-
Witaj Mirielko!
Współczuje tej całej historii z lekarzami. ja mówię że trzeba mieć końskie zdrowie żeby się leczyć i dostać do różnych specjalistów a teraz jeszcze te strajki
Pozdrawiam pourlopowo i być może do zobaczenia w niedziele
-
Donos z frontu:
Wróciłam dopiero co .. silnik jeszcze gorący. W ciągu trzech dni więcej siedziałam za kółkiem niż .. niż cokolwiek innego. Mam w łapkach i pleckach ponad 1000 km co czuję każdą kosteczką. W niedzielę mogłabym dojechać do Miłosnej, o ile Precious przejmie za mnie dyżur przy Ojcu. Chociaż na godzinkę. Bo Mama nie chce jutro być spuszczona ze smyczy, tylko dopiero w niedzielę. Negocjować będę jutro rano, bo już Precious zaległa w betach.
-
Strasznie dawno nie było mnie na forum i u Ciebie też, ale już jestem zwarta i gotowa
pozdrawiam
[link widoczny dla zalogowanych Użytkowników]
-
Dziś Tatko miał wizytę u lekarza. Ile czasu można jechać samochodem 3,5 km? Wyruszyliśmy z zapasem 40 minut. Autkiem, bo Tatko nie chce daleko chodzić, a ulice Warszawy rozkopane totalnie. I nie zdążyliśmy. Tzn Mama wyrwała kurcgalopkiem zawiadomić lekarza, że jesteśmy w drodze, a ja holowałam Tatę od parkingu. No cóż - godziny szczytu.
Wracaliśmy od lekarza prawie godzinę. Korek. Posiedziałam z godzinkę u rodziców, by się to wszystko przewaliło i bym mogła spokojnie wrócić do domku. W końcu to tylko 12 km. Ruszyłam około 19:30 na poziomie Nowowiejskiej. Godzinę później dojechałam już do stacji metra Racławicka. Kolejną godzinę zajęło mi dotarcie do Domaniewskiej. Nie było ŻADNEJ przeszkody. Tuż za Domaniewską było zupełnie PUSTO Dalsza część trasy to było 5 minut z hakiem. NIC nie rozumiem ..
W piątek mamy w pracy stypę. To ostatni dzień życia mojego Instytutu. Od praktyk dyplomowych, przez pierwszy staż zawodowy do 29,5 lat pracy. I koniec. Pożera nas inny instytut. Zapewne czasowo, póki jego nie pożre ktoś inny.
Od poniedziałku pracuję gdzie indziej. O ile będę jeszcze potrzebna. Nowa Dyrekcja ma się bowiem "pochylić" nad każdym pracownikiem i choć zwolnień grupowych nie będzie (co wiązałoby się z koniecznością wypłaty odpraw) to pewne regulacje będą konieczne. To wisi nad nami już tyle czasu, że nawet przestało być straszne.
A zresztą dam sobie radę.
Nie kupię dwóch mieszkań, ale jedno mniejsze i pomęczę Precious tak, że sama zwieje
Tyle, że jakoś zastój jest. Sąsiadeczka twierdzi, że to przez wakacje. Że lada dzień się ruszy. Znając moje szczęście ruszy się AKURAT wtedy, gdy Precious wyjedzie.
Zmiana tematu. Dietkowo jestem do tyłu. Nie zważałam za bardzo na to co jem i ile jem. I jest plus 3 kg. NIE DA SIĘ schudnąć bez zaangażowania tu na Forum. NIE DA SIĘ bez nakręcenia, emocji, pewnej dozy wariactwa. Więc żeby nie robić tego samego oczekując innych rezultatów wprowadziłam zmiany.
Po pierwsze badania. Wybuliłam 190 zł na analizę mikroelementową. Znam swoje braki i nadmiary. Mam zaleconą suplementację i dwa miesiące będę się tego trzymać.
Po drugie - ograniczam porcje. Częściej a mniej by obkurczyć żołądek.
Po trzecie - po 18 nie jem węglowodanów, a w ciągu dnia mocno je ograniczam.
Po czwarte - zwiększam ilość wody, bo ostatnio za mało piję.
Po piąte - warzywa gotowane lub blanszowane, bo mi wątróbka siada.
Dalsze kroki jutro - padam na pisk dziś i idę odcedzić futerka i lulu.
CMOK
-
Mirielko! Trzymam kciuki za powodzenie planów! Myślę, że jutro czeka Cię ciężki dzień, ale może nie będzie aż tak źle jak się wydaje? Pozdrawiam !
-
Mirielko ja wczoraj też utknęłam w wielkim korku. Nawet o 22 kiedy wracałam nadal był korek. Nie mogłam uwierzyć. Remonty robią swoje, ale jeśli tak to ma wyglądać to miasto jest sparaliżowane.
Mam nadzieję, że nowe miejsce będzie równie dobre albo nawet lepsze niż poprzednie. A weryfikacja minie bez problemowo.
Mam nadzieję, że wreszcie doczekasz się chętnego na mieszkanie. A czy wybrałaś już ewentualną lokalizację nowego miejsca
Mam nadzieję, że odnajdziesz właściwe, dietkowe tory i będziesz tu często zaglądać. To forum to świetna motywacja.
pozdrawiam
[link widoczny dla zalogowanych Użytkowników]
Wieści z frontu...
Podziel się z nami swoimi przepisami
-
Szukałam po ogłoszeniach oferty na moje nowe mieszkanie. I wiem, że jak tylko dostanę dostęp do kasy coś sobie spokojnie kupię. Moje wymagania są bowiem niewygórowane - ot ciasne, ale własne. Standard sobie sama zapewnię w miarę posiadanych środków. Powoli. Częściowo samodzielnie, bo ja kobieta techniczna jestem. Bardziej zależy mi na otoczeniu - żebym miała gdzie futrzaki wyprowadzić.
Przyznaję, że powoli ogarnia mnie zwątpienie. Dziś znowu piszą o nieruchomościach, że zastój, że ludzie powinni poczekać z kupnem mieszkania, bo .. coś tam. Jedyne co zrozumiałam to fakt, że mogę sobie jeszcze poczekać. Długo.
Straciłam pewność siebie - tzn czy mój pomysł na życie DALEJ jest sensowny. Za wiele niewiadomych. A może nie sprzedawać a wynająć pokój? Precious wyjeżdża na pół roku. Za rok sytuacja może być diametralnie inna. Dziś moja firma przestała istnieć - od poniedziałku jestem już pracownikiem ITR. Jak długo? Może rok - tyle wynosi czas ochronny. A w lipcu zgodnie z tą nową ustawą mogłabym nawet przejść na wcześniejszą emeryturę. Fakt, że głodową przy moich zarobkach ..
.. Nic to .. nie będę o tym dziś myśleć ..
Jutro rano ma przyjść klient oglądać mieszkanie. Wakacje najwyraźniej się skończyły. Precious oprowadzi, ja jadę na dyżur.
Dziś też pożegnaliśmy Łukasza. Przy serniku i szarlotce oblaliśmy kawą jego decyzję o zmianie pracy. Nareszcie. Od roku wierciłam mu dziurę w brzuchu, że za młody na tkwienie w instytucie, że tu go nic nie czeka. "Naucz się ile możesz i sio dalej!" - to było moje hasło dla wszystkich zdolnych małolatów. Małgosia posłuchała - pracuje w nowej firmie i jest zadowolona. Łucja też. Łukasz opierał się dłużej. On z gatunku małych słodkich leniwców, taki pogodny "przytul, pocałuj", co to umości się gdzieś wygodnie i nie bardzo go nawet gwóźdź w boku uwiera. W końcu i on dojrzał do zmiany, przejrzał na oczka swe niebieskie. Czy mi nie żal? Ależ tak! Spłakałam się (dyskretnie) jak zawsze. Ale chłopię dobrze robi. Wystarczy, że ja jestem głupio przywiązana do firmy .. której już nie ma ..
Tak samo jestem przywiązana do Polski. JA stąd nie wyjadę. Najwyżej wyniosę się gdzieś do Pcimia Dolnego, na zabitą dziurami wiochę, będę sadzić kartofle w ogródku, hodować kury, uprawiać ziółka, pomagać dzieciakom odrabiać lekcje może, zachęcać do czytania - bo księgozbiór mam lepszy, niż niejedna biblioteka. Coś wymyślę. Spoko. Przywiązanie jest dobre. Do czasu. Jeśli więcej tracisz niż zyskujesz - odwiąż się. Tkwiąc w miejscu możesz nie znaleźć swojego miejsca na świecie. Świat właśnie dlatego się rozwija, że ktoś ruszył w drogę, sprawdzał inne możliwości. A kiedy to robić? Na starość? Nic z tego. W pewnym momencie się klapie na tyłek, odwaga tępieje, sił brak. Widziałaś kiedyś ptaka, który trzyma się kurczowo swojego gniazda? Prędzej czy później każde ptaszę rozwija skrzydełka i szuka swojego terenu. Taki odlot to nie wyrok - zawsze można wrócić.
Ten wybitnie nie-dietkowy wpis zakończę czymś smaczniejszym. Wzięłam cukinię, taką z tych starszych, co już pestki ma solidnie wykształcone. Przekroiłam wzdłuż, wydłubałam pestki. Obie łódki wypaćkałam na godzinę mieszanką octu balsamicznego, sosu ostrygowego (sojowy mi wyszedł) i oleju z pestek dyni (po łyżeczce) z małą łyżeczką miodu i czosnku w proszku. Balasek metki wymieszałam z siekaną drobno cebulą i pieprzem. Nałożyłam do jednej z łódeczek, przykryłam drugą. Włożyłam do żaroodpornego półmiska z pokrywą, podlałam odrobiną wody i zapiekłam w piecyku. Można zawinąć w alufolię. MNIAM!
-
Mirielko, też uwielbiam cukinię zapiekaną, ale najbardziej smakowitym kąskiem dla mnie, jest ta część w środku, czyli nasionka z gniazdem nasiennym, mmmmmniam
ja tak expresowo, bo jutro dalej wio do roboty i zaraz spać muszę
ale chciałam powiedzieć, że zawsze wpadam i z uwagą czytam Twoje wpisy, dobrze zorientowana jestem w tym co u Ciebie, w każdym razie na tyle, na ile sama pozwalasz
i aż mnie korci, żeby Ci jednak jakąś fotkę wkleić
oj no dobrze, dobrze, przecież wiem że nie wolno
całuję
-
Mirielko
nawet nie wiesz jak bardzo żałuję,ze nie udało nam się spotkać mam nadzieję,ze następny raz będzie naprawdę niedługo cały fragment odnosnie chatki z kurami - to jakby o mnie, bo nie wyobrażam sobie pozostania na zawsze w betonowym mrowisku, nawet chciałam sobie zafundować działeczke jako namiastkę, niestety niedostatecznie wysoko zalicytowałam wypadu w góry Ci nie proponuję chocby ze względu na Twoje dyżury....
Pozdrawiam serdecznie
***
Grażyna
-
Wypad w góry nierealny też z innej przyczyny - nie mam ani grama urlopu. Zostało mi 3 dni - to moja rezerwa w razie ostrej niewydolności głowy lub plecków.
A w poniedziałek Vectra idzie do lekarza. Po jeździe w korku musiałam dolać płynu hamulcowego - niby hamuje ok ale gdzieś musi być wyciek. No i wypadałoby zainstalować jakiś autoalarm.. w końcu to Warszawa, niestety ..
Dziś tyle .. po dyżurze jestem jakaś zmięta psychicznie .. Ale full sukces - dziś tatko mówił do mnie PANI a nie pan ..
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki