-
Helo Dziewuszki
Troche mnie nie było, ale czytalam Was, tylko niebardzo wychodzilo mi to pisanie...za dużo roboty mialam
Jednak widze, że ostro ostatnio tu szlo...Awersja cosik nam sie zdenerwowala
W sumie masz racje Awersja..zycie dla diety nie ma sensu, a co wiecej przestrzeganie jej na sile i odmawianie sobie wszystkiego, bo predzej czy później najdzie taki dzień , ze rzucimy sie na to wszystko i zjemy 3 razy wiecej.
Wiem to bo ostatnio jak dietowalam (2 latka temu) ten scenariusz u mnie sie sprawdził. Przyznam sie szczerze, ze zaczynając obecna tez tak do tego podchodziłam...na poczatku kategorycznie zabranialam sobie słodyczy, bo wiecie , że one głównie mnie gubiły...Jednak z czasem i w pore zrozumialam że tak nie moge robic bo przecież i tak do konca życia nie wytrzymam z tym ograniczeniem ...Co ja mówie ograniczeniem ...z zakazem!
Ograniczenie to teraz dopiero sobie wprowadxzilam po tym "ataku", ktory niedawno mialam - normalnie jak zaczelam jesc slodkosci to przestac nie moglam. Teraz jak mam ochote na kawalek czekolady do gorzkiej kawki sobie schrupie (oczywiscie racjonalny kawalek). Wiadomo czasem bywa tak, że nie mam chceci na łakocie to owoce wcinam i jest luuz
Nie mam świadomości , że czegos mi nie wolno..a wiadomo "zakazany owoc najlepiej smakuje
"
...Wiadomo nie chodzi o to zeby katowac sie..ale równiez trzeba miec sie na bacznosci i tak od razu nie pozwalać sobie na wszystko
Wiecie o co mi chodzi...to jest wlasnie to utrzymanie wagi
Dlatego Klaudia, oczywiscie jesli czujesz , ze juz doszlas do swojego celu, jesli dobrze sie czujesz...warto pomyslec o wychodzeniu z dietki
tylko pamietaj...nie tak od razu, z grubej rury
Bo jesli za bardzo sie sobie pozwoli, to kilogramki znacznie szybciej wracają niz uciekaja. I nie pisze tego bo tak gdzies przeczytalam, tylko z wlasnego doświadczenia.
Zawsze bylam "przy kości"...i nie czulam sie z tym najlepiej. Jakies 4 lata temu schudlam ..wazylam 61 kilo i wtedy czulam ze jest super. Odzylam ..zaczelam wychodzic z domu, życie towarzyskie sie rozwinelo i ogolnie samej z soba bylo mi dobrze. Głupia myslalam , ze skoro udalo mi sie schudnac, zbedne kilogramki juz mi nie grożą, no i zapomnialam o przestrzeganiu diiety (raczej o ograniczaniu sie w niej
) Potem jeszcze sprawy osobiste sie pochcrzanily....zaczelam wcinac słodyczei dlugo nie musialam czekac jak wrócila mi waga. Spowrotem bylam tą stara Aśką..poprostu źle sie czulam. Przez wlasna glupote "zapuścilam sie" , a przeciez mialam swiadomosc i wiedzialam , że lepiej mi z mniejszą ilościa ciala
Dlatego podjelam po raz kolejny walke z nadwaga. Co prawda idzie troche wolniej niz poprzedni..ale grunt , ze idzie. Itak juz sporo stracilam , bo obecnie ważę 68 (byl moment zalamania) i mam nadzieje ze bedzie jeszcze mniej.
Po prostu trzeba przestrzegac jednej najważniejszej zasady...nie robic nic wbrew sobie.
Ajjj..widzicie, jak nie pisze to nie pisze...z kolei jak sie rozpisalam to przestac nie moge, heh. Ok juz nie zanudzam...Świeta ida..mykam cosik pomóc mamuni (dzisiaj wczesniej z pracy puścili, wiec trza wykorzystać czas
)
Pozdrawiam!
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki