-
KOCHANA C. GRATULUJE TEJ DYSZKI i troszke zazdroszcze
też dietkuje od 5 tygodni ale tak rewelacyjnego wyniku nie mam, coś mi się zdaje że mnie szybciutko dogonisz
MILUSIEGO WEEKENDU
-
:P :P :P świetnie Cauchy!!! Dwucyfrówka za rogiem!!! :P :P :P
mam do ciebie prośbe o przepis na ten pilling kawowy , a czy to to samo co te zawijania w folię bo szuka tego Doris!!
a kto to ta specjalistka pris???
-
Witam dziewczęta
Menu dzisiejsze (ciężko było coś wykrzesać z tych resztek dietowego żarcia w domu, ale udało się):
śniadanie: 2x kiwi, brzoskwinie w soku (120gramowe porcje za 70kcal), Activia truskawkowa
drugie śniadanie: sałatka (dwa pomidory, dwa ogórki małosolne), Wasa x2
obiad: ekhem, groszek Bonduelle (ale on w składzie ma groszek, wodę, cukier i sól!, żadnych sztucznych konserwantów! ), Wasa x3
podwieczorek: jogurt naturalny z żurawiną i otrębami (który to już dzień z rzędu? )
kolacja: no też nie najlepiej, bo mleko waniliowe Łaciate (ostatnie!)
Łącznie kalorii dzisiaj: 935kcal.
Wiem, wiem, mało, słabo i w ogóle be. Już się tłumaczę!
Wczoraj byłam zmęczona po tym rowerowaniu w upale i przez bolące oczy, wieczorem nie ugotowałam nic na obiad. Stąd też w pracy wszamałam ten groszek, który tam na wszelki wypadek w szufladzie był. Z kolei co do kolacji miałam zgoła inne plany (rybka na ciepło!), ale w ciągu dnia okazało się, że będę musiała z pracy pojechać do siostry do szpitala, a potem skoczyć na pocztę i wysłać polecony, i koniec końców w domu byłam o godzinie 19tej, z brakiem realnych możliwości na w miarę szybkie przygotowanie czegokolwiek. No więc wypiłam to mleko i trudno. Ale to było ostatnie, już żadnego zapasu w lodówce nie ma! I nie będzie .
Rowerowania nie było przez tę pogodę, ale cudem uniknęłam MPK. Bo rano podjechałam kawałek z rodzicami autem, a potem wsiadłam w busika, który staje na przystanku pod pracą. A w drugą stronę też z ojcem autem pojeździłam i do szpitala i do domu. A na pocztę się przeszłam na nogach, więc chociaż tyle tego ruchu dzisiaj miałam. Chociaż to nic w porównaniu z rowerkiem, no ale trudno.
W pracy z tego wszystkiego przesiedziałam dziś 9.5 godziny, masakra. Ale szef się ucieszył, że teraz mogę być normalnie codziennie (no bo wiadomo, w ciągu semestru to są zajęcia i czasu dużo nie mam) i już ma dla mnie jakiś projekt na przyszły tydzień. I dobrze, bo jak nie ma co robić, to się w pracy czas strasznie dłuży.
Oczy nadal trochę dokuczają, cały dzień je sobie zakraplałam (nauczyłam się to wreszcie robić.. ). A od tego słonka łuszczy mi się skóra... na powiekach . Nie ma to jak ciekawie się opalić, nie? Niby policzki najbardziej mnie piekły po wczorajszej jeździe, ale one tylko lekko ciemniejsze od reszty i po kuracji kremem nawilżającym całkiem normalne. A te powieki czym nie smaruję, tak czy siak się łuszczą. Trudno, przeżyję.
Jutro z rana koniecznie na zakupy, bo jeszcze trochę i będę się żywiła chyba Energią Z Kosmosu.
Dzisiaj się rozejrzałam za stanikami i już wymieniłam sie mejlami ze sklepem - postanowiłam, że ten za duży wymienię na podobny, ale płytszy (zakończenie fiszbin jest o wiele niżej, stanik przystosowany do dużych dekoltów) i z miseczkami o dwa rozmiary mniejszymi - obawiam się, że też może być za duży, no ale sprawdzę i tak. Już został dla mnie zarezerwowany, ale chyba dopiero w poniedziałek poślę im przesyłkę ze zwrotem. Chyba że ta moja poczta jutro otwarta, ale nawet nie wiem.
Z tymi 2kg na tydzień, to oczywiście tylko statystyka. A jak wiadomo, "statystycznie koń i jeździec mają po trzy nogi". A tak naprawdę to waga schodziła tak: 110 -> 106 -> 104 -> 102 -> 101 -> 100. Obawiam się, że to początkowe szybciutkie tempo już nie wróci i teraz będę się tak wlokła tym kilogramem na tydzień, ale nie będę narzekać - najważniejsze, że się odchudzam, dobrze mi z dietą, a tłuszcz ucieka. Policzyłam sobie dzisiaj, że chudnąc kilogram na tydzień już w listopadzie osiągnę 80kg, a na urodziny wyszłoby nawet 75kg. Ale na to nie liczę, bo na pewno po drodze będzie jakiś zastój. Jak w grudniu będę miała 80kg, to będzie super.
Dziękuję Wam bardzo za miłe słowa i wszystkie gratulacje pierwsza dziesiątka za mną, to miła świadomość. Teraz niecierpliwie czekam na dwie cyfry..
Ivett, ja wstałam jakoś przed 5tą i chyba dopiero wtedy (u mnie) ta burza się zaczęła, bo wyraźnie słyszałam, że deszcz się zaczynał.. ale możliwe, że to były jeszcze jakieś majaki senne.
Swoją drogą jakieś dziwne rzeczy mi się śniły, jakby film o mordercy na zlecenie or sth. Ja nie mordowałam, ale jakoś tak jakby byłam tego świadkiem czy coś? Albo po prostu widzem w kinie.. cholera wie .
Jesi, dokładnie jakbym chciała i się postarała, to bym na tę pinezkę w życiu nie trafiła.. a tak, proszę. Śliczna pinezka w oponie. A z okularami bardzo słusznie robisz i ja już też poszłam po rozum do głowy. Nigdy się oczami nie przejmowałam, ale powinnam zacząć o nie dbać. W końcu jestem z tego pierwszego pokolenia, co to całe życie przed monitorem.. A teraz, jak siostra w szpitalu, to szczególnie zaczynam zdawać sobie sprawę, jaka ze mnie szczęściara, że jestem w miarę zdrowa, nic mnie nie boli, nic nie nawala.. trzeba o to dbać, póki wszystko ma się w porządku.
Zapowiedziałam też Mamie, że musimy mi znaleźć i kupić jakąś jasną czapeczkę. Co prawda wyglądam w czapkach jak kupa, ale trudno - będę szybko przejeżdżać, żeby nikt mnie nie widział
Henriette, moja Mama często komentuje moje dietowanie właśnie w taki sposób, że mi zazdrości - a ja zawsze jej tak samo odpowiadam: "nie należy zazdrościć, tylko naśladować" . Nie robię niczego nadzwyczajnego, więc jeśli tylko chciałabyś tak samo, to nic nie stoi na przeszkodzie .
Agitku, dziękuję bardzo, że mnie odwiedziłaś, tym bardziej, że u Ciebie ostatnio z czasem krucho . Cieszę się, że jesteś na forum mimo to i mam nadzieję, że dietowanie Ci dobrze idzie. A z tym dogonieniem to raczej tak kolorowo nie będzie, no ale będę się starała, a jakże!
Dziękuję Wam wszystkim ogromnie za odwiedziny - jesteście kochane. Trzymajcie mocno kciuki za te moje dwie dziewiątki, bo już mam ochotę zakończyć ten pierwszy etap..
Życzę miłego wieczorka, dobrej nocy i udanego weekendu oczywiście
Buziaki, C.
A do mnie
TĘDY - walczę od nowa.
-
Dolinka jeszcze się w międzyczasie dopisała, więc odpowiem .
Piling kawowy do zrobienia jest bardzo prosty, a efektywny i efektowny w użyciu
Wystarczy wymieszać: trochę żelu do ciała (ja biorę byle jaki, ostatnio jakiś Nivei), kawy (jeśli macie np. fusy po już wypitej, oczywiście nie w granulkach, ale mogą być też suche nieużywane, jeśli Wam nie żal - ja i tak kawy nie pijam i specjalnie sobie kupuję torebkę jakieś najtańszej do pilingowania) i trochę cynamonu (ma właściwości rozgrzewające, a poza tym nadaje milszy zapach).
Pierwotnie to na pewno miało jakieś konkretne ilości ( w stylu łyżeczka czegoś, pół łyżeczki czegoś), ale ja sypię na oko i się sprawdza - byleby miało to w miarę żelową konsystencję - można dodać wody! - i się pieniło - a to już żel zapewni.
Piling bardzo ładnie wygładza skórę, kawa chyba też ma jakieś właściwości antycellulitowe, ale tego pewna nie jestem. Należy tylko pamiętać, aby tego pilingu raczej nie stosować do twarzy - jest zbyt ostry dla delikatnej cery, moim zdaniem w każdym razie.
Natomiast foliowanie to co innego - swego czasu opisała to na wątku o dbaniu o ciało
margolka i zabieg ten zrobił furorę na forum (wątek jest TUTAJ). Do foliowania przygotowujemy smarowidło: balsam (trzeba go na tyle, żeby wystarczyło na wysmarowanie miejsc, które chcemy zafoliować), a do niego dodajemy po parę kropli olejków (muszą to być koniecznie naturalne olejki, żadne sztuczydła) - na pewno cynamonowy, bo rozgrzewa (tylko z jego ilością trzeba bardzo uważać, bo można się nawet poparzyć) i do tego jakie byśmy już chciały - olejki mają zazwyczaj opisy, które dobrze na co działają - ja poza cynamonowym mam grejpfrutowy i pomarańczowy. Olejki można kupić np. w aptece albo naturalnych sklepach, kosztują jakieś 5-10zł. Jak ja kupowałam, to dostałam ulotkę ze spisem jak które działają, teraz już nie pamiętam, ale te cytrusowe na pewno dobre na wydalenie toksyn i rozprawienie się z cellulitem.
Jak już mamy gotową mieszaninę (musi być dobrze wymieszane), to smarujemy nią wyznaczone miejsca - ja najczęściej foliowałam nogi, wiem że dziewczyny też foliowały pupę, brzuch, a nawet i ramiona (raz nałożyłam na ramiona i szybko zdjęłam, bo za dużo olejku cynamonowego było i paliło - naprawdę trzeba z nim uważać, na początek 2-3 krople wystarczą, najlepiej w praktyce sprawdzić ile potrzebujemy). Po nałożeniu smarowidła foliujemy te miejsca - czyli po prostu obwijamy się folią spożywczą - nie za ciasno oczywiście, ale ma to przylegać do skóry. I na to zakładamy ciuszki - tylko to powinny być jakieś domowe szmaty - i najlepiej wleźć pod kołdrę albo zawinąć się w kocyk, żeby było cieeeeeplutko. I tak posiedzieć z godzinę - dwie (dobrze jest się wcześniej odsikać... ).
Po tym czasie (oczywiście nie musi być dokładnie tyle) zrzucamy wszystko łącznie z folią i idziemy się umyć.
A po co to wszystko? Otóż foliowanie bardzo dobrze wpływa na skórę - ujędrnia ją, wygładza i powoduje, że jest miła w dotyku i mięciutka. A od strony technicznej - olejek cynamonowy mocno rozgrzewa, w połączeniu ze szczelną folią powoduje to mocne pocenie się - pozostałe olejki wspomagają efekt i wypacamy ze skóry wszystkie zawarte w niej, nieprzyjazne związki i toksyny, a do tego też bardzo ładnie gubimy tłuszczyk!
Mimo że sam zabieg nie należy do najprzyjemniejszych, dużo z nim zabawy i trzeba na to trochę czasu poświęcić, to jednak warto, bo naprawdę widać efekt .
Zresztą podobne zabiegi robi się też ponoć w salonach kosmetycznych, ze specjalnymi kombinezonami czy jakoś takoś.
No.. mam nadzieję, że zaspokoiłam ciekawość. Mogłam coś pomieszać z tym działaniem konkretnym, ale jak jesteście żądne wiedzy, to zapraszam serdecznie na wątek margolki.
Buziaki
C.
A do mnie
TĘDY - walczę od nowa.
-
oj, ja wiem, czy na pewno nic...? Mam strasznie kiepską przemianę materii i potrzeba ogromnych wysiłków, żeby chociaż ten 1 kg zgubić aczkolwiek nie zaszkodzi postarać się jeszcze bardziej - a nuż faktycznie wyjdzie to 2kg...?
jogurt naturalny z żurawiną i otrębami... pycha
Będą dziewiątki! Czuję to
buziaki :*
-
Cauchy !!!
jeszcze raz dopytam o tą pris???? może przeoczyłaś ..ale chętnie ja poznam... a jaką miseczkę mial ten za duży???
co do tempa chudnięcia to wiesz ajk jest.. im wolniejsze to niby lepiej bo nie zwalnia nam przemiana materii i mniejsza grozba jajca... ale kazda z nas cieszy sie szybkim spadkiem wagi.. mam nawet taka swoją prwyatna teorie na tema tych dni, gdy mimo starań zjem niedietkowo.. zdarza się to w takim mechaniżmie , ze po prostu bardzo mi się czegos tam chce i nie wytrzymuję..otórz myślę sobie ,że skoro moj organizm się az tak bardzo domaga to znaczy ,że mu to BARDZO POTRZEBNE , czyli podkęca przemiane bo mylę go wtedy ,ze diety nie ma... tak to sobie obmyśliłam , bo mimo kilku kompulsów,, waga idzie w dół...a gdybym nie byla na diecie to nie kompulsy by to były ..ale objedzenie sie tylko..a szczerze mówiąc wogóle takich chwil bez diety nie miewalam
a moze z okazji dwucyfrówki pojaia sie foty???
-
Witam weekendowo
Noo, jak cały tydzień wstawałam o 5.15, tak dzisiaj sobie pospałam do 10tej niemalże.. toteż i śniadanie było o 10tej. Potem kąpiel, balsamowanko oczywiście, zjadłam drugie śniadanie i poszłam na rower . Pojeździłam trochę ponad godzinę, koło 17stu kilometrów przejechałam. Fajnie było, chociaż wiatr dzisiaj okropny i oczywiście w którąkolwiek stronę nie jechałam - wiał prosto we mnie, skutecznie utrudniając mi jazdę. Ale ale - nie ma tego złego, przez to się bardziej namęczyłam .
Jako że licznik postanowił rozpocząć współpracę, to będę cierpliwie liczyć ile przejechałam. Dotychczas do pracy przez w sumie pięć dni jechałam na rowerze. Ostatnio się okazało, że mam nie 16, a 17 kilometrów do przejechania - więc w dwie strony to 34km. Razy pięć dni - 170km przejechanych póki co na nowym rowerku. Dzisiaj włączyłam liczenie dopiero po jakiejś pół godziny i naliczył 12km, więc do tych 170 dodaję na oko 5. I póki co tyle będzie - 175km. A co tydzień będę zerowała licznik i dodawała do sumy to, co na nim będzie . Teraz jeszcze muszę sobie obrać jakiś wirtualny cel podróży. Do lubego bym mogła jechać, ale w takim tempie to za szybko by zeszło, więc może coś bardziej odległego.. jakieś pomysły?
Póki co menu przedstawia się następująco:
śniadanie: sałatka (2x pomidor, 2x ogórek małosolny, ogórek zielony), Wasa x2
drugie śniadanie: maliny 100g, śliwki 200g, banan 120g
obiad (właśnie się gotuje na parze): ryba, ziemniaki, trzy wątłe marchewki, kilka cząstek brokułów
W planach:
podwieczorek: zgadnijcie co.. jogurt naturalny z żurawiną i otrębami!
kolacja: nie wiem sama, ale pewnie tradycyjnie serek wiejski z warzywami i Wasa
Niestety kolacja będzie dopiero koło 19tej, bo muszę dziś na 17tą pojechać odwiedzić siostrę. No ale trudno, położę się później spać i nic strasznego się nie stanie przecież.
Jem ostatnio tę Wasę z błonnikiem pokarmowym, a do tego codziennie łyżka otrąb i muszę przyznać, że chyba dobrze to na mnie wpływa - żadnych problemów w kibelku nie mam, regularnie chodzę i wszystko jest ok. Ostatnio nawet wypiłam na próbę Figurę z senesem, bo to wymiata jelita i tym razem chyba nawet nie miała czego wymieść.
Wiem chyba czemu to słońce tak mi się dało we znaki we czwartek - poza tym, że jechałam trochę później i grzało mocniej niż zwykle. Dzień wcześniej na wieczór wypiłam herbatkę z dziurawca. A wyczytałam (po fakcie) na necie, że dziurawiec zwiększa wrażliwość na słońce.. więc może też się dołożył do efektu.
Kupiłam sobie niedawno L-karnitynę w tabletkach, będę rano zażywała przed wyjściem na rower, żeby uskuteczniała wysiłek i pomagała spalić tłuszczyk .
Nooo, idę zaopiekować się obiadem
Buziaki!
C.
A do mnie
TĘDY - walczę od nowa.
-
Kochana, a wiesz ile kalorii spaliłaś podczas tej walki z wiatrem!!! 3 razy więcej niż zwykle!!!!
A możesz zaplanować wirtualną podróż rowerkiem na sam czubek Helu
Czas wszystko zmienia. Tak mówią, ale to nieprawda. Konieczne są czyny. Gdy nic się nie robi, wszystko zostaje takie jak było.
I just can't wait until tomorrow... because I get better-looking every day!
Mój pamiętnik:Ogarniam jamę chłonącą i przełączam odkurzacz na niższe obroty!
-
cauchy przyjedz do mnie i razem bysmy pojezdzily
super ci idzie ja dzis tez rowerkiem pojezdzilam, tak dla rozrywki..i w lesie i pod gorkie i po polach z facetem wiec fajnie bylo....i humor po sporcie tez lepszy
calusy
a jak wiatr jest to faktycznie nameczy sie czlek.....ale kalorie siue pala, aotkobu ma racje..ja spalam w 40 min rowerkiem ( 15 km) umiarkowane tempo i przerwy na swiatla ok 200 kcal.....niech zyje rower!!!
-
Cauchy!!!
bardzo pięknie dietkujesz i ten rower!!! podziwiam ... mam do pracy- szkoły 10km.. lasemi polami ..myślałm o tym aby jeżdzic ale w końcu sie nie zdecydowałam.. moze teraz spróbuje..
nie pij kochana dziurawca latem.. nie wolno!!!
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki