Witajcie dziewczynki
Jest sukces i porażka...
Udało mi się dobrnąć do 10 kg i waga pokazała dzisiaj 101
Ale chyba niewiele w tym mojej zasługi, bo ostatnio nie pilnowałam się jak należy. W poniedziałek byłam na imprezie u szwagra, nie ruszyłam żadnego ciasta. Ale po przyjściu do domu zaatakowałam kotlety sojowe i wtrąbiłam wszystkie któe miały być na wtorkowy obiad
Wstyd mi strasznie, bo mogłam się opanowac, chociaż przy drugim.. ale wiecie co... takie myśli mnie naszły, że już i tak koniec z dietą tego dnia, więc skoro zjadłam dwa to mogę zjeść wszystkie.
Ech... niedobrze.. zaczyna brakować mi silnej woli. Nie ciągnie mnie do słodkiego, marzy mi się bułka z serem żółtym i szynką Albo pieczeń mojej teściowej..
Oj nie, koniec z tym bo zwariuję. Powiem Wam, że Was bardzo podziwiam, potraficie wytrwać w swoich postanowieniach pomimo pełnej lodówki i rodzinki która przecież odżywia się normalnie. W mojej lodówce nie może być nic z rzeczy niedozwolonych Nawet obiad na drugi dzień kusi mnie strasznie. W sobotę kupiłam 200 g sera żółtego niskotłuszczowego. Miał być do moich kanapek... wtrąbiłam go na dwa razy
Ech szkoda słów... muszę się mocniej starać, bo inaczej całe to moje odchudzanie będzie na nic..
Zakładki