-
Ehh...no to mi dałaś do myślenia. Jem węglowodany- głównie ryż, czasem makaron, jem owoce (bo lubię i zdrowe), ale najwięcej jem białka (mleko, jogurty) i kurcze i tak w 1000 zmieścić się nie mogę
Buziaki dla Was!!!
Ewka
-
Dziś będzie krótko i szybko, bo zaspałam
Przestój wagi trwa, chociaż właściwie cały czas oscyluję koło tego, co na suwaczku... ale nic mniej Trudno, trzeba przetrzymać. Rozterki, które sprawiały, że sobie ufałam w stopniu bardziej niż ograniczonym - na szczęście odeszły, a raczej nie - nie odeszły, ale zostały na tyle opanowane i oswojone, że już nie straszą... A przynajmniej nie tak, jak 17 kg, które jeszcze na mnie siedzi.
W ramach resocjalizacji i motywacji zaczęłam przeglądać ciuchy na Allegro... Znalazłam 3 spódnice (po przejrzeniu 7000 aukcji), trzeba powoli zacząć budować letnią szafę, a spódnic i spodni brakuje mi najbardziej. No ale na spodnie to jeszcze sobie poczekam. A kiece jak wylicytuję to się pochwalę Na razie sza! żeby nie zapeszyć
Z kociskiem trochę lepiej, dostałam dla niego nowe leki: wzmacniający w zastrzyku (oboje tego nie lubimy) i żelazo w kropelkach... Czy ktoś wie, jak podać kotu niesmaczne kropelki? Na szczeście tylko jedną, ale muszę pomyśleć, jak mam to zrobić, jednocześnie nie skatowawszy zwierzaka nadmiernie.
Golciu, ale słonko DLACZEGO pocieszasz się słodyczami? Czy za kase, którą na nie wydajesz, nie możesz sobie kupić czegoś innego? Albo iść na spacer? Albo do kina? Na niektórych argumenty ekonomiczne działają, na mnie na przykład. Widzisz, ja kiedyś zjadałam straszne dużo pieniędzy - 50 zł dziennie w formie obiadku w KFC, mnóstwa batonów, chipsów i coli to było dla mnie jak splunąć. A jak się wzięłam za dietę - zrobiłam sobie listę rzeczy, którą zatytułowałam: ZAMIAST SŁODYCZY. I dzięki temu moja kolekcja wzbogaciła się o sporo nowych flakonów i oprawek, które właśnie były umieszczone na liście, a których wcześniej nie kupowałam, bo te pieniądze przeżerałam, najzyczajniej mówiąc. Golciu, nie wiem, czy to będzie też sposób na Ciebie, ale spróbuj. Zrób COŚ, co sprawi, że nie będziesz stała w miejscu. Bo tkwić, użalać się nad sobą i być nieszczęśliwą - to jest łatwe. Trudniej jest podjąć wyzwanie. Najtrudniej - wyzwaniu sprostać. Golciu, zmierz się ze sobą. Rozumiem, że sesja, stres, masa smutków, ból istnienia, wszystko rozumiem, dopóki nie jest to usprawiedliwieniem dla Twoich słabości. Weź się w garść, nie jutro, niepojutrze - teraz. Wiem, że łatwo mówić "weź się w garść", ale musisz po prostu jakoś pokierować swoim życiem... nie da się tak dryfować, chyba że chcesz się zdac na łaske i niełaskę okoliczności, które zaprowadzą Cię nie wiadomo dokąd... bo rzadko prowadzą tam, gdzie chcielibyśmy trafić. Zastanów się, co Cię gryzie. Jeśli jest problem to go nazwij, bo jeśli to nadal będzie nieokreślone "coś", co w Tobie tkwi i urasta do rozmiarów demona - to ten demon będzie żadał od Ciebie kolejnych ofiar w postaci czekolady, batona etc. A jeśli NAZWIESZ tego demona - straci połowę swojej niszczycielskiej siły. Problem NAZWANY maleje o połowę, właśnie dlatego, że zaczyna był konkretnym problemem, a nie dręczącym czymś. Golciu, musisz sie wziąc za siebie, z całą stanowczością i konsekwencją. Bo wprawdzie nadwaga jest w tej chwili tylko skutkiem ubocznym zajadania innych problemów, ale jeśli ten dryf się utrzyma, to w końcu ona wysunie się na plan pierwszy. Teraz ważysz 75 kg (dalej zazdroszczę ), a pomyśl, co będzie, jak w ramach zajadania smutków dobijesz do 85? Albo do 95? A stąd do 100 już blisko. Golciu, nie popełnij mojego błedu, bardzo Cię o to proszę. Bo naprawienie go to straszny wysiłek. A jeśli nie musisz, to nie warto się męczyć sztuka dla sztuki.
