-
Ale Dziewczyny wlasnie o to mi chodzi. Ja jadam caly czas pysznosci takie jak fura truskawek (nie wiem czy kilogram) i w ogole owocow mnostwo (tylko ze juz nie wieczorami sie staram). Serow sie troche boje, poniewaz z nimi to jestem nieobliczalna. Jednak nie licze kalorii i tak mi z tym dobrze, ze hej! Roznica moze ze mna jest taka, ze dla mnie lody to nie sa pysznosci bo sie od tego rodzaju jedzenia odzwyczailam. Wiem ze ciezko mi bedzie w momencie odwiedzin w Polsce, bo tam sa i moje ukochane krokiety z barszczem, drozdzowki i numer jeden... kapusniaczki. Pamietam jeden raz to dziennie musialam zjesc przynajmniej jedna porcje pierogow ruskich i to takich polanych tluszczem z cebulka. Jednak w ogole nie przytylam, zero. Stalo sie to dlatego, ze nie siedzialam ani przez chwile tylko od rana do nocy (czasami i bardzo poznej) bylam w trasie aktywna.
Ziutka, ja sie tylko zastanawiam jak to sie dzieje ze nie chudniesz mimo aktywnosci fizycznej i wedlug mnie, bardzo ladnego dziennego jadlospisu. Jak sie imprezuje to faktycznie wiecej pokus, ale naprawde nie mozesz sie ich czesci oprzec? Albo faktycznie tak jak juz Motylek powiedziala, baw sie i niczym nie przejmuj. Kiedys i tak schudniesz przeciez, nie ma innej mozliwosci.
-
No wiec tak dzisiaj plywajac doszlam do wniosku, ze moze ja za bardzo cisne. Za bardzo chce schudnac, a z drugiej strony nie chce zrezygnowac ze swojego trybu zycia.
Dlatego tak sobie mysle, ze nadszedl czas na nowe zalozenia:
1. Nic na sile. To nie wyscig, wiec nie musze chudnac x kilogramow miesiecznie.
2. Plywanie codzienne bedzie, na ile mi czas pozwoli. Podobnie z codziennym orbitrekowaniem. Wieszac sie nie bede, jesli czasem sie nie da. Ale tez na tyle dobrze mi robi taki ruch, ze nie nalezy dopuszczac lenistwa, nawet jesli dzien i tak juz jest 'stracony dietowo'.
Innymi slowy: cwicze, szukajac przyjemnosci i pozytku w jednym.
3. W dni bezimprezowe trzymam sie tysiaca kalorii, licze BTW, pilnuje MM.
4. W dni imprezowe szukam najlepszych montignacowo rozwiazan, ale tez nie panikuje, ze wlasnie zjadlam lyzke ryzu, albo sushi o IG55. Staram sie unikac zlych polaczen (tluszcze i wegle), piwa, slodkosci (wcale nie jestem slodkolubna) itd. Jednak, jesli sie zdarzy - nie wieszam sie, szkoda szyi.
5. Plyne z pradem, czyli nie ograniczam spotkan ze znajomymi, nie powstrzymuje meza od naszych malych imprezek we dwoje, kolacyjek i innych. Po prostu pilnuje, co jem.
Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Problem siedzi w mojej glowie. Placza sie desperackie mysli o ostrych dietach, bo wtedy sie jest 'naprawde na diecie'
-
Ufff... no w koncu Ziutka, widze tutaj naprawde bardzo dobra strategie. To wlasnie o to chyba chodzi zeby wdrazac w normalny tryb zycia (przestajemy okreslac nasze odchudzanie byciem na diecie) wlasnie te elementy ktore nam pozwola zdrowo schudnac i zyc generalnie. Cwiczenia, rozsadne ilosci jedzenia, jakosc tego co jest w naszej kuchni, czyli produkty pelnoziarniste i duzo warzyw z owocami. Ty to masz cudownie z tymi owocami morza, wiec tylko jesc i jesc. Prawda jest, ze czeste chodzenie do restauracji nie pomaga niestety w trzymaniu sie w ryzach, ale my jestesmy dobre w selekcji tego co dla nas jest dobre. Jezeli chodzi o sushi to sie juz umowilysmy, ze jest nieszkodliwe. Indyjska kuchnia, no tak, ciezka od sosow ale jak zjemy tego w stosownych ilosciach, zamowimy chapati zamiast naan to da sie przezyc. Mango lassi sama sobie ostatnio zrobilam i mimo tego ze nie bylo tak smaczne (uzywalam swierzego owocu, nie z puszki i generalnie to jeszcze jest dla mnie tajemnica jak oni to robia ze jest takie pyszne) to mialam i sobie odmawiac nie bede.
Odchudzamy sie Ziutka i zobaczymy jak to bedzie z Toba po lekkiej zmianie nastawienia.
-
OJ CHYLE CZOŁA
REWELACYJNE ZAŁOŻENIA
BARDZO PODOBNE DO TYCH OD DIETETYKÓW CZYLI ZDROWE MYSLENIE PRZY DIECIE
JESTEM DUMNA Z CIEBIE
-
Ziuteczko, bardzo fajne założenia :P :P
Ja też pomału dojrzewam do nowych, bo zapętliłam się strasznie z tymi moimi ćwiczeniami, właściwie to przez nie, nie mam czasu na inne sprawy, na Życie (celowo wielką literą ) ...
-
madrze
pewnego dnia powiedzialam sobie, ze robie przerwe z dieta, bo nie chce mi sie "przez chwile" o tym myslec....najpierw rzucilam sie na wszystko co do tej pory ograniczalam (bo wiadomo nie jestem na diecie ).....po kilku dniach nie chcialo mis ie juz tego "niedozwolonego", chcialo mi sie zdrowo, spokojnie, w malych ilosciach.....co wiecej: wiedzialam, ze "nie jestem na diecie, wiec MOGE WSZYSTKO"...i moge to wszysko KAZDEGO DNIA....i dlatego wlasnie nie spieszylo mi sie, zeby szybko skorzystac W ten oto sposob zaczelam znowu jesc normalnie.....
(ze w tym czasie przestalam cwiczyc, to troche inna bajka......) ale teoretycznie idea byla dobra
-
No wiec sek w tym, zeby sie nie rzucic na jedzenie, bo diety juz nie ma. Rzecz rowniez w tym, zeby trzymac sie cwiczen, bo jak sie cwiczy, to sie spala. A najwiekszy problem, jak pisalam siedzi w glowie. Bo gdzies tam sie pali ta przekleta zielona diodka, ktora mi powtarza, ze waze 72 kg, a to nadwaga i ze jeszcze ponad 10 kg do tej wymarzonej wagi i ze przeciez jedzenie tuczy, wiec trzeba by obciac jedzenie i jechac na samej wodzie zrodlanej. Tyle, ze co mi po 2 dniach wody zrodlanej, jak sie trzeciego dnia dosse do korytka i nawtutkam po muche?
Zgodnie z zalozeniami zupelnie na luzie stanelam dzisiaj na wadze i ze stoickim spokojem przyjelam do wiadomosci fakt, ze waga pokazala 600g wiecej niz suwak. No i niech pokazuje, za dwa dni pokaze dokladnie tyle, co suwak, wiec sie nie bede pocic przesuwajac toto w jedna i w druga bez przerwy. Od teraz zapisujemy tylko spadki
A powiem Wam, ze fajnie mnie miesnie pobolewaja po wczorajszym wieczornym plywaniu i ze jutro z mezem zjem dobra kolacje. prawdopodobnie glownie skladajaca sie z serow urodzinowych
-
Nie, nie, nie... to jest tak, ze dieta niby jest ale nie nazywamy ja dieta, poniewaz to jest zmiana generalna naszego odzywiania. Czyli absolutnie nie rzucamy sie na jedzenie, tylko nadal trzymamy sie:
- regularnych por posilkow
- unikamy bialego chleba, ziemniakow, buraczkow, kukurydzy, ryz jemy tylko z warzywkami albo z rybami (czyli sushi)
- w domu mamy duzo produktow pelnoziarnistych wlacznie z couscous
- pijemy czerwone wino, ale uwazamy jezeli mamy tendencje do uzaleznien
- uswiadamiamy sobie, ze jedzenie tak naprawde nie tuczy, jezeli korzystamy z tego dobra w normalny sposob
- nie nawtutkujemy po muche (cokolwiek to znaczy )
- przesuwamy suwak raz w tygodniu, nie czesciej
- korzystamy z zycia i z meza i bawimy sie razem do oporu (moj jest juz chudy i wcale nie chce go chudszego, ale on sie uparl ze dalej chce byc chudszy), z drugiej strony to my na zadnej diecie nie jestesmy wiec i tak nie ma wplywu czy nadal spada z wagi czy nie...
... po prostu robimy swoje...
-
-
Alez u Cebie Ziutko mądrze i rozsądnie
Ale macie dziewczyny rację. Bo mój problem jest taki, że jeśli mój dzień jest już 'stracony' to się tak dopycham...
A tak przecież nie można...
A ja eż dzsiaj planuję ćwiczonka intensywne. Musszę wypocić te wstrętne kalorie co je ostatnnio bez opamiętania pochłaniałam...
Trzymaj się cieplutko
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki