie w swojej naiwności przebrzydłej pomyślałam, że dadzą mi kredyt na zakup mieszkań, ja je sobie odmaluję (nie no remont nie wchodzi w grę, ale chociaż do czystego bym się przeniosła), poprzenoszę graty na spokojnie z opcją oszczędzania zdezelowanego kręgosłupa, sprzedam swoje M4 i oddam kasę. Proste? BAJECZNIE proste. Ile czasu na to potrzeba? No max pół roku przy założeniu, że nie od razu sprzedam te moje 64 m2 w Warszawie. Transakcja pewna jak .. no pewna i już. I co? I D... ehem .. obrych wiadomości brak.
Dwa banki (mój i Expander), ale metoda i odpowiedż ta sama. BRAK ZDOLNOŚCI KREDYTOWEJ.
Konkrety - proszę bardzo. Pracuję w Instytucie 28 lat. Po studiach jako mgr inż. mam pensję na poziomie sprzątaczki, czyli niecałe 1000 zł miesięcznie. Do tego dochodzi renta inwalidzka w wysokości niecałych 400 zł. Czyli w sumie 1400 zł, czyli ZA MAŁO. Bank nie jest zainteresowany wpłatą własną (jak by potraktowano moje mieszkanie, a raczej jego hipotekę) lecz zdolnością kredytową. Musialabym szukać kogoś, kto podpisze umowę kredytową razem ze mną - a w takie coś nikogo nie wmanewruję. Tzn ja nie boję się o siebie - dla mnie coś takiego jak dług (nawet wdzięczności) to rzecz święta. Ale to zawsze komplikacja. Chcesz stracic przyjaciół? Pożycz pieniądze. Nic z tego. Muszę wymyślić coś innego. Póki nie wymyślę będę zła jak osa, będę gryzła i drapała .. tzn póki nie wytrzeźwieję ..
-
O NIE
Niedoczekanie, żeby jeszcze oprócz życia spartoliła mi się i dieta Milasku! Spoko - jem grzecznie .. Dużych efektów w niedzielę się nie spodziewam, bo bakterie gardło szarpią i leżę więcej, niż się ruszam. Gorzej, że leki mi wyszły .. a jak pomyslę o przychodni .. WRRRRRRRRRRRRRRRR ..
-
No to wielkie brawa Mirielciu
Ja postanowiłąm, że od dziś, co by się nie działo, jakby się nie waliło, nad jednym będe panować, nad swoim jedzeniem. Bo nad tym jestem w stanie zapanować.
Grrr...Wrrr... to ode mnie na banki i przychodnie.
-
Witaj!!!
Mirielko ma do ciebie ogromną prośbę. Wiem, że kupiłaś dres saunę i chciałabym zapytać czy on nadaje się do olejkowania, i jakie ma wymiary w okolicach biustu, bioder i uda. Próbowałam dowiedzieć się tego od sprzedającego na allegro, ale moje pytanie uparcie ignoruje. Będę bardzo wdzięczna za odpowiedź.
Pozdrawiam!!!!!
-
Moja rozmowa na GG:
- Mam pytanie - dres - sauna.. rozmiar uniwersalny.. tzn jaki? Słoń wejdzie? Marzy mi się damski tak na 95 kilo.. jeszcze .. alle grzecznie chudnę ..
- Podaję wymiary:- spodnie - pas 130 cm
- nogawka - od wew 69 cm zewn 105 cm
- obw nogawki 70 cm
- bluza - dł rekawa od pachy 54 cm od gory 78 cm
- obw klatki - 128 cm
Dres jest fajny - ale jeszcze się w nim nie olejkowałam osobiście. Jestem przeziębiona i ciężko mi się oddycha. W folii mam wrażenie, że się uduszę (ponoć przez skórę też się oddycha). Każdy większy wysiłek zatyka. Do tego ta obrzydliwa klucha w gardle. Zaczynam podejrzewać, że to niestety od kręgosłupa szyjnego, bo znika jak poleżę dłużej. Dziś po pracy i po weterynarzu zakładam kołnierz i połażę ze dwa dni. Zobaczymy ..
-
Mirielko, jestem tu po raz pierwszy. Co za zajmujaca lektura Jestes niezmiernie energizujaca osoba. Jest w Tobie tyle zycia, humoru i ciepla. Bardzo ciesze sie, ze Cie poznalam.
Rowniez popieram pomysl weryfikacji pomiarow wagi w przychodni. Bedziesz przynajmniej wiedziala czego sie trzymac. W sumie, to niby malo wazne, ale dla samej zasady moze byc warto.
Pozdrawiam cie serdecznie
-
Poranna rozmowa z Hybris zaowocowała niezłą gimnastyką. Aż żałowałam, że nie założyłam mego kosmicznego kombinezonu wychodząc z pracy. Z 5 litrów wody bym wypociła! Ale od początku.
Hybris namierzyła na Allegro tanią wagę elektroniczną. Spapugowałam i zakupiłam ją również - odbiór w Warszawie, dojazd prosty ode mnie z pracy, więc byłam zadowolona. Do czasu. Poszłam na przystanek tramwajowy - 26 nadjechało po minucie, w wielkim pędzie przejechało koło przystanku i zaskoczonych ludzi, by zatrzymać się przed samym skrzyżowaniem. Po minucie otworzyły się drzwi i pasażerowie zaczęli wysiadać, więc przystankowicze gremialnie rzucili się do wsiadania. Po 10 minutach powiadomiono nas jednak, że coś się zepsuło i należy wysiąść. Przesiadłam się zatem do następnego tramwaju. Po 15 minutach stania (26 ruszyło i grzecznie zablokowało cały środek placu Bankowego) zrezygnowałam z tramwaju i poszłam na autobus. Już po 10 minutach nadjechało 125. Udało mi się wcisnąć. I w tym momencie ruszyły tramwaje, a autobus utknął w korku. I jeszcze nie miałam pojęcia, że przystanek - na którym powinnam wysiąść - jest na żądanie. Wywiozło mnie zatem DUUUŻO dalej niż zamierzałam. Cofnąć się? Ależ tak - sprzed nosa zwiały mi oba kursujące tam autobusy. Zeźliłam się i poszłam pieszo - długaśny przystanek po lodzie. Zanim dopełzłam do przecznicy byłam mokra - bardziej z emocji, bo mam daleko do ziemi i jak ognia boję się łubudu. Znalazłam właściwą ulicę. Numer 5A .. szukam.. szukam .. brodzę po kostki w błocie, bo obecności chodnika nie stwierdziłam, a to co sąsiadowało z jezdnią było nieźle przemielone przez wszechobecne TIRy. Widzicie to? Starsza pani z aktówką pełznie po błocku między uganiającymi się za szmalem TIRami. Brak oznaczeń numerowych na blokach, hurtowniach i budynkach maści obskurnej. Gdzie ja jestem?! - pomyślałam. W Pcimiu Dolnym już chyba. Wreszcie znalazłam budynek w lepszym stanie - właściciel nakierował mnie na właściwą hurtownię. O mały figiel przegapiłabym tabliczkę nad drzwiami maleńkiego pomieszczenia, gdzie pracownik firmy chciał mi wcisnąć nie działającą wagę, nie dał żadnego rachunku. Po wielu roszadach bateriami i wagami dostałam swoje szklane cudo I teraz - ależ taaak! Pełznę z powrotem przez znajome już błocko, do tramwaju już czynnego i dalej byle do metra .. UFFF
Waga jest śliczna, elektroniczna, moje pieski ważą na niej odpowiednio: Nika 8,2 kg a Toto 9,1 kg. Dziecię odmówiło ważenia w pełnym rynsztunku i po obiedzie i negocjuje teraz GDZIE stanie waga. MOJA NIE DAM Ja - no cóż .. jest mnie więcej - jutro skoryguję i wagę startową i obecną, bo staruszek rzęch z łazienki był mocno łaskawy jak się okazuje Tak więc jutro rano ZNACZNIE przytyję!
Teraz mam drugi maraton - Nika do weterynarza, bo dziś ma dyżur moja ulubiona pani Irenka
-
Moja nowa śliczna waga elektroniczna pokazała dziś rano, że ważę więcej niż te 94 kg.. Ale nic to! I tak niedługo BĘDĘ tyle ważyć!
Trzy różne wagi i trzy wyniki - średnia matematyczna wyniosła 96,0 kg, więc elektroniczna jest najbliższa prawdy matematycznej. Zostaję przy jej wynikach. Pasek skorygowany, batalia trwa!
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki