Cześć.

Przytyłam wszystko to co straciłam, wiec czas zrzucić to na nowo, bo się w spodnie ledwo wciskam, a lato rozszalało się na całego. Grubość jako tako już mnie tak nie stresuje, ale chcę czuć się komfortowo w swoich ubraniach, a nieco mi się przez ostatni miesiąc nabrało balastu - za bardzo odstaje mi brzuch i oponka, buzia zbyt nalana.

Plan jest prosty jak budowa cepa - spadek do 101kg, koniec napychania się jak śmietnik, ruch, jakieś ok. 1500kcal/dzień, dużo wody (w lecie z piciem nie mam problemów, hehe) i powrót do sportu, ostatni posiłek o 19.
Żadnego głodzenia, pieprzenia się w dziwne posiłki, liczenia, myślenia etc. Po prostu ograniczenie.

Różnica w moim podejściu polega na tym, że ostatnio nie odczuwam tego przytłoczenia co jakiś czas temu. Jedyne co mi przeszkadza to to, że nie utrzymałam stanu 105kg, bo wtedy było ok - brzuch mi się nieco spłaszczył, ubrania leżały luźno, kondycja wróciła.
Najwyraźniej 105 to moja granica, trzeba zejść poniżej. ;-)

No to jutro się tu melduję z obecną wagą i jazda do gubienia kilku kilosów - szafa pełna ubrań czeka. ;-)

DziOObku, byłaś w piątek w Chorzowie? Eh, niestety w piątek pracowałam na ogrodzie od rana do wieczora i bym się nie wyrwała. Jak jeszcze kiedyś byś tam jechała to daj znać - z chęcią się wybiorę.