Już prawie 14.00 a ciągle wszystko co najlepsze przede mną.
Człowiek to dziwne zwierze..nie jest głodny..a ciągle o żarełku myśli..trzeba by chyba na jakiś odwyk. łapię się na tym, że najwięcej jem nie wtedy gdy mam ochotę, a wtedy gdy mam smuta, albo coś mnie boli..albo jestem na imprezie (tych niestety sporawo ostatnimi czasy).
Dlatego koniec ze smutami...
Jak coś boli to dać się wymiziać mężydłowi, przytulić albo coś tam jeszcze
na imprezie...hmmmm założyć, że wszystko to tylko mnie unieszczęsliwi..a po co samemu się unieszczęśliwiać...
No! Teraz będzie już tylko lepiej i naprawdę schudnę...
No i nie jem po 18.30 choćby nie wiem co...
i zapominam o istnieniu czipsików (zapomina się o ważniejszych sprawach i się żyje )
Ehhh samą siebie zanudzam, ale po takim wpisie głupio mi sięgnąc po coś do jedzenia he he...
Zaklinanie trwa.
Ps. Musi się tym razem udać...bo już dość mam ciężkiej i marudnej siebie..a maruda włącza mi się zdecydowanie za często...
Pozdrawiam i buziaki ślę.
Zakładki