Jeni, ale to wcale nie oznacza, że masz się nad węglami zastanawiać, może po prostu limit 1000 jest dla Ciebie za niski? Ja jestem na 1200 i zupełnie mi wystarcza. Fakt, że jem bardzo mało wegli - 2 kromki chleba chrupkiego albo 2 suchary rano, mniej więcej raz w tygodniu makaron ze szpinakiem na obiad i wystarczy. Też je lubię, ale w małej ilości mi wystarczają. A jak porównam to z czasami, kiedy potrafiłam w 1 popołudnie zjeść PACZKĘ makaronu, to mi ręce opadają. Teraz 100 gram suchego po ugotowaniu dzielę na dwa. Mówię Ci, skurczony żołądek to podstawa
a miało być krótko... spadam do roboty. Sciskam!
-
Cieszę się z powodu Maciusia
I trzymam kciuki za spódnice... Ja ostatnio miałam to samo - przejrzałam pewnie z 30 stron i dodałam do obserwowanych... jedną o rozmiarze której narazie mogę pomarzyć... bo waga zamiast w dół... powędrwowała 1,5 kg w górę
-
Oj tak Hybris, dokładnie tak. W dodatku czas przyjmowania jedzonka masz taki jakby ograniczony, bo u mnie mniej więcej jest to około 10 godzin dziennie, po 18 oczywiście nic. A porcyjki malusie, bo się nie mieszczą. W efekcie dzielę na 5-6 porcji i wygląda to tak, jakbym ciągle tylko coś przeżuwała. Ale zaczynam się przyzwyczajać.
ETAP I
-
Ja nie mam pomyslu jak kotkowi dac krople bo kazdy jest inny jeden da sobie wszystko zrobic a drugiego cala rodzina musi trzymac co bardzo stresuje kota .
.Mysle ze jakos sobie poradzisz a moze Malgosia ma jakies dobre pomysly
Dobrze ze z dietka juz lepiej bo nie warto marnowac swojej ciezkiej pracy
-
No to moje 1000 to i tak naciągam prawie cały czas na 1200 A to 1200 to jest dla mnie limit nie przekraczaly (który dzisiaj przekroczyłam o 30 ), ale ideałem było by 1000. Ale nie załamuję się, że się nie mieszczę
Ja też muszę sobie pooglądać aukcje bo ostatnio widziałam kilka interesujących rzeczy.
Miłego wieczorka.
Buziaki!
-
Jestem zołza... jestem stara wredna zołza, która na dodatek miała koszmarny dzień, której kot znowu słabnie, a chłop wrócił do domu dopiero pół godziny temu tłumacząc się metnie i śmierdząc piwskiem...
Siedzę w kuchni, pilnuję kocieja, trochę włóczę się tu i tam. Wchodzę na topik nowej. Na początku atakuje mnie grubasek. Łykam. Potem leca na wyprzódki ciuszki i jedzonko. Jeszcze zdzierżę. Potem zostaję - jako czytająca ten post i forumowiczka - pośrednio nazwana laseczką, co już dotyka mnie do żywego... Ale to mało... bo obiadek i dietka już rzucaja mi się do oczu, coby przemienic mnie w Juranda ze Spychowa. Ale to nie koniec tych tortur. Autorka bowiem kończy celnym kopem w brzuch dziękując za "odwiedzinki".
Jasna cholera... to pisze osoba DOROSŁA, na pewno sprawna umysłowo i studiująca. Ludzie, kobiety, dziewczyny... błagam - jeśli piszecie do mnie, piszcie NORMALNIE. Naga prawda, że jest się na diecie (nie dietce, dieteczce czy dietuni), na której je się obiady (nie obiadki czy obiadeczki) - nie zabija. Przynajmniej mnie. Czego i wam z całego serca (nie serduszka czy serdelka) zyczę.
hybris purystyczny i wkurzony.
ps. i nie jestem laseczką, lasunią tym bardziej. Ale będę laska, już nie długo... Laska, laska nebeska, jak śpiewała Vondraczkowa
-
Ufffff... Maciuś trochę silniejszy, no i przede wszystkima apetyt mu wrócił - jak tylko weszłam rano do kuchni - przywitało mnie głośne i jednoznaczne "khaaaa!", a w ten właśnie sposób mój kociej żąda śniadania. Zjadł sporo kurczaczka, poprawił śmietanką, teraz się myje... Moje kochane futerko
Waga też łaskawa. Chyba miałam dzień dobroci dla mnie, względnie uznała, że moje jęczenie wszem i wobec, że nie chudnę, powoli robi sie nudne i postanowiła rzucić ochłap... Jest jeszcze taka opcja, że Pockety w KFC odchudzają... Tak tak, wczoraj znowu ratowałam się obiadowym Pocketem, który uchronił mnie od niewątpliwej śmierci głodowej. Żarty żartami, ale wtorki mam straszne i z myślą o tym, że nie dam rady gotowac w domu, już się pogodziłam.
A, waga pokazała 78,8 kg, więc oczywiście zmieniam suwaczki A co, przecież nie będę czekać aż wyjdę z wprawy Poza tym to 79 już mnie lekko irytuje... 77 mi się marzy.... no już, juz, nie truję, 77 też będzie, chociaż może nie jutro. Ale w przyszłym tygodniu już na pewno Bo mam nadzieję, że ten dzisiejszy skok wagi to nie nagroda pocieszenia, tylko koniec przestoju. Bardzo, bardzo chcę w to wierzyć.
Pyzula, bo widzisz, ja jeśli chodzi o zakupy mam pewnien problem: moje WIZJE. Po prostu ciuch ma odpowiadać jakiemuś tam mojemu wyobrażeniu, więc przeważnie jest tak, że nawet kiedy znajdę odpowiedni - jakiś detal psuje całość, albo najzwyczajniej... nie ma rozmiaru. A poza tym - bardzo się pilnuję, żeby nie mieć za dużo ciuchów. Dlaczego? Bo ich nadmierna ilość mnie po prostu przytłacza, nigdy nie wiem, co mam na siebie włożyć, te, których długo nie nosiłam wzbudzają we mnie koszmarne wyrzuty sumienia... Co ciekawe - ten syndrom nie występuje w odniesieniu do np. okularów, czy perfum, tych mogę mieć ilość wręcz nieograniczoną, ale to usprawiedliwiam moją manią kolekcjonrską... Byle nie za dużo ubrań. Zatem po przemyśleniu tych 3, które wybrałam z 7000, zdecydowałam się na dwie - aukcje kończą się za kilka dni, juz ustawiłam snajperka. Bo te dwie na pewno mi się podobają i na pewno będę je nosiła... Oczywiście obie w rozmiarach lekko... hmmm... perspektywicznych, ale to też jest ich zaleta - będe chciała nosić (a będę) - musze schudnąć
Agula, a żebyś wiedziała, że już przy 5 porcjach dziennie mam wrażenie, jakbym ruszała paszczą bez przerwy Chociaż prawdę mówiąc - przeważnie wyrabiam się z 4 posiłkami, z tym, ż ja jednak mam na tyle pojemny żoładek, że 300 gram na jedno psiedzenie mi wchodzi. Byle nie więcej, bo wtedy czuję się po prostu przeżarta
Katsonku, Małgosia w sumie poddała mi sposób ze strzykawką, ale... ponieważ wczoraj Maciuś czuł się gorzej (tzn. słabszy był) ustaliłyśmy, że z żelazem, na które też może zareagować różnie, wstrzymamy się, dopóki nie poczuje się silniejszy. Dziś o 10 mam pójść do lecznicy po zastrzyk ze sterydem dla Maciusia, bo ten, który dosta w zeszłym tygodniu w czwartek - powoli przestaje działać.
A z dietą.. w sumie cały czas było dobrze, tylko teraz juz mi głupie pomysły przeszły (i całe szczęście )
Jeni, allegro to istna kopalnia okazji... naprawde udało mi się tam kupić mnówsto rzeczy za ułamek ich sklepowej ceny... A poza tym wybór jest ogromny. Ja od Allegro jestem już wręcz uzależniona Choć w dziale Odzież dopiero zaczynam szaleć... Zobaczymy, co będzie dalej...
ściskam, dopijam kawę i lecę z piesem
-
Macius nie ma wyjscia i musi wyzdrowiec skoro ma taka opiekuncza mame Jak chcesz to chetnie oddam mu troche energii od mojej malej Koty bo odkad ja mamy ( kolo 2,5 miesiaca) nie przespalismy w calosci ani jednej nocy Nasza duza Kota tez jest mala wykonczona Potrafi czasami zasypiac podczas jedzenia
Co do tego, ze bedziesz Laska nie mam zadnych watpliwosci Jezeli pozwolisz to sie do Ciebie dolacze bo tez Laska mam zamiar byc I to nie w jakiejs bardzo dalekiej przyszlosci
Martwi mnie tylko to, ze ostatnio nie moge wytrzymac i wchodze na wage czesciej niz sobie to pierwotnie zakladalam, czyli raz na tydzien. Maslicie, ze taki nalog moze mi zaszkodzic ??
-
Camkey - jeśli wchodzenie na wagę, codzienne nawet, jest Twoim jedynym dietetycznym przestępstwem - to waż się do woli Zanim kupiłam wagę elektroniczną - wazyłam się co tydzień. Teraz - codziennie rano, bo po prostu chcę się kontrolowac na bieżąco. Nie przeszkadza mi to w niczym, nie wpadam w rozpacz, jeśli z dnia na dzień jest parę dkg więcej. Jeśli i u Ciebie takie małe wahnięcia nie urastaja do rangi problemu - to myślę, że krzywdy sobie nie zrobisz.
Fajna musi być ta Twoja mała kota Ja jakoś nigdy nie wychowywałam kociaka od małego, zawsze trafiały do mnie już wyrośnięte, więc troszkę zazdroszczę... ale wszystko przede mną, w kociej kwestii nie powiedziałam jeszcze ostatniego słowa. W moim stadku energia rozpiera Mańkę, zresztą takiej cholery, jak ona, jeszcze nie spotkałam... i to nie jest związane z wiekiem, tylko z charakterem... ale bardzo mi się to podoba.
A do laskarni zapraszam i przyjmuję z otwartymi ramionami W jak najbliższej przeszłości. I nie mam najmniejszych watpliwości, że i Tobie i mnie sie to uda
ściskam!
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki