Szane, wieczorne ciągoty lodówkowe to i mój problem....Wczoraj już mało brakowało....Prawie czułam przyciąganie, jak magnetyczne, zwłaszcza że zimno było w chacie jak jasny gwint...Opanowałam się chyba tylko dlatego, że zapatulona kocem po czoło przysnęłam, a jak się obudziłam to marzylam jedynie o gorącym prysznicu i wlezieniu pod ciepłą kołdrę....Och, ciężkie te wieczory, ciężkie...Ale wczoraj Bogu dzięki się udało....![]()
Księżniczko, to Tobie faktycznie nie wypada nie ćwiczyć....Fajnie, że masz rodziców takich wysportowanych, to świetny przykład i pewnie bakcyla masz we krwi już od urodzenia...
Krysialku, ja też uwielbiam i kocham serniczki, ale te sklepowe mają kalorii jak cholera, a w domu robię rzadko, bo moje chłopaki nie lubią (dziwni jacyś, nie?..). Ale wczoraj udało mi się zapanować nad haniebnymi ciągotami i zjadałam tylko na deser po obiedzie jedną tycią kosteczkę gorzkiej czekolady....
Aganko, masz rację, działam niepedagogicznie, demoralizująco i haniebnie....Ale wczoraj byłam dzielna, twarda i konsekwentna! (och.....te lody....
niezjedzone lody...uhhhh.....
![]()
)
Circ, uważaj na siebie, przeziębienia są paskudne!
Życzę wszystkim babkom miłego dnia! Może będzie słoneczny? U nas od rana jasno i optymistycznie.....![]()
Zakładki