JEST JEST JEST 99,9 KILOSKÓW
Energia mnie rozspiera, nareszcie takie ładne cyferki na mojej wadze, z radości aż sobie podśpiewuję, a ponieważ bardzo fałszuję, więc rodzinka ma ze mnie ubaw, mąż nawet drobnych w kieszeni szuka, abym już nie śpiewała. Ale co tam dziś śpiewam całą duszą.
Oczywiście, jak przewidywałam, wstać z łózka nie mogłam, pełno takich bolesnych mięśni o sobie dało znać. To rowerkowanie bardzo mocno wyciąga z człowieka ten tłuszczyk. A bolą mnie głównie bioderka i dolna część pupy. Ale zaraz wskoczę na przejażdzkę, to się trochę rozruszam.
Wczoraj jechałam na rowerku z prędkością powyżej 25 a czasami łapałam 30, tym bardziej, że rowerek ustawiłam na lżejszy wariant pedałowania. Nogi to ja mam mocne jeszcze z czasów jak trenowałam badmintona, bo tam głównie nogi odwalają kawał roboty. Jakby trzeba było pedałować brzuchem to pewnie by mi to zajęło z kilka godzin, a może dzień cały.
No to ja dziś góry przenoszę. Wspaniałe uczucie i wspaniała nagroda dla mnie za te niemal dwa miesiące opierania się różnistym pokusom. Utrwalam dwucyfrówkę do poniedziałkowych pomiarków, i 22.08 bal (oficjalna zmiana suwaczka), zapraszam wszystkich. Już się biorę za jego organizowanie.
A teraz bardzo Wam dziękuję za dobre słowo, dodawanie otuchy, pogaduszki, czasami pstryczka za moje niedietkowe pomysły a przede wszystkim za to, że chcecie i pomagacie mi stać się piękną. Bardzo dużo od Was dostaję i wiem, że to odchudzanie to moje ostatnie odchudzanie. Buziaczki.
Foczko, a może to pierwszy raz taki zapał u mnie wywołał, przekonam się po rannej przejażdżce dziś. Postaram się jednak 20 km zrobić max w godzinkę, najwyżej ducha wyzionę.
Tujanko, jeszcze myślę i jeszcze postanawiam, wiesz taka blokada w spokojnych przemyśleniach była przy tych trzech cyfrach, teraz jest już dla mnie namacalny wynik, bo przecież pierwszy etap odchudzania się zakończył. Wezmę się dziś za domowe obowiązki, bo przy nich dobrze się myśli, opadną troszkę euforiaste uczucia i na spokojnie zaplanuję drugi etap odchudzania.
Szakalko, wspaniała i rewelacyjna to ja będę jak zejdę do tych 59 kilosków, choć to tylko w moim przekonaniu taki wabik, który mało realny ze względu na zdrowie byłby - wiek, staż otyłości, różne niedomagania organizmu. Ale ja im bardziej odległy i mało prawdopodobny cel, tym bardziej się spinam i udawadniam, że potrafię. Pogaduszki mile widziane, choć niekoniecznie głodkowe.
Ajaczko, to jesteśmy na etapie przemyśleń obie. Ale jak tylko przeczytasz, co na drogowskazie, daj mi szybciutko znać, chcę iść razem z Tobą. Jak mi się rowerek stacjonarny spodoba, to też sobie go zakupię, a na razie jeszcze przetestuję swoje i jego możliwości.
Zakładki