-
Agula,ja Ci kochana gratuluję tych 30 kilosków.Jesteś WIELKA!!!!Nie bierz tego dosłownie, wielka bo tego dokonałaś!!!.Ale muszę o tej pizzy napisać.Znów okazało się że jesteś WIELKA bo nie skosztowałaś ani kawałeczka.Oświadczam zatem,że gestapo nie ma na Ciebie haka .
Pozdrawiam
-
Agulko droga - przede wszystkim moje najszczersze gratulacje: 30 kg brzmi pięknie i dumnie. I oby tak dalej - kolejne 30 do tyłu
Cieszę się, że trwasz i że trwasz tak dzielnie. Dieta Cambridge jest rzeczywiście cudna, daje szybkie efekty, piękne spadki etc, ale przy okazji jest potwornie męcząca. Więc doskonale Cię rozumiem, że chcesz zrobić tymczasowe zawieszenie broni i wiesz... gdybym była mądrzejsza o moje aktualne doświadczenia, pewnie zrobiłabym to samo. Mam wrazenie, że po prostu człowiek dochodzi do takiego momentu, kiedy orgaznim już po prostu odrzuca żarcie saszetkowe i wtedy koniec, nie pójdzie dalej - zresztą to też widać po wolniejszym spadku wagi. Masz rację, pod tym względem Cambridge rozpuszcza niesamowicie. Ah, gdzie te czasy, kiedy codziennie waga pokazywała przynajmniej 20 dkg mniej, a i na te 20 dkg zdarzało mi się krzywić.. teraz wspominam z rozrzewnieniem Poza tym wiesz? Nie żebym Cię pocieszała, ale przerwa w Cambridge i takie powolne chudnięcie ma zbawienny wpływ na skórę. Moja tuż po ścisłej była w kondycji mocno dyskusyjnej, teraz widzę znaczą poprawę. To chyba taka nagroda pocieszenia - chudniesz powolutku, ale wygladasz coraz lepiej Coś w tym jest.
Aguś, z wypiekami na twarzy przeczytałam Twoją relację o pieczeniu pizzy i powiem Ci szczerze, że jestem pod wielkim wrażeniem, a przy okazji - bardzo z Ciebie dumna. Ale masz rację, człowiek uzależniony kiedykolwiek od czegokolwiek - nie może ufac sobie w 100% Twoją konfrontację z pizzą ja zaliczyłabym do doświadczeń ekstremalnych, ale przede mna tez stanął dziś mały, osobisty kusicielek. Wysyłając Piotrka na zakupy, kazałam mu kupić dla mnie muesli (mikroelementy coby nie wyłysieć). Jemu natomiast się coś porąbało, wrócił z płatkami Fitness z jogurtem. Otworzyłam, spróbowałam... dobre. Przegryzłam parę w ramach drugiego śniadania. Potem siegnęłam jeszcze po garsteczkę.. Też smakowały. Ale kiedy po raz trzeci mój wzrok powędrował w ich kierunku - wstałam i schowałam je do szafki, mówiąc sobie głosno i wyraźnie: NA JUTRO NA ŚNIADANIE I NIE WCZEŚNIEJ. Niestety, pokusy trafiają się każdemu w najmniej przewidywalnych momentach, a sukces zależy od tego, jak bardzo będziemy zmotywowane, żeby z nimi walczyć... Ale o Twoją motywację jak widac moge byc spokojna... Aguś, życze Ci, zeby kolejne kilogramy poszły sobie od Ciebie równie żwawym, marszowym krokiem, jak te pierwsze
ściskam Cię mocno!
-
No to ładnie, po pełnych 2 tygodniach ścisłej 3,3kg. Można stwierdzić, że nie warte aż takiej męczarni na diecie ścisłej. Hybris masz rację, organizm sam wie, kiedy trzeba przestać. Od poniedziałku zaczynam powolne wychodzenie ze ścisłej. I... na warzywa i owoce, aż do późnej jesieni. Pozdrawiam cieplutko.
ETAP I
-
Agula, będę adwokatem diabła, ale czy to nie zatrzymanie wody, inne czynniki? Może ruszyłoby z kopyta w ostatnim tygodniu, jak u mnie w 1szym i teraz, w 2gim cyklu? Rozmyślam tylko głośno, ale oczywiście rób, jak uważasz. Najważniejsze żeby działać zgodnie z tym, co nam rozum mówi - i nasze ciało.
Trzymaj się cieplutko.
(za to u mnie nadal dziwny stan się utrzymuje - ketony w ilościach śladowych, kiś czort, ale ważne, że chudnę)
-
Fijording słońce, jakoś trochę pogubiłam się na tej ścisłej. To, że znoszę ją zupełnie inaczej niż poprzednie to nie ulega wątpliwości. Ostatnie dni, co prawda nie były aż tak koszmarne, w sumie, gdybym się spięła, możliwe, że przeszłabym ten ostatni tydzień w całości. Może rzeczywiście coś w końcu by zaskoczyło. Przecież to tylko 7 dni. Zobaczymy... Będę na tej ścisłej dc z dnia na dzień, bez stresu. Zawsze spokojnie mogę wskoczyć na mieszaną. Miotam się z tą dietą, jak nigdy. Jasny gwint...tu potrzeba zdecydowania, a ja z kąta w kąt, bez sensu. Pójdę na żywioł, zobaczę po prostu co będzie przynosił kolejny dzień. Byleby dietetyczny był. Jeśli już stanowczo wypadnę ze ścisłej podietuję sobie racjonalnie na diecie niskokalorycznej i niskowęglowodanowej. Na razie, pa.
ETAP I
-
Agula, a ja nie będę niczyim adwokatem, tylko Ci powiem, jaka mam teorię. Oczywiście teoria jest domorosła, ale w moim wypadku się sprawdziła i obawiam się, że Ciebie dotyczy także. Otóż mam wrażenie, że przy powtarzaniu ścisłych z krótkimi przerwami między nimi, pojawia się coś takiego, jak kryzys trzeciego cyklu. Z jednej strony wcześniej schudłaś już dużo, jesteś w euforii, chcesz więcej, więcej i więcej - z drugiej ciało sie bintuje, metebolizm mówi: dość! Efekt? Psychika siada, bo właściwie jest się na tej ścisłej, ale męczy się człowiek jak potępieniec i tylk odlicza dni do końca. Sama to miałam, pamiętam i te irytacje, nadzieję, że się to wszystko wreszcie skończy i bezsilność, kiedy waga wcale nie pokazywała tego, co chciałam.
Dlatego Aga - jeśli w tej chwili DC tak Cię męczy - odpuść. Nie dietę, ale daj już sobie spokój z saszetkami. Schudniesz i tak, może troszkę wolniej, ale nie aż takim kosztem. Rozumiem, że każda z nas ma (miała) ambicje, żeby skończyć to, co zaczęła, dojechać do konca, mieć satysfakcję dobrze wykonanej roboty. Ale jeśli dieta przestaje przynosić efekty, to męczenie się tylko dla poczucia dobrze spełnionego obowiązku uważam za pomylenie pojęć. Bo w momencie kiedy wysiłek wielokrotnie przekracza efekty, to robi się sztuka dla sztuki. Osiągnęłaś juz bardzo dużo, osiągniesz jeszcze więcej i tego jestem pewna. I z tymi ostatnimi 7. dniami ścisłej i bez nich
ściskam mocno!
-
-
-
Oj…. jak długo musiałam szukać swojego wątku na liście….No to przetrwałam ten ostatni cykl ścisłej, ufff. Od poniedziałku już wychodzę z cambridge. Mam tak serdecznie dość, że minie ze cztery miesiące zanim zdecyduję się na powrót, o ile w ogóle tak. Ostatni cykl nie przyniósł zbyt rewelacyjnych efektów- ostatecznie 5,8 kg. Nędza w porównaniu z poprzednimi. Czwarty dzień po dc i jest ze mną o wiele, wiele lepiej. Waga nie poszła ani grama do góry, a to że stoi od trzech dni w miejscu, to nawet mnie nie wkurza. Znam już mechanizm, jelita się wypełniają więc to, że nie przybyłam na wadze świadczy o tym, że chyba jednak cały czas chudnę. Taką mam w każdym razie nadzieję. No to tyle nowin dietetycznych. Pa
PS. Dziś jest dzień symetrycznych cyfr:
było do schudnięcia 77kg
schudłam 33kg
przede mną 44kg.
Czy to coś znaczy???
ETAP I
-
Kochani, na razie idzie w dół całkiem nieźle . Jeśli poziom się utrzyma, to do końca wakacji pożegnam tę przeokropną setkę na wadze. W tej sytuacji potrzebny byłby ubytek 6.5 miesięcznie. OK. to raczej nie możliwe, ale pomarzyć jednak można . Dobre samopoczucie i humorek powróciły już do mnie, mam nadzieję, że na dłużej. Jadam teraz wyłącznie warzywa i białe mięso, w dalszym ciągu zero węglowodanów. Przyznaję, to dziwne, ale zupełnie nie ciągnie mnie do pieczywa, makaronów i słodyczy. Tu DC osiągnęła największy sukces, oduczyć takiego chlebo- i słodkożercę rzucania się na swoje ulubione jedzenie to sukces wręcz niewiarygodny . W tym tygodniu całkiem odstawiam zupki i inne posiłki dc. Wprowadzam wytęsknione 1000 kalorii, myślę, że na około dwa-trzy tygodnie. Później zwiększę do 1200kcal. No ukradzione w pracy 10 minut mija, więc zmykam. W domu na razie mam przerwę w dostępie do kompa, i to boli najbardziej, bo nie mogę sobie popisać na Waszych wątkach Pozdrawiam wszystkich
ETAP I
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki