-
u mnie bieganie jak narazie odpada... Nie bardzo mam z kim i w sumie gdzie. Po parkach wieczorami to się boję, tam gdzie mieszkam jest samo centrum miasta, kawałek dalej obwodnica i ani jednego żywego (pieszego) ducha a ja się trochę boję teraz po tym jak w tamtym roku straciłam bliską osobę która zmarła w skutek pobicia które miało miejsce 10m od klatki własnego domu... Wiem, że nawet na własnym osiedlu nie można być bezpiecznym...
-
Aniula u nas to samo jest... ale chlopak zaoferowal ze bedzie ze mna biegal ale jakos to odkladam, bardziej mi odpowiada orbitrek) jutro bede miala godzinke orbitreku i praca na dzialce wiec z pewnoscia duzo kalorii spalęD bo musze dwie dzialki wyplewić!!!
hehe
buziak:*
-
Markowa: Łobuzie, napisało mi się, że ja za granicą byłam, ale dwa lata temu Byłam na południu Anglii, niedalego Birmingham, gdzie jeździliśmy w każdą wolną sobotę, wydawać ciężko zarobione funty, w przepięknym centrum handlowym... Ach, pięknie było Bardzo chciałam wyjechać i w tym roku, no ale niestety się nie udało... Jednak głęboko wierzę, że w przyszłym roku mi się uda, bo będą to ostatnie moje wakacje w życiu chyba... W sensie, że wolne wakacje, w które będę mogła robić co chcę, i chciałabym wykorzystać je na zarobienie pieniążków, bo wiem, że po studiach będą mi potrzebne
Aniula7 & Tluscioszek: No to wychodzi, że ja mam to szczęście, bo tuż za ulicą przy moim bloku jest park i sporo alejek do bieganie i ten park się tak ciągnie i ciągnie... Jest w nim też basen odkryty, ale na niego nie chodzę, bo... Nie ma z kim, nawet, bo wszystkie moje psiapsióły wzięły i wyemigrowały na zachód w wakacje, a pozatym, taka woda to i wątpliwa jest, a po drugie, co najważniejsze, to... Sie poprostu boje... Niby mam te 22 lata (no praaawie...), a jednak nie czuję się bezpiecznie, nawet gdy widzę gromadę choćby 17'latków popisującą się przed nie wiadomo kim i chcącą udowodnić nie wiadomo co... Parę kroków dosłownie od domu jest też moja podstawówka, a przy niej stadion naszej drużyny piłkarskiej, na nim jednak biegać nie wolno ot "tak sobie", ale na szkole, jest drugie, mniejsze boisko i na nim biegam... O ile nie ma na trybunach NIKOGO i NIKT się wokół nie kręci... Bo ja ciągle sie boję, nawet w biały dzień, bo celowo biegam, gdy jeszcze widno jest, ok. 17 - 18... Nienawidzę, biec i mijać grupę jakichś wyrostków, nie chcę żadnych komentarzy, nic nie chcę... Wtedy skręcam i biegnę gdzie indziej... Lubię biegać w samotności...
Pamiętam czasy, kiedy to było się 15 - 16'latkiem i miało się ogormne pretensje do rodziców, że nie chcieli gdzieś wieczorami puszczać, kiedyś też się nie bałam... Teraz się boję...
Kiedyś, jakoś w listopadzie zeszłego roku, szłam z chłopakiem na autobus wieczorową porą... Z naprzeciwka szedł jakiś "koleś", i jakieś miałam przeczucie, że COŚ będzie od nas chciał... Nie myliłam się. Spytał, czy mamy papierosa... Nie miałam... I się zaczęło. Podchodził do nas coraz bliżej, zaczął tak jakoś wybałuszać oczy, dyszeć... No to my przyśpieszyliśmy, oczywiście musiałam pociągnąć za sobą Moją Drugą Połowę, bo oczywiście chciał sobie z "kolesiem" porozmawiać... Zaczął iść za nami... My zaczeliśmy biec, On też... Biegliśmy długo... Nie wiem skąd wtedy człowiek bierze siły, bo moje nogi już nie dawały rady... Było ciemno, mało osób wkoło, bałam się jak diabli, i długo nie mogłam dojść do siebie... On wkońcu przestał biec. Udało się.
Równie dobrz mogło się nie udać... Skąd możemy wiedzieć, co on może miał przy sobie? Wystarczyłby głupi "nóż"... Wyglądał, jakby na naćpanego... To było STRASZNE.
Dlatego się boję...
Boję się też dlatego, że na początku naszej znajomości z Moją Drugą Połową, gdy wszystko było takie nowe, takie niezwykłe, takie cudowne, to mało brakowało, a... Była impreza w klubie studenckim, jak to zawsze bywa pod koniec roku akademickiego, po zdanym egzaminie... Poszliśmy. Zabawa przednia... Wychodzimy z lokalu, a dodam, że lakal ten mieści się w tym samym budynku co nasz akademik, tylko, że z tyłu, więc droga do "domu" niedaleka... Na parkingu była bójka. Spora. Przyjechały jakieś "cwaniaki z miasta"... Bo nasz akademik jest w campusie, osiedlu studenckim, wspaniałym miejscu na ziemii, gdzie jest wszystko... Moja Druga Połowa zobaczywszy, że biją się ludzie z wety (czyli, że od nas...) pobiegł do Nich... Nawet nie zauwarzyłam kiedy mi zniknął... Znalazłam Go w akademickiej łazience, o własnych siłach doszedł na 3 piętro... Dowiedziałam się później, że jakiś ^$%$%%^%^$ z miasta, wspomógł się... BUTELKĄ PO PIWIE, którą... Uderzył w głowę... Rozbiła się. On żyje, kocham Go... Jednak swoje w szpitalu przeleżał, by usunąć ślady na twarzy... Wyglądało to strasznie, widziałam Go wtedy, zabrało mi Go pogotowie... i tyle. Nie widzieliśmy się przez całe 3 mc'e wakacji... Romantyczne pożegnanie prawda? Po wakacjach nie było już śladu na Jego twarzy, a nasze uczucie w tym czasie się rozwinęło i zaczęliśmy być RAZEM... I nie liczyło się dla mnie, czy zostaną jakieś ślady, najważniejsze było, że On JEST! A tamtemu ^%^#$^%^%$ się oberwało ostro od "naszych" za to, co zrobił...
Dlatego mi NIGDY nie imponowało, nie imponuje i nie będzie imponowało, i nigdy bym nie chciała, by mój mężczyzna był pierwszy do bójki, by był cwaniakiem, i załatwiał wszystko pięściami... Powtarzam Mu często, że gdy jeśli kiedykolwiek powtórzy się sytuacja, że ktoś będzie się bił, o co w sumie nie trudno, to ma mi obiecać, że nie będzie się tam pchał... Wiem, jak łatwo stracić zdrowie... A niewiele brakuje, by stracić życie... I dziś 11.o8 mijają nam 22 mc'e "oficjalnego bycia razem"
Noo, to taka mała moja opowieść wieczorową porą...
Powracając do sedna, dzień zaliczam na +, po bieganiu, dojadłam ok. 200 kcal, trochę za mało... Ale przecież na siłę nie będę w siebie pchała jedzenia...
Przepraszam, że tak długo, ale ja mogłabym pisać i pisać i pisać... Mi to place powinni poobcinać, bym wkońcu przestała
Sciskam
-
Aniu mój chłopak stracił tatę przez głupotę ludzką
13. października 2005 był mecz Polska-Anglia. Tato poszedł do baru który jest dosłownie pod blokiem w którym mieszkają. Chciał sobie kupić piwo i usiąść w spokoju i obejrzeć mecz. Jak kupował piwo zasłonil odrobinę telewizora głową jakiejś grupce przy jednym ze stolików. Posypały się wyzwiska w jego stronę, a że mojego chłopaka tato był bezkonfliktowy przeprosił wziął piwo i poszedł do stolika gdzieś dalej. Ale wyzwiska i groźby leciały dalej w jego stronę to dokończył piwo wstał i wyszedł. Pech pechem, że akurat skończyła się pierwsza połowa i za nim wyszły 3 osoby... Kobieta, i 2 facetów. Tutaj nagle świadków nie ma :/ każdy się boi powiedzieć kto bił jak i kiedy :/ ale z nieoficjalnego źródła wiemy, że dostał najpierw od tamtego babsztyla w głowę butelką, upadł, niepozwoliła mu wstać i kopała go po ciele i po głowie... Wrócili do środka na mecz. Tato leżał na trawie nieprzytomny. Ockną się i starał się dojść do domu. Znów pech pechem bo skończyła się 2 połowa i oni wyszli na papierosa. Zobaczyli że tato idzie do domu i poszli za nim... dostał jeszcze pod swoją klatką :/
Doszedł jakimś cudem do domu. Zdążył powiedzieć kilka słów i stracił przytomność. Kartka go wzięła do szpitala, od razu operacja bo miał krwiaka mózgu. Operacja się NIBY udała (ktoś zasugerował, że mógł być też błąd lekarzy) i o 5 nad ranem znów operacja bo zrobił się drugi krwiak. Już nie odzyskał przytomności. Przez 3 miesiące leżał w śpiączce pod respiratorem, dostał zapalenie płuc i zmarł...
Kilka miesięcy temu zakończyła się rozprawa.... Ten babsztyl dostał 1,5 roku w zawieszeniu na 5 lat.... Wyobrażacie to sobie?? tamtych dwóch nie mogą znaleźć bo uciekli za granicę. A żeby było jeszcze "zabawniej" ten babsztyl mieszka w tym samym bloku co moj chłopak tylko że w ostatniej klatce a on w pierwszej... Idą do sklepu, wynosząc śmieci... spotyka kogoś, kto pobił ze skutkiem śmiertelnym jego tatę i jeszcze chodzi bezkarnie mu pod oknem...
To jest po prostu rozpacz... Polskie prawo... Sasiad mojej babci jechał po 2 piwach na rowerze złapała go policja i poszedł siedzieć na 3 miesiące.... Ta suka nie siedziała ani godziny!!
-
Boże, aż się nóż w kieszeni otwiera, gdy słyszę takie opowieści... Ojjj, jeszcze dłuuugo w Polsce, nie będzie, ani bezpiecznie, ani sprawiedliwie Przykro mi... Naprawdę
Naszczęście (ODPUKAĆ, BY NIE ZAPESZYĆ...) mnie strata bliskiej osoby nie dotknęła (I OBY TAK ZOSTAŁO NA "WIEKI"...), to jednak wiem, co to strach o życie drugiej osoby... I to jest już ponad moje siły, choć pewnie i tak jest to nieporównywalne z... Tfu, tfu...
Ja mimo wszystko "lubię się martwić" na zapas, doszukiwać się jakichś czarnych myśli... I ciężko mi to zmienić...
To może banalne co powiem, ale ja naprawdę w Polsce nie czuję się bezpiecznie... Może i ja sama nie należę do najspokojniejszych osób, i lubię się też denerwować, ale staram się hamować jak mogę z komentarzami, na temat czyjegoś zachowania, które potraktowane byłyby pewnie jako zaczepki, nie odpowiadam też, gdy ktoś mnie zaczepia... Oj, gdybym się nie hamowała to pewnie już nie raz bym dostała... Tak myślę.
W zeszłe wakacje, jechalam autkiem (Mmmm... ) z mamą... Jadę, jadę, jadę sobie ulicą i widzę, że do przejścia zbliża się grupka chłopaków z piwami w ręku (było to niedaleko tego basenu, co pisałam, że na niego nie chodzę, min. przez takie oto towarzystwo, bo oni ewidentnie kierowali się na basen...), stoją i patrzą się na mnie, a ja sobie dojeżdzam do przejścia... Stoją i NAGLE wchodzą mi niemal przed maske i jeszcze coś gadają... A czy ja im coś zrobiłam? Czymś zawiniłam?... Hamuje nagle i... To było silniejsze ode mnie, ale z pełną premedytacją pokazałam im prosto w twarz "fuck" jak mnie mijali... No i co? Przeszli, więc ja ruszam, a jeden &%^$%# wziął i kopnął mi prosto w prawe lusterko Złamał je... Odjechałam, bo co miałam zrobić? Wysiąć i Ich gonić? Co niby miałabym zrobić? Dzwonić na policje? Po co? I tak by się zwinęli... I mieli butelki z piwe, a ja na ich widok robię się "chora"... Kopnął w prawe lusterko, z prawej strony wiozłam moją mamę, było gorąco, miała otwarte okno... A co by było gdyby? Gdyby rzucil mi butelką w szybę? Gdyby kopnął, ale nie trafił w lusterko, tylko w... Aż strach myśleć... I to jest POLSKA. Że człowiek się boi...
Może i jestem nadrażliwa, ponosi mnie momentami, denerwuję się, ale jak już napisałam staram się HAMOWAĆ samą siebie... Bo jeśli chodzi o jazdę autkiem, to ja lubię sobie trąbnąć na kogoś, dać do zrozumienia, że coś źle zrobił, ale tyczy się to samej jazdy autem, gdy ktoś np. wymusi mi pierwszeństwo, NAGLE wtargnie na jezdnię... et cetera... Gdybym się nie hamowła, to inni kierowcy nie mieli by ze mną życia Bo jestem przeczulona, gdy jeżdźę i nie myślę tylko o tym, że to JA zrobię błąd, ale staram się myśleć również za INNYCH na drodze, by przestrzec i siebie i innych przed nieprzyjemnościami jakiejkolwiek stłuczki, czy nie daj Boże, czegoś gorszego...
Myślę, że takie samo-wyciszenie przydałoby się niewątpliwie każdemu w dziesiejszym świecie...
************************
Menu:
2 x wasa - graham - 40 kcal;
activia - "jabłko z musli" - zapomniałam ile kcal, ale policzę, ok. 150 kcal;
herbatka; cukier - 40 kcal;
Suma: 230 kcal
Jest dobrze, ale na obiadek, to mama szykuje jakieś dobrodziejstwo smażone, więc ja zjem tyci, porcję, a ziemniaki zastąpię kuskusem, no i wszamie mnóstwo sałateczki Ale ile ten mój obiad będzie miał kcal? Bóg jeden wie
-
Smutne to co piszecie... Nawet bardzo...
Nie mam na to słów...
Możemy żyć tylko nadzieją, że kiedyś się to zmieni na lepsze...
-
ja w zyciu mam duzo takich historyjek... ale nie chce o nich pisac bo i tak tu sie smutno zrobilo...
-
Dobra laseczki koniec smutania sie
Zaraz jadę na mszę za małą Juleczkę i ją odwiedzić w szpitalu (u mnie są jej zdjęcia i trochę wiecej informacji )
Za oknem szaro i buro ale mi się wydaje że świeci piękne gorące słoneczko
-
Tak, bezwzględnie koniec ze smutaniem się, tu i teraz
Pozostaje mieć nadzieję, że KIEDYŚ to się wszystko zmieni, choć śmiem twierdzić, że nie nastąpi to prędko, zwarzywszy na to, co dzieje się obecnie na "scenie politycznej"... Matko! Klepki mi się poprzestawiały, bo są momenty kiedy to z zaciekawieniem i z wielkimi oczyma, w niemałym szoku i zdziwieniu potrafię oglądać tv, ze skaczącymi sobie do oczu politykami...
A co do obiadku to bladego pojęcia nie mam jak i ile go policzyć... A co tam, pieprzne z 600 kcal za obiad Przed nim, wypilam z pół litra wody mineralnej, dlatego mam wrażenie, że zjadłam przeogromną porcję, i że zaraz pękne... A tak polubiłam kuskus Pyszny jest...
Pozostaje mi teraz troszkę odpocząć, i mam ochotkę na drzemkę, która jest paskudnym nawykiem i trzeba by się z niego "wyleczyć", bo później walcze w łóżeczku żeby zasnąć i dziś np. zasnęłam dopiero po 3... Załamka
No i oczywiście między 17 - 18 trzeba iść potuptać...
Buziaki i do usłyszenia
-
Wielkie gratulacje dla Ciebie soni za sukcesy,a przede wszystkim za wytrwałość i konsekwencje. Myślę, że zrobisz nieziemska niespodziankę...trzymam kciuki i życzę powodzenia w dalszej walce(zresztą patrząc na Twoje rezultaty staje się ona chyba coraz przyjemniejsza)...
ściskam i dusze<przytul>
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki