Witajcie kochaniutkie, oj ciężko było trafić na swój wątek, tak daleko odpadłam. Po tych kilku dniach wolnego spędzanych poza domem nareszcie dorwałam się na chwilkę do netu i od razu do was piszę. Pierwsze dwa dni przebiegły pod znakiem deszczu i wiatru oraz....najwspanialszej pod nieboskłonem zabawy, której efektem są bolące od harców nogi i kolejne kilogramy wywalone do śmieci. Ogromnie cieszę się bo przekroczyłam znowu pewien etap, magiczne 130 i jestem nieomal w połowie drogi do pozbycia się setki z wagi. Przy 99,9 będę się czuła jakbym przekraczała Rubikon, nieosiągalną granicę nie do zdobycia. A mnie i tak się uda. Buziaki wszystkim
Zakładki