Jestem. Nie głodziłam się. Ale też nie mogę wpaść w rytm. Ciągle mi się odbija tym czerwcem, choć to było tak dawno temu, że aż wstyd. Ale co mam poradzić na to, że wtedy szło mi tak świetnie? Może, może znowu się uda...
Kopenhagi jednak nie powitam. Najwyżej zmodyfikuję. Tzn że będę jadła jak na kopenhaskiej, ale dodam jeszcze dwa posiłki, żeby było 5 i mniej-więcej 1000 kcal? Do przemyślenia.
Emelko no oby. Przydałby się nadworny krzykacz, co by za mną chodził i wrzeszczał. A najlepiej blokada przełykowa. Zaprogramowałam wszystko to, co mi nie wolno i za nic nie dałoby się tego przełknąć Choć to już zajeżdża zaburzeniem odżywania
Pinos, no pewnie i tak nie dałabym tej diecie rady. Ja mam jednak słomiany zapał. Ech... A przytyć 10 kilo w rok i mi się zdarzyło....
Cauchy, przed końcem diety? Jestem w połowie, teraz nawet nie. Ech...
A co do filmu, to mi się podobał, choć denerwowało mnie, że wpletli w niego współczesną muzykę. Za to kostiumy piękne. No i ja lubię Dunst, wg mnie bardzo dobrze zagrała. Ale po powrocie przeczytałam recenzję w Gazecie no i tam niby film chwalili, ale nie do końca. No i tak się zastanawiam, czy to recenzent uprzedzony, czy może ja się na filmach nie znam. Powiem jedno: 2 godziny filmu minęły sama nie wiem, kiedy. Film i wzrusza i bawi. Ma wady, owszem, ale nie dajmy się zwariować