Kolejny dzień zawitał Kolejny dzień zmagań z dietą...
Wczoraj poszłam spać bardzo późno, jeszcze sobie ugotowałam brokuła na dzisiejszy obiadek Rano obudziłam się z tak ogromnym uczuciem głodu, którego nawet nie potrafię opisać. Oparłam sięjednak słodyczom, choć było blisko, naprawdę blisko katastrofy! Wygrałam, uda mi się zrzucić te kilogramy, bo wiem, że robię dobrze.
Wczoraj mój tatuś powiedział, że ładnie wyglądam, nie pytałam, co miał na myśli, ale chyba juz widać, że mnie ubyło
Rano zjadłam standardowo:
musli owocowe z rodzynkami (mniam)
jogurt naturalny z bakteriami.
Na nieszczęście mój synek jest zakatarzony i ma straszny mokry kaszel, boję się, że to kolejne w tym roku zapalenie płuc. Chociaż nie ma gorączki, naprawde ten kaszel mnie niepokoi
Dziś mam podły nastrój. Ginekolog wykluczył ciążę, na pewno nie będzie dzidzi teraz. To dobrze, ale okres mi się zbliża, więc stąd zły nastrój i smutek w oczach...
Kochane, piszcie, choćby, że jesteście, żę mnie wspieracie, że jesteście dumne z moich osiągnięć. Bardzo tego dzisiaj potrzebuję. Chyba sobie kupię gorzką czekoladę i zjem sobie jedną kratkę, bo nie wytrzymam, brak mi magnezu, albo żelaza... Jestem jakaś taka padnięta...
Zakładki