ja sie nie zgadzam z takim podejsciem. To nie znaczy, ze ono nie jest dobre, czy mozliwe, ale wg mnie im wiecej samoswiadomosci, i samodyscypliny, tym skutecznosc odchudzania rosnie.
Limit 1000 kcal jest rygorystyczny, ale 1200 czy 1400, przy codziennej dawce ruchu gwarantuje - wg mnie - niemal bezstresowe chudniecie. Caly problem polega na tym, ze osoby, ktorych problem z otyloscia wynika z jedzenia, czy tez raczej z obzerania sie, nie maja swiadomosci tego, ze jedza. Albo - ze to ze jedza, ma wplyw na to, ze tyja. Maja za to bardzo duzo sklonnosci do rozgrzeszania sie - a to stres, ktory trzeba zaleczyc, a to powod do swietowania, ktory trzeba uczcic, a to nuda, ktora trzeba zwalczyc, a to okazja taka, ze nie ma nic innego do roboty, a to weekend goracy z grillem, albo wrecz przeciwnie - plucha i siedzenie w domu. Mowie tez o sobie, przypominajac sobie wszystkie powody, dla ktorych jadlam - choc mowiac szczerze, jadlam rowniez bez zadnych powodow...
Puszczenie odchudzania na zywiol, "przy okazji" lepszego nastroju i sprzyjajacych warunkow to moim zdaniem sposob na wieczne odchudzanie. lepiej uswiadomic sobie, ze rzeczywiscie ma sie problem, i postarac sie go rozwiazac. Czasem ten problem jest naprawde "wielkiej wagi". Wtedy polsrodki sa niewystarczajace. Nie mowie tu ze swojej obecnej perpektywy, kiedy sama chudne akcyjnie i zrywami. Mowie o sytuacji, kiedy do zrzucenia jest 20 i duzo wiecej kilogramow
Zakładki