chyba spanikowałam z tą grypą... czuję się jakoś niewyraźnie, ale to nie jest to... musiała to być jakaś niestrawność, może coś zjadłyśmy z moją córką i nam troszkę zaszkodziło... bo chłopaki trzymają się bez zastrzeżeń... i dobrze!
słuchajcie dziś na wadze znów 60kg, cholerka, żeby choć 59,5 było... ale cały czas waga oscyluje wokół 60, 300g w dół i znów 60 i tak w kółko... zastanawiam się czy to nie "walka z wiatrakami", no bo przecież mniej jeść nie będę, ćwiczyć więcej też nie dam rady - przy dwójce dzieci już i tak 1,5-2h to sukces, czasem ćwiczę po nocach...
ach! chyba się poddam...
PRIMA APRILIS! nie dam się!...
wczorajsza dietka i ćwiczenia:
9:30 - herbata, płatki z mlekiem
11:15 - pomarańcza
13:15 - makaron z kawałkami wieprzowiny, papryką, pieczarkami i serem, szklanka wody z sokiem z połówki cytryny
15:30 - kawa z mlekiem i z cynamonem, jogurt rabarbarowy, 1/2 mandarynki, 1/3 banana
18:15 - 2 kromki chleba sodowego, 30g blue-sera z pleśnią, 30g serka wiejskiego twarogowego, 20g szynki wedzonej, po kilka plasterków pomidora i ogórka
20:30 - wafelek-andrut (jakieś 40kcal)
2 litry wody
30 min gimnastyki rano, 30 min hula hop, 45 min callaneticsu
waga stoi na 60!
pozdrawiam!
Zakładki