Wracałam wczoraj z pracy. Wuturlałam się na peron i razem z wielkim tłumem właziłam na schody. I nagle stanęłam - w załamaniu schodów siedziała mała szara kulka. Mniejszy niż wróbel, małeńki mysikrólik Widząc tłum walący po schodach, nawiany i rozdeptany śnieg nie namyślałam się długo i sięgnęłam łapą. Uskoczył i kucnął. Drugi raz sięgnęłam i już nie uciekał. Wtulił się w dłoń i .. zamknął oczka. Zaspany? Chory? Przemarznięty? Zdecydowałam, że zostać tam nie może, wypuścić na ciemną noc bez sensu, bo sobie nie znajdzie dobrego miejsca do noclegu i koty go zeżrą. Wsadziłam dłoń z ptaszkiem do kieszeni kurtki i pognałam do najbliższego zoologicznego. Pan dał mi kartonik, ptaszka przełożyłam do pudełka, zakupiłam pokarm dla kanarków i wiązkę siana. W domu wyciągnęłam wielki karton, z siana zrobiłam wielką kulę z dziuplą w środku, przebiłam karton brzozowym patykiem (trofeum ze spaceru po lesie po wichurze - a kwiatek nim podpierany teraz zimuje), wstawiłam miseczkę z wodą i drugą z ziarenkami. Na połowie kartonu położyłam szybkę, reszta lekko przykryta papierem. Pudło na okno z nieszczelną szybą, żeby malucha nie przegrzać. Wskoczył w sianko i tyle go było widać Pobudkę zrobił o 5:50. Skacząc po pudełku obudził psy, te podekscytowane skacząc po kołdrze obudziły mnie. Wylazłam. Zaniosłam pudełko pod okno balkonowe. Na wszelki wypadek zasłoniłam firankę za sobą. Otworzyłam pudełko - malec siedział na zwoju siana i łypał oczkiem. Ruszyłam palcem sianko i wyfrunął z pudła. Zaspana popełniłam jednak mały błąd - zostawiłam zapalone górne światło, więc po wylocie z pudła mysikrólik wrócił w stronę światła i .. zatrzymał się na firance nad moim ramieniem. Zgarnęłam go dłonią, wytłumaczyłam mu dobrotliwie błąd kierunkowy i wystawiłam łapę daleko za kratę i .. POLECIAŁ Ładnie poleciał
Psy były niepocieszone. Nika teraz pilnuje kartonu wciąż go wąchając z zapałem
Zakładki