-
to dopchaj się czekoladką :P
żołądka nie napełnisz tak, a kaloryjki się uzupełnią
gratuluję schudnięcia - zresztą nie dziwota - po takich komplementach, wyprawach z mężczyznami i ćwiczeniach codziennych...
-
Czesc Bianco!!! Bardzo ladnie wyszlas na zdjeciach,gratuluje chudniecia!!!
Napisz w jakiej miejscowosci bylas w Tunezji,ja bylam w 2002 roku w Sousse.
Bylismy w maju,a bylo juz taaak goraco,ze wrocilsmy czarni
Serdecznie pozdrawiam! Sisska
-
Ja byłam w Hammamet. A czarna nie wróciłam mimo sierpnia. Nawet jeden tubylec mnie zapytał, czemu moja skóra nie zmieniła koloru na słońcu. No to mu udowodniłam, że owszem, zmieniła. Wtedy byłam biała, a teraz jestem tylko mniej biała. Ja się nie opalam, przychodzi mi to z trudem, choć nie wiem, ile bym siedziała na plaży. Zawsze się poparzę od słońca, wyskakują mi piegi i inne pieprzyki Taki ze mnie odmieniec
A za chwilkę wybywam z domu. Pójdę sobie sama do kina. bardzo to lubię, a jednak zwykle chodzę z kimś. A dziś będzie dzień dla mnie. No i muszę przyłożyć się dziś do jedzenia, żeby nie skończyć jak wczoraj.
I jeszcze jedna nowinka. Wczoraj moja mama powiedziała: "Rany, Justyna, ty jesteś coraz chudsza". A pewnie, że jestem.
-
Hihih mamina nowinka świetna. Pewnie, że jesteś w końcu ciężko na to pracujesz, to dlaczego miałabyś nie być.. Ot co!
Ja to w ogóle nie lubię się opalać na zasadzie - leżę plackiem na plaży. I nie chodzi nawet o to, że w kostiumie na słońcu wyglądam jak ponacinana kiełbaska opiekana nad ogniskiem, ale ogólnie jakoś niespecjalnie mi się podoba takie prażenie i nic-nie-robienie. Co nie znaczy wcale, że nie lubię być opalona.. hih. Na wakacjach zawsze się opalałam "niechcący" - wycieczki rowerowe na słoneczku, godziny spędzane w jeziorze (a promienie słońca odbite od tafli jeziora palą jeszcze mocniej, mimo że się tego nawet nie czuje!) i ni stąd ni z owąd opalenizna była. Na szczęście opalam się na brązowo
A z Ciebie to wcale taki odmieniec nie jest, dużo ludzi ma takie problemy z opalaniem i reakcją skóry na słonko, co zrobić.. no wiem co zrobić - nie martwić się!
A na co idziesz (poszłaś) do kina? Ja też lubię sobie czasem sama pójść
Buziaki, C.
A do mnie
TĘDY - walczę od nowa.
-
aż wstyd się pokazywać..tak strasznie zaniedbałam Twój wątek ale juz nadrobiłam i po pierwsze gratuluję studiów,schudnięcia i dzielnego tzrymania się na wakacjach oby tak dalej A co do słońca...to witam w klubie,ja nawet nie próbuję się opalać....zawsze kończy sie to poparzeniem,bąblami,schodzeniem skóry ale w tym roku przebolałam wszystko i mam troche brązu na ciele...ale i tak jestem blada w porównaniu do innych wiemtylko,że juz tego nie będę praktykować w przyszłym roku,bo to niebezpiecznbe dla mojgeo zdrowia
Co do Twojego suwaczka to jesteśmy prawie w tym smaym miejscu..proponuje więc małą rywalizację,ale tylko w celu motywacji Mam nadzieje,że juz niedługo zobaczymy tą 6 z przodu
-
Oj ja też nie znoszę leżec plackiem. Zawsze na plaży suszę się jedynie po pływaniu albo czytam no i leżę, bo co, mam spacerowac z książką i powpadac na parasole?
a w kinie byłam na "Miłości na zamówienie", bo jak chodzę sama, to zwykle na komedyjki. Ogólnie rzecz biorąc, spodziewałam się czegoś dużo gorszego. Oczywiście chłamowate to było, a szczególnie fragmenty delfino-podobne, ale zrelaksowałam się, a o to mi chodziło.
Opalaniem się nie przejmuję. Uważam na słońce. Brązowa skóra nie jest moim największym marzeniem. Teraz nawet nie mogę się do siebie przyzwyczaic. Wydaje mi się, że jestem nie wiem jak czarna.
Kupiłam dziś karnet na aerobik. Hurra! 12 wejśc na sierpień, więc żeby wykorzystac będę chodzic codziennie. Przez te wszystkie lipcowo-sierpniowe wyjazdy nie kupowałam, bo nigdy mnie nie było, a wiadomo jak to czasem jest ze zbieraniem się do cwiczeń w domu. Poza tym na aerobiku naprawdę czuję, że nogi chudną w oczach.
a tak w ogóle to już sama nie wiem, jak rozmawiac z tymi moimi łydkami, żeby wreszcie zmalały, uparciuchy. Samo przyjdzie, w końcu mam na to 19 kilo
Oj wysłalam posta, a tu patrzę, Polly napisała więc wprowadzam małą przeróbkę. Jaki tam wstyd, witaj z powrotem! Za te dwa tygodnie, po zdanym egzaminie, zobaczymy jak tam nasza rywalizacja. Wiadomo, że nikt tu się nie ściga, ale żal patrzec, że inni chudną, a ja w tym czasie stoję w miejscu. Dlatego piszę się na taką rywalizację!
-
Moja wściekłość nie zna granic. Durne forum stwierdziło, że mnie wyloguje i skasuje przedługiego posta, którego właśnie wymodziłam. A już chciałam to cholerstwo skopiować na wszelki wypadek. Grrr
No więc jeszcze raz:
Dziś zamknęłam się w 1100 kcal, wszystko zgodnie z planem. Wszystkie posiłki przemyślane i przekalkulowane, niczego nie żałuję. Dzisiaj na wadze było pół kilo mniej niż wczoraj, ale nie będę się zastanawiać czemu, bo wszystko mi się rozregulowało. Dostalam @ o wiele za wcześnie i ogólnie podróże, stresy, wszystko na raz mogło sprawić, że i waga wariuje. Wracam grzecznie na dietę i tego się będę trzymać. Oficjalne ważenie jutro rano albo w poniedziałek, bo na weekend wyjeżdżam do babci, a na jej wadze wolę nie polegać.
A z newsów: mam dobry i zły.
Zły jest taki, że rozmawiałam dzisiaj z moją dobrą koleżanką, Karoliną. Nie wiem, skąd mi się wzieła ta ostatnia otwartość i chęć do mówienia o sobie. W każdym razie żaliłam się na posuchę damsko-męską.
Ona na to:
-Co ty opowiadasz, kiedy przestaniesz wygadywać głupoty i użalać się nad sobą?
-Za pół roku. <wtedy mniej-więcej planuję ostatecznie dojść do 55 kilo>
-Nie wydaje mi się, żeby twoja waga była tu aż takim problemem, a już na pewno nie jedynym.
I uderzyło mnie to. Wiem, że moje problemy siedzą w głowie. Wiem, że często przesadzam, ale to, co ona powiedziała, podziałało jak terapia wstrząsowa. Bo ile to razy doszukiwałam się "prawdziwego znaczenia" w wypowiadanych przez kogoś słowach? Ile razy twierdziłam, że nikt na pewno mnie nie lubi i że wszyscy się ze mnie śmieją? Raz Karolina chciała iść ze mną i z takim jednym Karolem do kina, a ja na to, że Karol na pewno nie będzie zadowolony, kiedy dowie się, że i ja idę. Paranoja.... Odpycham od siebie ludzi, a potem narzekam. Wiem, że muszę uwierzyć w siebie, ale na pewno będzie mi łatwiej, kiedy przestanę się wstydzić wejścia do pokoju pełnego ludzi albo spotkania z dawno niewidzianymi znajomymi. Ech, dość biadolenia. Trzeba nad sobą popracować i już.
A wiadomość dobra: Temat mojego kącika na forum jest zupełnie nieaktualny Dziś kupiłam sobie spódniczkę rozmiar 40. A startowałam z 46! Ale spokojnie starczy dla mnie rozmiarówki, bo jeszcze nie wchodzę z jeansy z Zary nr 42. W każdym razie ta spódniczka tak mnie ucieszyła, że zaczęłam przymierzać wszystko, co mam w domu. Ależ mam teraz pieprznik w pokoju
Wnioski z obserwacji wypisuję poniżej:
strój studniówkowy: za duży
spódnica dawniej wciskana przez ramiona luźno zwisa z bioder
rzeczy kupione na wyrost teraz pasują jak ulał
stare przetarte spodnie wylądowały na śmietniku, bo mogę je wkładać bez rozpinania
spodnie noszone jedynie w zimie i to pod wielką przykrywką ze swetra, bo wypływał z nich brzuch: za luźne
spódniczka, w której chodziłam może z raz dwa lata (!) temu, bo 'nagle' zrobiła się za mała, zostanie ubrana w sobotę u babci
Ogólnie strasznie się cieszę, że widać postępy. W końcu -20cm w talii i -10cm w biodrach, to nie tak mało
Ok, idę zobaczyć, co słychać u Anny Kareniny, choć bardziej interesuje mnie Lewin i Kitty
Pozdrowienia
:*
-
Oho
Najpierw skomentuje dobre wieści - takie przymierzanie starych ciuchów i mieszczenie się w nie to ogromna przyjemność, nie? I taka satysfakcja.. albo spostrzeżenie, że te spodnie mogę już założyć bez zapinania, i pomyśleć, że ostatnio nosiłam je parę lat temu.. etc.. etc.. U mnie też już trochę ciuchów w ten sposób poszło w zapomnienie (tzn - do siostry, która się odchudza, i może za jakiś czas jej się przydadzą..), a inne są używane pierwszy raz od dawien dawna.. sama radość
Gratuluję tych zrzuconych centymetrów i ubraniowych nowości, zasłużyłaś sobie na to
Co do tej złej nowinki.. to prawda, bardzo duża część naszej diety i naszej nadwagi siedzi w głowie - unikanie dużych ilości ludzi, w ogóle wyjść, niechęć do poznawania nowych osób (u mnie to zawsze wygląda tak: za parę miesięcy schudnę, to wolałabym poznać tego kogoś dopiero wtedy...) i tak życie ucieka, a my mamy zły humor. I takim złym podejściem odsuwamy też ludzi od siebie, nieraz z zamierzeniem (ile razy odmówiłam spotkania, bo się wstydziłam...), nieraz nieświadomie (taki dystans się wyczuwa). Trzeba sobie po prostu szybciutko zdać sprawę z tego, że nasi znajomi tak naprawdę dawno temu zaakceptowali nas takimi, jakie jesteśmy i prawdę mówiąc chyba niespecjalnie nawet zwracają uwagę na tę nadwagę. Sama pomyśl - jak już kogoś bliżej poznasz i polubisz, to wygląd schodzi na zupełnie daleki plan i potem ze zdziwieniem nieraz słuchasz jak ktoś narzeka, że tu czy tam ma coś nie tak - bo w ogóle tego nie dostrzegasz już. I tak samo to wygląda w drugą stronę.
Trochę pokręciłam, ale mam nadzieję, że wiesz o co mi chodzi.. Kiedyś z kimś o tym rozmawiałam i do takich właśnie (niby odkrywczych, ale tak naprawdę oczywistych) wniosków doszliśmy - po jakimś czasie przyjmujesz człowieka takim, jakim jest i nie oceniasz go w ogóle w kategoriach ładny/brzydki. Ja zaczęłam kiedyś zastanawiać się nad wszystkimi moimi znajomymi i uznałam, że nie ma pośród nich ludzi, których nazwałabym brzydkimi pod względem wyglądu - wszyscy są na swój sposób ładni. A to wpływ ich charakterów, które zdążyłam poznać.
Pomyśl nad tym i wysuń własne wnioski. Myślę, że może troszeczkę pomóc
A poza tym - walczymy z naszym tłuszczem i niewątpliwie coraz szczuplejsze ciało dodaje nam pewności siebie i wiary w to, że ludzie nie będą uciekać na nasz widok z krzykiem (poważnie, tak kiedyś myślałam na wizję spotkania z kimś nowym).
Organizm może być rzeczywiście trochę rozregulowany po tym całym wyjazdowym rozgardiaszu, mam nadzieję, że wszystko się szybko ustatkuje
Buziaki i miłego dnia!
C.
A do mnie
TĘDY - walczę od nowa.
-
oj, tak, ciuszki cieszą - i niesłychanie motywują do dalszej dietki - przynajmniej ja tak mam, dziś znowu spódnica luźniejsza na mnie była, to dostałam dosłownie powera do dalszej walki z tłuszczykiem
a co do rozmowy z koleżanką, no cóż, zależy na ile ją znasz, może to była też złośliwość z jej strony, trudno mi się wypowiadać, bo nie wiem na ile można jej zaufać - a są osoby, które lubią wbijać szpilki... sama znasz się najlepiej, wiesz, ile masz przyjaciół, znajomych, jak wychodzisz do ludzi - a jeśli unikasz ludzi z powodu kompleksów, to może to dobry sygnał by zacząć je konsekwentnie zwalczać i próbować nie myśleć przy każdym spotkaniu - jaka jestem gruba i co ona myśli teraz o mnie?
główka do góry - najważniejsze, żebyś po tej rozmowie się bardziej otworzyła, a nie zamknęła jak ślimaczek w skorupce na widok ludzi
-
Wróciłam. Dzięki Bogu, że mieszkamy tak daleko od babci. To zupełnie inne światy i gdybym dłużej tam została (właściwie to ja i rodzice), to kłócilibyśmy się non-stop. To przykre, ale już nie umiem się w obecności dziadków hamowac. Z gniewu aż się telepię, kiedy z nimi rozmawiam. Babcia zrobiła się strasznie infantylna, dziadek apodyktyczny... Na szczęście u drugich dziadków jest spokojnie.
Diety u nich nie trzymałam. Opadła mnie słaba wola i poddałam się na te trzy dni, więc nie ma na wadze 73 kilo, ale za to jest 73,5! Haha, czyli te 3 dni nie zaszkodziły, i tak schudłam. Oczywiście nie będę tej zasady dłużej stosowac. Dziś już grzecznie dietuję.
Mam również bardzo ambitny plan do końca sierpnia wykorzystac karnet na aerobik, czyli 12 wejśc w tydzien. Dziś rano byłam już na siłowni, wieczorem idę na aerobik. Na siłce odważyłam się i po wybieganiu się na bieżni poszłam na salę z maszynami, gdzie cwiczyli sami olbrzymi mężczyźni. Obskoczyłam wszystkie przyrządy poza sztangami i taką jedną, co wyglądała jak narzędzie tortur. Położyłam się na niej, ale wyglądałam, jakby mnie coś przytłoczyło z góry, więc wstałam i poszłam gdzie indziej Ćwiczyłam na najmniejszych obciążeniach, a i tak wszystko mnie boli: plecy, nogi i ramiona. Ha, to się nazywa wysiłek!
a co do rozmowy z Karoliną. To była przykra rozmowa tylko dlatego, że uświadomiłam sobie jaka jestem okropna. Karo w żaden sposób mi nie dopiekła. Chodziło jej tylko o to, że uciekam od ludzi i nawet nie zdążą mnie oni poznac, że ona twierdzi, że muszę sobie wszystko na ten temat poprzestawiac, bo co z tego, że schudnę, skoro dalej będę gnic w swoim braku pewności siebie? Znamy się z Karo od 10 lat, trochę o mnie wie, ostatnio coraz więcej, bo zaczęłam się otwierac,co jest straszne, ale przynosi ulgę
Ja też bałam się, że się z kimś spotkam, a on ucieknie. Dokładnie miało to wyglądac tak, że witamy się, on (zwykle wyobrażałam sobie spotkania z chłopakami) prowadzi z grzeczności gadkę-szmatkę, a potem przypomina sobie o bardzo ważnej rzeczy, której jeszcze nie załatwił i zmywa się w te pędy.
Bo do tej pory właśnie tak myślałam. W każdym spojrzeniu doszukiwałam się myśli "Chryste, jaka ona tłusta", teraz staram się tak nie myślec.
No dobra, żeby nie kończyc tak pesymistycznie, to zaczynają mi się podobac moje łydki. Zmierzyłam je dzisiaj i mają o 3 cm mniej! 3 cm odkąd ostatnio mierzyłam. Nie wiem nawet, ile miały na początku mojej działalności, ale coś koło tego. Bosko.
a! no i jeszcze jedno. Babcia i ciocia zachwycały się wręcz jak świetnie wyglądam, że chudnę w oczach i takie tam Chyba powoli zaczynam się przyzwyczajac do komplementów.
No ok, przesyłam buziaki i pozdrowienia, uciekam na aerobik a potem do Karoliny właśnie na film
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki