-
heh... wiem, co czujesz... z gadaniem babci już się chyba oswoiłam i puszczam mimo uszu, ale...
wczoraj pewien koleś mi powiedział, że zależy mu na mnie i wie, że byłby ze mną szczęśliwy, ale chce, żebym schudła
no qrde co za kretyn :/ się w głowie nie mieści, że jeszcze tacy po ziemi chodzą :/
-
If you call out my name...
Morrigion Gwiazdko, wszystko będzie dobrze, bo masz silną wolę i umiejętność werbalizowania trapiących Cię myśli, to bardzo pomaga - no i masz zapewniam Cię audytorium godne myślę czołowej Divy operowych scen
Sama pamiętam chwile załamki z powodu nazwijmy to "ogromu przedsięwzięcia", potem niekonsekwencją. Najgorsze były tzw. "rytuały przejścia", czyli jakieś urodziny, imieniny, party, gdzie oczywiście nigdy nie wytrzymywałam i robiła się ze mnie pod koniec przykładna świnka Piggy - za tym wyrzuty sumienia i poczucie winy. Ale to wszystko z braku silnej woli i kontroli nad sobą, nad tym po prostu trzeba się zaprzeć i to uaktywnić, bo inaczej nie ma bata.
Tak więc nie łam się Kwiatku - postawiłaś sobie wysoko poprzeczkę, a życie nigdy nie ułatwiało i nie będzie ułatwiać jej przeskoczenia, ale po to masz swoją BMG*, żeby przeskakiwać tę poprzeczkę metodycznie w górę po to, by wreszcie przelecieć nad nią z metrowym zapasem.
A co do jedzenia na diecie, to ja też swoim zdaniem jadłam 3x więcej niż kiedy się na diecie nie znajdowałam - a to po prostu kwestia większej ilości bardziej zróżnicowanych produktów w mniejszych dawkach. Tym niemniej wydawało mi się to zawsze cholendarnie dużo, na krańcowo irracjonalnej zasadzie: "1 jabłko, 1 pomarańcza, 1 ogórek i 3 suszone śliwki, to więcej niż 1 pizza" - matematycznie niby się nawet zgadza, a dietetycznie TO PRZECIEZ CZYSTY ABSURD!
Tym niemniej wrażenie pojawiać się może zawsze - ale Bardowie są twardzi i Wojowniczki groźne, dlatego nam nie straszne chwilowe osłabienia woli, prawda Księżniczko? No, już, dobrze jest. Zrzuciłaś 16, teraz zrzucisz i 20, a tak poza tym to zapomniałam dodać wśród argumentów za Twoim zostaniem Miss Laskonia, że masz jeszcze długie nogi, no
Gdzie można nabyć samoakceptację? Bladego pojęcia nie mam, szukałam we wszystkich możliwych miejscach i nie znalazłam, aż usłyszałam, że tego się nie da kupić bo się to już ma, gdzieś tam głęboko, i to tylko kwestia odkopania, wydobycia spod brudnych stert syfu, które narobiło w nas życie. Ale można pokopać razem, zawsze raźniej, i zawsze jest punkt odniesienia, ewentualnie druga łopata
To ja wracam lunatykować, ale pilnuję, gdyby lodówka zaczęła sprawiać wrażenie, że chce Cię zabić albo zjeść, albo tym bardziej gdyby było odwrotnie, dzwoń z miejsca, przyjadę na sygnale
* BMG - Bardzo Mądra Głowa (tudzież Boska M. G. )
Aurora Flammans
-
Witam po weekendzie!
Oto wieści z placu imieninowego boju, niedzieli jak również dzisiejszego poranka.
Sobota zaczęła się całkiem nieźle. Serek homogenizowany + kilka łyżek otrębów granulowanych z jabłkiem to jest to co lubię. Pomarańcza na drugie śniadanko oraz ryż brązowy z warzywkami 150 gramów na obiad. Oznacza to ni mniej ni więcej że do tej godziny na liczniku było jakieś 800 kalorii. Potem zaczęły się schody - imieniny mojego wujka. Zjadłam na nich kawałek pieczonego kurczaka i surówkę... trochę winogron, oraz kawałeczek (naprawdę maleńki) ciasta... % sprawiły że poległam. Jak ja się miałam
oprzeć toastom na jego cześć?? Bez słodyczy mogę żyć (Jeżu szpiczaszty! nareszcie mogę to powiedzieć!) tak samo jak bez piwa bo go zwyczajnie nie lubię, jednak dobrze zmrożona wódka, wino bądź absynt sprawiają że nie mogę się zwyczajnie oprzeć. Bogowie mi świadkiem że próbowałam. Nie, nie jestem uzależniona, pijam rzadko, nie upijam się praktycznie. Po prostu raz na jakiś czas nie odmawiam sobie naprawdę dobrego alkoholu, nie potrafię. Oznacza to ni mniej ni więcej tylko tyle, że dzień zakończył się na jakiś 1300 kaloriach w zdrowym jedzeniu i nie wiem jak wielu w %. W niedzielę miałam potworne wyrzuty sumienia. Niemal nie rzuciłam diety w diabły. Jednak kryzys zażegnałam. Niedziela świadczy o tym najlepiej. Zmieściłam się idealnie w 1200, głodna nie byłam, chociaż muszę przyznać że koktajl waniliowy i ciasteczko owsiane z orzechami w Arkadii to nie było to co planowałam na obiado-kolację. Jednak nie żałuję, bo wyprawa do kina zaowocowała obejrzeniem "Diabeł ubiera się u Prady". Hmm szczerze mówiąc powalił mnie na kolana tekst o tym że kobieta w rozmiarze 38 to grubaska Kreacja Meryl Streep bardzo mi się podobała, chyba jeszcze nigdy nie widziałam żeby grała tego typu osobę co Miranada "Smoczyca" Priestly. Polecam film, chociaż zakończenie jest do bólu holywoodzkie i mnie nie do końca przypadło do gustu. Dzień zakończył się na 1230 kaloriach.
Poniedziałek zaczyna się całkiem nieźle chociaż do końca zadowolona z siebie nie jestem.
Na śniadanko serek homogenizowany 200g gram z otrębami (288 kalorii), teraz jestem trakcie drugiego i tu zaczyna się problem... jestem uzależniona od redbulli!!! jasne, to 150 kalorii, jasne że to niezdrowe, ale ja je uwielbiam. To ma tyle węglowodanów, że głowa mała. Już i tak za duży suckes poczytuję sobie to ,że nie piję ich codziennie po 2-3 tylko 2-3 na tydzień. może nadejdzie taki czas kiedy odstawię je w ogóle.
Na obiad planuję brązowy ryż z warzywami - hortex orientalne warzywa na patelnię z odrobiną jogurtu + brązowy ryż (pół torebki) taka porcja starcza mi zarówno na obiad jak i na kolację. Na podwieczorek będzie jakiś owoc pewnie znowu, albo wasa z ogórkiem - trzy kromeczki. Takie jedzonko mi się nie nudzi na całe szczęście. Jutro pewnie będzie jakaś ryba i surówki, zobaczymy. Kolejnym dużym osiągnięciem jest to, że jak na razie piję prawie dwie butelki (2x1,5 l.) Nałęczowianki dziennie.
Bes - faceci to idioci (czasami i niektórzy na szczęście), gdyby mi jakiś powiedział coś takiego to bym go chyba wyśmiała. Wyśmiała i powiedziała mu coś do słuchu, coś czego potem zapewne bym żałowała. Kiedy tylko zniknąłby mi z oczu popłakałabym się jak bóbr. Komenty jakie słyszę na ulicy na temat tego jak wyglądam sprawiają że mam ochotę zapaść się pod ziemię i nie wychodzić. Wpełznąć pod kamień i krzyczeć. Na szczęście zazwyczaj mam słuchawki na uszach i nie słyszę nic poza muzyką którą lubię. Dobra, jestem w stanie zrozumieć, że facetowi może być wstyd pokazać się z laską z nadwagą. Mi byłoby wstyd za towarzystwo, które komentuje nadwagę dziewczyny dającą znajomemu facetowi szczęście. Inna sprawa, że mamy wzorzec kultury, w której waga powyżej 65 kilo jest niedopuszczalna, a "ideałem" jest 50 kg przy 175 cm wzrostu (faceci chyba nie wiedzą co piszą, a świat upadł na głowę). Nic to, trzeba być twardym jak szkot, a nie miętkim jak ninja. Wzorcom się nie dawać, a ważyć tyle, żeby się czuć dobrze, atrakcyjnie i zdrowo. A facetom mówiącym będzie mi z tobą super jak schudniesz należy mówić - a mi z tobą jak mnie wesprzesz bo też tego chcę albo a mi z tobą jak ci IQ do 100 skoczy
Ekuś - znalazłam 1g gram samoakceptacji, gdzieś w środku w sobie, potrzebuję jej jeszcze jakieś 60 kilo i będzie dobrze. Zadziwia mnie sposób w jaki o mnie piszesz, aż się czerwienię. Co do nóg to wiem że mam długie, za czas jakiś może nie będą tak tłuste jak w tej chwili. Ogrom przedsięwzięcia nadal mnie powala, ale mam nadzieję że będzie dobrze, bo przeżyłam pierwszy kryzys. Zgubiłam 16 kilo, zgubię i 20, nie jest źle. Muszę sie po prostu trzymać planu. W głowie nadal mi siedzi że za dużo jem, ale myślę że tak już mam, racjonalnie wiem, że to bzdura, emocjonalnie niespecjalnie.
Pozdrawiam serdecznie
Morrigion - Spadająca Gwiazda z Krainy Tysiąca Niewypowiedzianych Słów
-
No to kolejna doba odgrubiania zakończona.
Na kolację było 5 was z almette (ziołowym), ogórkiem i siemieniem lnianym w sumie 200 kalorii. Wiem że wieczorem nie powinnam wcinać węglowodanów ale jakoś tak wyszło.
W sumie dzionek zakańczam na 1190 kaloriach i 2,5 litra wody mineralnej.
Grzech sztuk raz - red bull, ale wliczony w całość.
Tak sobie pomyślałam, że po pierwszych pożegnanych 10 kilo zapiszę się na flamenco, po kolejnych pięciu coś wymyślę, bo na mecie przekłuję sobie pępek, albo zrobię tatuaż... Ćma mi chodzi po głowie już od ładnych kilku lat.
Pozdrawiam
Morr Z Krainy Niewypowiedzianych Słów
-
Morr, bardzo dziękuję za miłe słowa u mnie na wątku. Cieszę się, że do mnie zawitałaś. Przyznaję, że poczytywałam Twój wątek od dawna... Bardzo ciekawy.
Tatuaż właśnie zrobiłam...hihiihi. Strach pomyśleć, co wymyślę później... Pozdrawiam cieplutko.
PS.
Twój wątek- Morr Z Krainy Niewypowiedzianych Słów- z jakiejś przyczyny od samego początku tchnie w moim odczuciu jakimś niezidentyfikowanym dla mnie mistycyzmem. Dziwne...Dlatego wydawało mi się, że cokolwiek nie napiszę będzie płaskie i nie na miejscu. Sama tego nie rozumiem. Ale odważyłam się zacząć i teraz będę u Ciebie gościem częstszym.
ETAP I
-
Kwiatek wysiada z doniczki...
To jest niestety ten kulturowy mechanizm...który każe mierzyć samoakceptację według ilości posiadanych kilogramów - i samoakceptacja jest odwrotnie proporcjonalna do wagi, co jest jedną z największych bzdur współczesności i najdotkliwszych chorób cywilizacyjnych... Błędne koło sumienia, w którym brak samoakceptacji z przyczyn życiowych przekłada się na kompleksy wagi, a kompleksy wagi zasilają brak samoakceptacji...
Ale cóż...jeżeli już się jest chorym na współczesne normy estetyczne, a istnieje realna możliwość zbliżenia się do nich dla własnego świętego spokoju ducha i samoakceptacji, to na bogów, nikt nie zabrania do tego dążyć - ale nie kosztem zdrowia. Mówimy więc "papa" takim chemicznym świństwom jak Meridia, i wyposrodkowujemy sobie brak "błyskawicznych efektów" (choć wiadomo że te są najbardziej zdradliwe) stałą afirmacją siebie.
Dotarło do mnie jakiś czas temu...że nienawidząc siebie wcale sobie nie pomagamy... A jeśli potrzebujemy wsparcia w tej walce, to przede wszystkim swojego. Tak więc Gwiazdko naprawdę, bądź dla siebie dobra - zasłużyłaś na to. I to wbrew pozorom pomaga...bo kiedy pomożesz sobie afirmacją, kilogramy zaczną lecieć w dół jak ze zjeżdżalni.
A zresztą, gdybyś lubiła siebie chociaż w jednej dziesiątej tego jak jesteś lubiana, to Miss Laskonia byłoby kwestią dni.
Pozdrawiam mistycznie...tak, to dobre słowo
Aurora Flammans
-
tattoo już mam (w sumie czas dokończyć :/) --> ale wzór, na który choruję od wielu wielu lat wciąż czeka... postanowiłam, że zrobię jak zejdę poniżej 78kg
o kolcu w pępku na koniec też myślałam - ale to takie landrynkowe...
-
Skończyła się koleje dwie doby, słońce znikło za horyzontem o 17. Mamy jesień, a po niej nadejdzie zima, czyli moje ulubione pory roku. Lubię chłód, zimno, chyba mam coś wspólnego z eskimosami... (całkiem rozsądnie tłumaczyłoby to moje otłuszczenie )
Ale do rzeczy, ostatnie dwa dni są absolutnie bliźniacze jeżeli idzie o jadłospis
Śniadanie - wasa (6 sztuk) posmarowane almette z pomidorem i ogórkiem posypane siemieniem lnianym
Śniadanie II , Obiad - ryż brązowy (150g) plus warzywa na patelnię hortexu gotowane na parze, a potem na chwilkę wrzucone na woka i przysmażone na łyżce oliwy <--- podzielone na dwie porcje
Kolacja - serek homogenizowany waniliowy z otrębami granulowanymi z jabłkiem
Na liczniku 1143 kalorie.
Z ciekawych rzeczy, to zaczęłam jeść pałeczkami (ryż z warzywami of cours, bo przecież nie kanapki :P) W efekcie jem wolniej, mniejsze kęsy. Hmm szkoda, że wcześniej na to nie wpadłam, ale uczymy się przecież przez całe życie
Zastanawiam się poważnie, dlaczego taki jadłospis mi się nie nudzi. No dobra warzywa są różne, czasami wskakuje mi kurczak i ryba, ale to nadal takie samo wszystko, ale mi smakuje (chyba po prostu nie potrafię się przyznać do braku inwencji twórczej - co oczywiście jest bzdurą bo tworzyć i gotować to w miarę umiem). Chyba się po prostu przyzwyczaiłam, zresztą to jest bezpieczne, wiem co jem i ile, chociaż z drugiej strony chyba po prostu wpadłam w rutynę. Może rutyna diecie dobrze wróży?
Agulo i Bes, bardzo wam dziękuję za odwiedziny, nawet nie wiecie jak wiele to dla mnie znaczy. Głupio mi tak pisać do ściany (Ekuś zna mnie z real’a , co wcale nie zmienia faktu, że jej wsparcie na forum jest dla mnie również bardzo istotne). Nie wiem czy wątek tchnie mistycyzmem… ja bym to nazwała romantyczno-gotyckim podejściem do sprawy (Chociaż mistycyzm niezidentyfikowany również brzmi dobrze ). Mam nadzieję, że będziecie tu do mnie zaglądać. Pisanie na dieta.pl to jedna z niewielu rzeczy, która utwierdza mnie w przekonaniu, że dam radę. Myślę, że polega to na tym, że zostawiam swój ślad, zapisuję swój sukces, drogę pod górkę. To bardzo motywuje, zresztą wiemy chyba o tym wszystkie/wszyscy. Nic co mi napiszecie nie będzie płaskie, co najwyżej płaskie będą nasze brzuszki za czas jakiś Przyznam ci się Agulo, że to ja mam wrażenie, że cokolwiek piszę, to jest to płaskie i bez sensu.
Ekuś, zadziwiła mnie twoja wypowiedź. Nie dlatego, że nie wiedziałam, albo dlatego, że nie masz racji. Po prostu, dawno z nikim o tym nie rozmawiałam, tak serio, poza tobą.
Jestem cholernym estetą, do tego hipokrytką. Tak prosto przychodzi mi krytykowanie wyglądu innych , tak łatwo, że to aż boli. Może dla mnie kanonem urody nie jest 175 cm. wzrostu i 50 kg wagi, ale kobieta powinna być szczupła i proporcjonalna. Chyba za dużo zdjęć obrabiam i robię, skrzywiłam się i przestałam patrzeć na siebie. Ale to odchodzi do lamusa. Ze zdziwieniem obserwuję co dzieje się z moim ciałem. Nigdy nie byłam szczupła, co najwyżej mieściłam się w górnych granicach normy i teraz za Chiny Ludowe nie potrafię sobie wyobrazić siebie dwadzieścia kilo chudszą. Pytanie brzmi ile ja muszę ważyć, żeby zacząć się tak naprawdę akceptować? Odpowiedzią na dzień dzisiejszy jest – Nie mam bladego pojęcia.
Bes i Agulko, jakie macie tatuaże i gdzie? (Mam nadzieję, że nie są to pytania niedyskretne)
Mi chodzi po głowie taki:
Na zakończenie wieczoru o jesieni i zimie. To piękne wersy napisane ręką Kaczmarskiego.
…Bo za szybą jesienna ulewa zajadła,
Podchodzą do okien strzygi i widziadła.
Odwróć się od szyby, rozmawiaj na migi -
Strzygi i widziadła, widziadła i strzygi...
…Bo za oknem śnieżyca, chichoty i wycie,
Przed którymi na próżno chowamy się w życie.
Ten niepokój dopadnie nas zawsze i wszędzie -
Pamiętamy, co było
Więc wiemy - co będzie.
Pozdrawiam serdecznie
Morr z Drugiej Strony Monitora
Ps.: Bes. kolczyki w pępku nie są landrynkowe.... Przynajmniej nie takie jakie mi się podobają
-
-
jak widać wciąż nieskończony... Qba jak ma wizję to za chiny ludowe nie może dokończyć dzieła :P
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki