Witaj Kochana !
Ja też Ci gratuluję z całego, całego serca !!!! Tak trzymaj !!!
Muszę się od Was nauczyć tej wytrwałości i determinacji
Pozdrowionka !
Witaj Kochana !
Ja też Ci gratuluję z całego, całego serca !!!! Tak trzymaj !!!
Muszę się od Was nauczyć tej wytrwałości i determinacji
Pozdrowionka !
stare forum: http://forum.dieta.pl/viewtopic.php?...=asc&highlight
------------------------------------------------
Dzięki Dziewczyny za odwiedziny, one motywują do dalszej walki.
Kolejny dzień mogę zaliczyć do sukcesu. A to bardzo cieszy.
Dietka tysiączek, staram się pod żadnym pozorem nie wyjść nawet 1 kcal za 1000, tylko tak 20-30kcal mniej (to tak w granicy błędu).
Ćwiczenia intensywne, całe 40 minut, przy moim leniu do wysiłku fizycznego to naprawdę osiągnięcie.
Krwotoki z nosa już sobie poszły.
Wypijam mnóstwo wody mineralnej, wchodzi mi to w nawyk.
Kupiłam krem ujędrniający i zaczęłam go stosować na mój kangurzy brzuchol. Bardzo przyjemne uczucie.
Napadło mnie na serek Feta i wcinam sobie go na śniadanko, całe 50g. Pychota na języku.
Zmieściłam się w zeszłoroczną sukienkę. Centymetry spadły. Mam ciuch do noszenia.
Może to nastawienie psychiczne, ale czuję się lżej. Nie sapię już świszcząco.
Mąż "doszukał się", że schudłam. Dostałam cieplutki komplement.
A minus? Nadal jestem gruba jak hipopotam i dlatego muszę walczyć dalej.
Zostało mi jeszcze 50 kilosów!!!
Korci mnie, aby się zważyć, ale nie zrobię tego. Kolejne pomiary 18 lipca.
Wiesz co bella? Zadziwiasz mnie. Ja nie mogę wogóle się zmusić do ćwiczeń. Codziennie odkałdam owo na jutro Nie mogę też pić, aż tyle wody. W pracy wypijam 2 szklanki herbaty, a w domu może łącznie 1,5 do 2 szklanek wody ( w zależności od pogody ). I tyle! A właściwie to ile tej wody powinnam wypić?
stare forum: http://forum.dieta.pl/viewtopic.php?...=asc&highlight
------------------------------------------------
bella....tak trzymaj....gratuluje odzyskania ciucha z szafy..centymetrow i zapalu
Bella, super wiadomość - a jak cieszy taki odzyskane cuszek!
Gartuluję podejscia do dietki i cwiczeń!
Trzymaj tak dalej a niedługo mnie dogonisz a potem przegonisz, a wtedy ja Ciebie zacznę gonić
Pozdrawiam
Witam popołudniowo.
Ale dzień, upał daje mi we znaki. Jestem cała spuchnięta.
Wczorajszy dzień zaliczam do udanych, nie ćwiczyłam, ale lekko zjadłam i wyszło 600 kcal. Nie mogłam już zjeść nic więcej, bo zjadłam cały talerz zupy kapuścianej i byłam syta!
Pierwszy raz od początku diety byłam syta. :P Nie przechodzę na dietę kapuscianą, dla mnie to za wcześnie. Zupkę ugotowałam, aby sprawdzić jej smak. Jak dla mnie znośny. W przyszłości chętniej się zdecyduję, aby ją rozpocząć. Zresztą zupki mam jeszcze na dwa dni, więc ten tydzień zapowiada się pomyślnie dla mojej wytrwałości.
Niestety, nie miałam wczoraj okazji do ćwiczeń, zbyt napięty terminarz, dziś pewnie też mi się nie uda. W zamian obiecuję, że poćwiczę w sobotę i niedzielę, choć te dni miały być wolne od ćwiczeń.
Powoli mam już dość serków żółtych, może pojutrze już "rzucę" się na coś białego, jogurt lub kefirek. Chodzą za mną i podkrzykują co rusz, ziemniaczki z koperkiem. Mniam mniam mniam, ale to w piątek. :P
Trzymajcie się dziewczyny, ale może mniej cieplutko!
Aha, jestem bardzo zadowolona z kremu ujędrniającego Nivea Q10 Plus.
Polecam niezdecydowanym. :P
Bella
to dobrze, że sobie radzisz, mimo upału.
Jestem z Tobą, mam nadzieję, że czujesz to.
Wrócę za moment. Buziaki. Anna
Witaj Kochana
Wpadłam zapytać co u Ciebie?
Pozdrowionka
stare forum: http://forum.dieta.pl/viewtopic.php?...=asc&highlight
------------------------------------------------
Dzięki za odwiedzinki,
u mnie, cóż bardzo ciężko, niemal się łamię, tak bardzo brakuje mi słodyczy. A wszystko zaczęło się wczoraj po 18.00. Wielki głód i chęć dosłownie "rzucenia się" na żarcie. Jeszcze tego nie odczuwałam od czasu odchudzania się. Ciężko wczoraj i ciężko dziś. Mój organizm tak jakby chciał przypomnieć sobie pewne smaki i szuka ich, szuka, a ja go okłamuję zupką kapuścianą, kawałkiem serka, pół szklanką jogurtu. Ale ta bestia co we mnie mieszka, nie daje się oszukać, więc tak się zwodzimy wzajemnie. Wczoraj poszłam na kompromis i choć zmieściłam się w 1000, to jednak 485 kcal z tego to był smażony panierowany kawałek piersi indyczka. To był naprawdę nieduży kotlecik, aż strach policzyć ile tych kotlecików pochłaniałam wcześniej. Trzymam się kurczowo 1000 jak tonący brzytwy.
Ponieważ prowadzę dziennik kalorii zerknęłam na niego z perspektywy dwóch tygodni i ... co ja widzę ... moja dieta mieści się w 1000, ale zawsze 300-400 to mięsko pod różną postacią. A wcześniej wydawało mi się, że bez mięsa mogę żyć. Nie ma to jak prowadzenie dziennika, wszystko wychodzi na jaw.
W ramach odwetu na mojej bestii zjem dziś sporo czereśni, może się podda.
A jeszcze wczoraj w południe wydawało mi się, że góry przeniosę. Ta huśtawka emocji trochę mnie wkurza.
Zakładki