Dzień do kitu. Na szczęście ogólnie, a nie dietetycznie. Znowu przez pogodę. Co ja mam poradzić na to, że jestem chodzącym barometrem: ciśnienie spada, ja zdycham. Dosłownie. Mam zawroty głowy, mroczki przed oczami, muszę się pilnować, żeby trzymać pion. Męczy mnie to. Przy okazji przyplątała się @, co oczywiście w żaden sposób nie poprawia mojej kondycji. W związku z powyższym nawet nie mam specjalnych wyrzutów sumienia, że dzisiaj stepowanie się nie odbyło - bo raczej wolę nie ryzykować skręcenia karku przy okazji zlecenia z machiny... Ok, ok, wiem że marudzę. Ale nie lubię takich dni.
O, jeszcze o czymś chcę Wam opowiedzieć. Właściwie o małym zwycięstwie nad sobą i - bądź co bądź - moim kretyńskim krytycyzmem. Musiałam załatwić coś dzisiaj w okolicy Galerii Centrum i przy okazji wdepnęłam do H&M. Nie, po nic konkretnego, po prostu chciałam się rozejrzeć. Biorąc pod uwagę dzisiejszy poziom mojej percepcji - nic specjalnego nie wpadło mi w oko, poza jednymi spodniami, które zostały sklasyfikowane jako interesujące/w porywach do "przyzwoite". Znalazłam rozmiar (40 wydawała mi się dosć mała, więc wzięłam 42) i skierowałam się w stronę przymierzalni... Znalazłam jedną wolną, przebrałam się i...
I tu następuje dygresjaKupowanie spodni to był od zawsze mój największy koszmar ubraniowy. Bywały takie okresy, kiedy chodziłam w spódnicach i marzłam tylko dlatego, że nie chciałam/nie potrafiłam/nie byłam w stanie kupić sobie spodni. W przymierzalniach odbywały się sceny iście dantejskie, ilekroć jakaś dobra dusza chciała podnieść mnie na duchu przekonując, że wyglądam znośnie bądź nie wyglądam tragicznie. A ja patrzyłam w lustro, wyłam z bezsilności i byłam skłonna zamordować każdego, zwłaszcza tego, kto próbował mnie pocieszać - w końcu WIDZIAŁAM siebie i to, co widziałam, doprowadzało mnie na skraj rozpaczy. (koniec dygresji
)
... spojrzałam w lustro. Trzeba było przyznać, że leżały tak sobie: były opięte na udach (co przy modelu z kantem jest pierwszym powodem do dyskwalifikacji), były za długie i luźnawe w pasie... ale ja wyglądałam w nich znośnie. Po raz pierwszy od wieków po spojrzeniu w przymierzalniane lustro nie miałam ochoty popełnić rytualnego harakiri na miejscu. Muszę wam powiedzieć, że samą mnie to zaskoczyło dość mocno. I ucieszyło. Pewne rzeczy docierają do mnie z dużym opóźnieniem - ale dobrze, że docierają. Do mnie dotarło dziś, ile mam za sobą. Nie popadam z tego powodu w samozachwyt, ale jakoś mi lżej. I dobrze mi to robi na motywację)
Aha, spodni summa summarum nie kupiłam, bo raz ten kant a drugie to było bardzo niskie biodrówki... za niskie. Niw wyglądały dobrze. Ale efekt terapeutyczny dały pierwszorzędny
Pyzunia, cóż z tego, że nie jesteś jak mówisz wielkim posiadaczem - niestety człowiek ma to do siebie, że jak chce, to sobie znajdzie coś na etacie "skarbonki". I wtedy ciężej lub lżej zarobiona mamona fruuuuniePół biedy jak się zlokalizuje "wroga". Potem jeszcze trzeba z nim powalczyć. A przynajmniej spróbować. Chyba do moich noworocznych, niedietetycznych postanowień dopiszę: max. 1 flaszka perfum i 1 nowe oprawki miesięcznie. Zdaję sobie sprawę, że to i tak o wiele więcej, niż przypada na przeciętnego śmiertelnika, ale doskonale znam swoje możliwości i wiem, ile potrafię kupić jak się rozkręcę... Na szczęście z perfumami już się opanowałam, teraz trzeba i w temacie oprawkowym popracować nad soba
...
EMKR, z tym ratowaniem to był żart oczywiście, acz nie ukrywam, że obecność świetnie pływającej Rewolucji trochę podnosi mnie na duchu
Na wyprawie pokostiumowej jeszcze nie byłam, szanowny mąż nie ma czasu ze mną pojechać, a ja mam podstępny plan załatwienia za jednym razem i mojego kostiumu i jego spodni & koszuli, dlatego jest mi niezbędnyAż sama jestem ciekawa, co tam na mnie czeka...
I tyle mojej realizacji pkt. 6 na dziś. Idę się położyć zaklinając cały panteon grecko-rzymski, żeby jutro było choć odrobinę wyższe ciśnienie...
Zakładki