boże..ale dziś smutny dzień. samotnośc mi zaczyna dokuczać. w sensie takim, że wszyscy wyjechali a ja tu siedzę biedna, sama, w tej zatęchłej norze i walcze z lodówką. blee. na pocieszenie zjadłam kilka ciastek i 3 naleśniki. ale jeśli dodać do tego to, co zjadłam przez resztę dnia, wychodzi ledwo ledwo ponad 1000 więc jeszcze dziś wybaczamy (cholera, codziennie coś muszę sobie wybaczać.

zaczęłam poranek rozciąganiem z cindy znowu uwielbiam ćwiczenia na kasetach, to mi daje wrażenie, że nie ćwiczę sama wprawdzie drazni mnie cała ta cindy, która narzeka na drugi podbródek (no mamo no!), ale nie mogłam się cos doszukac innych kaset. może przez to mój dzisiejszy zły humor. dokucza mi już chyba od południa...albo może nawet od rana;/

ach, jak nas dziś pięknie zasypało. znowu. ruszyłam pulchny tyłek po południu na spacer, co by nie rozmyślać o swojej samotności ( ) i trochę się poruszać. połaziłam troche po parku, aż poczułam, że mam nogi, a potem jeszcze hop! do hipermarketu . a tam oczywiście tylko woda i dwa naturalne jogurciki. no dobra, jeszcze gumy cynamonowe. nie mogłam! nie mogłam sobie tego odmówić, jak mi jest źle, to tylko to mi robi dobrze .

a teraz czekam do 22.40 na film, więć pójdę trochę Was poczytać. i może trochę francuskiego na wieczór..? ehh, jak trzeba to trzeba


buziolce:* !!!