oj, rozpętałam burzę...hehe...dobrze...po kolei
1. SPOTKANIE
Było super, nie znałam nikogo, a 4 godzinki klachów upłynęły nawet nie wiem kiedy, normalnie nagadać się nie mogłyśmy, jeden temat rodził drugi, po prostu super i dostałam dyspensę na piwko
pozdrawiam wszystkie laseczki ze spotkania (normalnie byłam najgrubsza, hehe)
2. LUBIENIE-NIELUBIENIE
Powiem tak, z jednej rzeczy się cieszę, z drugiej nie. Cieszę się z tego że nie jestem ufoludek ze swoimi problemami, w sprawie akceptacji społecznej...nazwijmy to tak, czy empatii. Nie cieszę się, bo niestety jest to dar - myślę o empatii, ale i przekleństwo, bo faktycznie łatwo nas zranić...
Po drugie, jestem jak taka łatwowierna owieczka, ja to tłumaczę mojemu D. że każdy ode mnie na dzieńdobry dostaje kredyt zaufania, taka drabinka i jest na górze, każde "zranienie mnie" niestety kosztuje kilka szczebelków na dół, i jest to droga w jednym kierunku, tzn nie potrafię jakoś komuś tak w 100% wybaczyć...może i lubię dalej tą osobę, ale jestem powiedzmy "ostrożna". Błąd mój polega właśnie na kolejności, u mnie nie zdobywa się zaufania, ale je traci, przez to właśnie nie potrafię zrozumieć czasem ludzkich zachowań.
Po trzecie, nawiązując do Kamesa, to że ktoś na dzieńdobry nas nie lubi i nie ma powodu, bo po prostu nie ma, ma różne podłoża. Ja raz miałam takiego dyrektorka w pracy, który po prostu szukał owieczki...zawsze to była osoba nowa...najpierw płakałam przez niego, męczyłam się, stresowałam, aż podjęłam decyzję że po prostu na tyle siebie cenię, że nie będę tam pracować...i przestałam się go bać...okazało się że to po prostu niespełniony w życiu rodzinnym alkoholik, który po trupach doszedł do stanowiska a nie potrafi samodzielnie podjąć żadnej decyzji...i po prostu zrobiło mi się go żal, ale nie żal tak jak mi jest żal np chorej koleżanki, tylko po prostu poczułam że jest to "malutki, zakompleksiony alkoholik, któremu w życiu nic po za włażeniem w dupę przełożonym nie wyszło"...
I po czwarte, w nawiązaniu do Efci, właśnie tak powinno być, że jak kogoś nie potrafimy polubić, to przynajmniej dajmy mu spokój...tylko dlaczego inni tego nie potrafią zrozumieć??
3. DIETKOWANIE
wczoraj po wypłakaniu się eyce zjadłam jeszcze krówkę...więc nawet nie liczę ile tego było, w każdym razie dziś rano, naszykowałam rodzince śniadanko i sobie dwie sznitki z serem żółtym...poczym wzięło mnie zastanowienie, sznitki polądowały do lodówki a ja zjadłam grejpfruta i jabłko...
...na spotkanku było piwko i naleśniki ze szpinakiem w sosie jogurtowo-czosnkowym...pycha, serio w życiu nie jadłam lepszych...
...w domku jeden mini klopsik z grila, parę chrupek kukurydzianych, kawa z mlekiem, mandarynka i gryz banana...jest prawie 19...więc niech tak zostanie, dziś też nie policzę kalorii, ale chyba tak tragicznie nie było
gimnastyki nie było, ale było miło z mężusiem więc może zaliczę to jako gimnastyka, hehe...ale podładowana wróciłam z tego spotkania, jeszcze pomyśli D. że niewiadomo co robiłyśmy, hehe...
oj, bardzo się cieszę że niektóre rzeczy po prostu pomagacie mi zrozumieć...a asertywności się nauczę, powolutku, na prawdę cenię siebie...ale właśnie...jak to mówi D. jestem "za dobra", tak jak calmi, mam kaca moralnego jak mam świadomość tego, że mnie wykorzystano...
buźka wielka idę trochę do was, zanim mnie D. nie wyrzuci z kompa, albo madzia się nie obudzi...chyba znów ją choróbsko bierze...wrr...
Eyko, Efciu, Calmi, Haniu, KasiuCz, Madziu, Mirielko, Kamesie, Tremere, Bike...
dzięki za wsparcie i mądrości życiowe
Zakładki