zazdroszcze
zazdroszcze
Etap I start 2-01-2014 koniec......- odchudzanie SEZON NA ODCHUDZANIE ......
Etap II ..... wychodzenie z diety
Etap III ..... stabilizacja wagi i pilnowanie się do końca życia
Eee tam, żaden to znowu wyczyn
oki, jestem, żyję...nażarłam się...i to nie buraczkami czy mielonym...
przyjechałam z pracy do rodziców a tam czekają kartofle ugotowane lekko przypieczone na oleju z maślanką...oczywiście że było pytanie czy chcę...a ja odpowiedziałam...
no i cały talerz był mój...
...potem mnie wkurzyła magda, nie chciała się ubrać, tzn chciała ale sama, zaczeła buczeć, na to tata, że ją tak wychowuję, jak dwulatka może się sama ubierać...nawet pampera chciała sama ubrać (dostaje na drogę i do spania) i haja...że nie dam sobie powiedzieć że źle ją wychowuję, że nie powinnam jej pozwalać...ehh...nic że ona jest ambitna i uparta i ma charakterek...nie, tata wie lepiej...on wszystko wie lepiej...wrrrr
no i zaliczyłam 1 podpłomyk...
(bo nic innego ciekawszego nie było...a szukałam... )
potem oczywiście wróciłam do domu, wmłóciłam na zimno dwa mielone (wcześniej upieczone, na szczęście w kombiwarze bez tłuszczu...coś na wzór grila)
do tego 2 kromy chleba z masłem i serem żółtym...aż mi się ręce trzęsły jak je robiłam...jak jakiemuś ćpunowi na głodzie...boże, staczam się chyba...
oczywiście nawet D. nie wie że to też zjadłam, bo zrobiłam to ukratkiem w kuchni...
potem batonik chocapic (te z nestle z mlekiem, to tylko 100kcal) i parę małych wafelek powiedzmy pół princessy...i jestem nażarta, już nie czuję tego pięknego ściągania twarzy...teraz czuję spuchnięty bebech...
...aaaa siedzę przy piwie
nie mam do siebie siły...jestem może nie zła, ale zawiedziona, zniesmaczona i zawstydzona, bo w sumie D. sam powiedział że sama sobie robię na złość jedząc...że nikt mi przecież nie karze, nawet jak mnie wcześniej ktoś wk...
ale jest dobrze, wypłakałam się...dzięki...dopiję to piwsko i koniec...jutro też jest dzień, świetne spotkanie, mam już bilety na tramwaj, zafarbiłam włosy, pierwszy raz na brąz...okaże się jutro czy się wam podoba i wiem o której pojadę...już nic i nikt mi nie popsuje chumoru...jutro będzie dietkowo!!
motywacja: WEŹ SIĘ W GARŚĆ!!! TYLE!!!
Kasiu: fajna dyskusja hehe, pouczająca, gratuluję tych utraconych kg i zazdroszczę braku jojo...ja niestety kiedyś schudłam z 76 do 65 a potem jak trampolina na 90parę...oj...szkoda gadać...
waszko: masz rację, te kg wynikłe z jojo trudniej zbić...ehhh...w ogóle dziś niedietkowo...ehhh...ale będę pamiętać o tych ziemniakach...
efciu: ja też bym wybrała buraczki, ale mnie jakaś biała gorączka ogarnęła, wkurzyłam się i dalej szukać żarcia, odkurzacz uruchomiony i wchłanianie...wrrr...muszę nad tym popracować...
armida: mój D robi placki ziemniaczane i dodaje płatki owsiane, polecam świetnie chrupią, na taką michę kartofelków 2-3 łyżki płatków och a te mielone to była niespodzianka, mogłam nie dzwonić do D. bym nie wiedziała i może by było dietkowo...
no cóż nie będę płakać nad rozlanym mlekiem...co do choroby to ja zwykle też chudnę, mało ale niedietkując...od samej temperatury
Korni ty tak się nie stresuj, bo człowiek tylko na tym traci. Ja też jestem typem wybuchowca, bo nigdy nie odpuszczę, ale czasai warto pewne rzeczy przemilczeć, czasem mi sie to zdarza i naprawdę działa. Najlepiej nic nie mówić, to jeszcze bardziej wku..... druga osobę. A piwko czemu nie, przecież dzisiaj cała Irlandia i Anglia sie bawi, bo dzień św. Patryka trwa. Mój mężczyzna własnie poszedł z chłopakami do knajpy, a ja zostałam i mam w końcu komp dla siebie.
Korni ty tak się nie stresuj, bo człowiek tylko na tym traci. Ja też jestem typem wybuchowca, bo nigdy nie odpuszczę, ale czasai warto pewne rzeczy przemilczeć, czasem mi sie to zdarza i naprawdę działa. Najlepiej nic nie mówić, to jeszcze bardziej wku..... druga osobę. A piwko czemu nie, przecież dzisiaj cała Irlandia i Anglia sie bawi, bo dzień św. Patryka trwa. Mój mężczyzna własnie poszedł z chłopakami do knajpy, a ja zostałam i mam w końcu komp dla siebie.
oj eyeczko, dzięki, myślałam że na mnie nakrzyczysz...ale chyba pocieszenie jest lepsze...bo serio ja jestem jakaś dziwna, normalnie biorę do siebie cokolwiek ktokolwiek o kimkolwiek mówi...np mówi ktoś że pracownicy zwykle źle pracują...i ja już myślę że ten ktoś mówi o mnie...a już o moim ojcu nie mówię, wiem że chce dobrze, ale jest zodiakalnym bykiem, takim autokratom, on wie co najlepsze, wszyscy robią źle, jeśli nie robią tak jak on to chce, zresztą wczoraj np po setce gadek że za późno kładę małą położyłam ją po 20:00, oczywiście ja też wylądowałam w łóżku...mała niby śpiąca a i tak nie zasnęła, po godzinie męk...wyszłam z pokoju, pierdoła mała za mną bo stwierdziłam że i tak ją nie uśpię, a muszę się umyć...to usłyszałam że czemu ja ją usypiałam...normalnie dostałam szału...usypiałam bo się wcześniej nasłuchałam że za późno ją kładę...och...
kiedyś byłam u mojego kuzyna-psychiatry, o dziwo na rozmowie, wtedy kiedy tak ładnie zeszczuplałam i on mi powiedział, że bardzo liczę się z opinią innych na mój temat, to niestety prawda, lubię być lubiana i nie rozumiem jak ktoś może mnie nie lubić, a szczególnie ostentacyjnie okazywać antypatię, nie że chcę żeby mnie wszyscy lubili, ale po prostu ja nie chcę być niczyim wrogiem...i potem staram się być taka jaką chcą mnie widzieć inni, na studiach pół roku woziło się na moich wykładach...bo nie potrafiłam odmówić, prace grupowe pisałam ja, na piątkę, bo musiałam dostać stypendium (mieszkałam już z D, a nie pracowałam) i oni też dostawali...pomagalli, ale ja miałam znacznie większy udział w tych pracach...i co, oni pracują, zarabiają tak samo lub lepiej, a jedna z tych osób jest moim szefem...dostałam tą pracę ze wzgląd na studia, ale cóż...fakty faktem, dobrze na tym nie wyszłam...w ogóle moja asertywność jest równa zeru...walczę z tym, ten kuzyn mówił żebym trenowała na małych rzeczach, np odmawiam odwiezienia wózka w markecie, stanowczo, i co też mi wyczyn...
oj ale mnie wzięło, to już wiecie dlaczego taka jestem...nie wiem, kurcze, psychologa mi trzeba, ale jak można zmienić w czasie kilku miesięcy osobowość ukształtowaną przez kilkanaście lat...przecież zaczęłam tak grubnąć jak poszłam na swoje...ehhh....
oki, dobra idę spać, jutro ważny dzień
dobrej nocki
Korni pod względem osobowości mogłybyśmy sobie podać rękę. Ja też chcę, aby każdy mnie lubił, zeby wszyscy dobrze o mnie mówili, nie robie nikomu krzywdy, przynajmniej świadomie, ale ludzie niektórzy juz tacy są, ze pastwią sie nad innymi, mam takich w pracy. To ciężkie dla osoby takiej jak ja, która wszytkim sie przejmuje, stąd często przeżywam stresy; mnie nawet uczeń potrafi doprowadzić do sytuacji, ze myślę jeszcze w domu. Juz taka jestem, ale tak nie można, mi te stresy wszytskie wychodzą zawsze na USG, powiekszone węzły itd. Lekarka powiedziała mi, ze to od pośpiechu zyciowego, stresu, bo jestem nerwowa i tak nie mogę,bo to szkodzi. Czasem łykam sobie tabletki ziołowe na uspokojenie i piję meliskę, tak naprawdę to juz dawno nie piłam, bo zawsze zapominam kup[ić. Ale te tabletki pomagają, człowiek robi sie spokojniejszy i zlewa wszystkich. Muszę je znowu kupić, nie uzależnaiją, a raz na jakiś czas sie przydadzą.Śpij dobrze
eyeczko: wielkie dzięki za pocieszenie, oj mamy przerąbane, mój D. się niczym nie przejmuje, a szczególnie tym co o nim się mówi czy myśli...ehhh...a ja właśnie chcę być dla wszystkich dobra i też moja empatia jest dla mnie szkodliwa...może te kamienie na woreczku z tego...podobno to też ze stresów...oj jak ja bym chciała być bardziej odporna...
miłego wieczorka...idę łóżko rozkładać...jeszcze raz dzięki wielkie...oj jak ja kocham to forum, zawsze jest ktoś kto ci pomoże (aż mi się płakać chce...ze szczęścia... )
Hej, Korni, to jeszcze ja dorzucę swoje 3 grosze
Też byłam taka jak Ty: zero asertywności, chciałam, żeby wszyscy mnie lubili, nie potrafiłam odmówić, żeby nie sprawić komuś tą odmową przykrości itd. itp. wypisz-wymaluj Twoje zachowania.
Od roku walczę z tymi swoimi słabościami, chodząc właśnie do psychologa, to świetna kobieta, z nią uczę się różnych rzeczy od nowa, jakbym dopiero, co się urodziła
I ciągle mi powtarza: nie można nagle, z dnia na dzień zmienić swoich zachowań, które kształtowały się w nas przez całe lata.
To długotrwały proces, ale mnie bardzo te sesje pomagają.
Uświadamiają mi bardzo ważne rzeczy.
Wciąż przypominam sobie słowa mojej terapeutki: do 50-tki każdy ma jeszcze szansę się zmienić
Zakładki