Dorzucam sowę
Dorzucam sowę
xxx
hej triskelku kochany....jak tobie minął dzionek? u mnie tragedia, mam doła- jestem obrzydliwym tłustym potworem i chrapkę na lodówkę...całą wraz z zawartością....wścieknę sie chyba dzis..........buuuuuuuuuuuuuuuuuuu................
ja też sowy lubię triskell pokazuj tatuaż
Oj tak, Flakonka, masz rację, ja też chcę zobaczyć sowę Triskell.
Tris, nie daj się prosić. :P
Dziewczyny, witam Was znad porannego octu jabłkowego.
Fajnie, że tu jesteście, bo może pomożecie mi zrozumieć, co się ze mną wczoraj stało. No więc wypiłam ponad 2,5 litra wody, plus dwa duże kubki Pu-Erh, czyli nie licząc kawy ponad 3 litry płynów. I biegałam do ubikacji jak kot z pęcherzem (Foczko, nie Twój Kot ) Moja waga zareagowała na to w sposób dla mnie niezrozumiały.
Najpierw może wyjaśnienie, jak to wygląda codziennie: najmniej ważę po ćwiczeniach rano, potem w miarę jedzenia i picia waga wzrasta, następnego dnia rano przed ćwiczeniami jest (w zależności od wypróżnień) albo podobna, albo nieznacznie wyższa, niż poprzedniego dnia po ćwiczeniach. Po ćwiczeniach jest albo powrót do stanu z poprzedniego dnia (w te dni nie odnotowuję ubytku wagi) albo do niższego (ubytek wagi jest). Waga moja waży w funtach, z dokładnością do pół funta (troszkę więcej niż 0,2 kg), więc przez ubytek rozumiem zmianę o co najmniej 0,2 kg, mniejszych moja waga nie odnotowuje.
Wczoraj natomiast idąc spać ważyłam dokładnie tyle, co po porannych ćwiczeniach, w konsekwencji - dziś rano ważę mniej niż wczoraj po ćwiczeniach, a jak poćwiczę to pewnie będzie jeszcze mniej. Nie miało miejsce żadne znaczące wypróżnienie jelit. Mówiąc dosadnie (przepraszam) czuję się tak, jakbym część mnie (taką spokojnie powyżej pół kilograma) wczoraj wysikała. Ale to przecież niemożliwe.
Ach... poranne dylematy
Niezbyt dobrze w nocy spałam, chyba jestem w zbyt analitycznym nastroju, bo przez wiele godzin nie mogłam zasnąć i wiem, że miało to podłoże psychologiczne. W głowie kłębiły mi się setki myśli - tu nawet nie chodzi o to, że ja się czymś martwiłam, myśli były raczej neutralne niż negatywne lub pozytywne.
Między innymi oczywiście analizowałam szczegóły mojej diety, tu mogło też mieć wpływ lekkie ssanie w żołądku po kolacji wcześniejszej niż zazwyczaj.
No i w związku z tym kolejny dylemat - czy ja dobrze zrobilam z tą zmiana terminów posiłków? Zanim wstanę, wypiję ocet, potem kawę, potem ćwiczenia 90-100 minut, potem prysznic (2-3 razy w tygodniu z peelingiem kawowym, więc kolejne 10 minut dochodzi), potem wklepanie w siebie różnych rzeczy i wreszcie przygotowanie śniadania. W rezultacie śniadanie zaczynam ok. 17.30, a pozostałe posiłki wyglądają teraz tak:
18.30 lub 19.00 - drugie śniadanie
20.00 - obiad (z wyjątkiem poniedziałków i wtorków, kiedy to o 19.30 wychodzę na tańce, więc obiad musi być wcześniej. Według poprzedniej wersji często był dopiero po powrocie z tańców, czyli o 22.00),
22.00 - podwieczorek
przed północą - kolacja.
Czy to dobrze, że wszystkie posiłki "stłoczone" są na przestrzeni niewiele ponad 6 godzin? Jak to wygląda u Was - ile czasu upływa od pierwszego posiłku w ciągu dnia do ostatniego?
Na razie jedyne sposoby, które widzę, by trochę ten czas rozciągnąć, to jeść wcześniej śniadanie, a mianowicie:
1. Szybciej pić tą poranną kawę, nie siedzieć tak długo w tym czasie na forum (dlatego za chwilę kończę i wysyłam tego posta i pędzę ćwiczyć) = wcześniej zaczynać ćwiczenia.
2. Idąc za radą Gagii zaraz po ćwiczeniach jeść. We mnie pokutuje chyba to, co gdzieś przeczytałam, że po aerobach tłuszcz spala się jeszcze przez co najmniej pół godziny i jeśli coś zjemy, to przerwiemy to spalanie. Stąd pryyyyyyyysznic po ćwiczeniach i dopiero potem śniadanie.
Ano zobaczymy, postaram się sprężyć i zobaczę, o której dziś uda mi się to śniadanie zjeść.
Dlatego teraz pędzę ćwiczyć, przepraszam za to, że tak analitycznie z samego rana, ja czasem tak mam, że muszę to, co robię, rozumieć. Na kopenhaskiej zadawałam sobie miliony pytań dotyczących roli i działania każdego składnika diety, okropnie długi wątek na jej temat z forum fitness na gazeta.pl przeczytałam calusieńki ... ten typ tak ma
Dla poszczególnych osób odpowiedzi po ćwiczeniach, zdjęcie tatuażu też (ale to jest ważka, nie sowa).
Ściskam
Witaj Triskell
Przeczytałam uważnie Twój pościk i odpowiem krótko.Uważam,że odstępy między posiłkami powinny być większe.Ja jem 5 posiłków dziennie ,w odstępach 2.5-3 godzin.Zaczynam śniadankiem ok.8 rano,a kończę lekką kolacją o 18.30.Daje to razem rozpiętość ok.10 godzin Odkąd za Twoim przykładem piję ocet jabłkowy,to też ciągle biegam do toalety-może wypłukują się toksyny Poza tym przecież dużo pijemy i musimy to z siebie wydalić.
Pozdrawiam
Już po drugim śniadaniu, nastrój znacznie lepszy, jak zawsze po ćwiczeniach Tym bardziej, że udało się sprężyc i zjeść śniadanie godzinę wcześniej, niż w rozpisce z poprzedniego postu. Tak więc postanowienie "mniej forum przed śniadaniem" pomaga. I tak sobie myślę, że po nowych zakupach żywnościowych za tydzień kolacja wróci na 1.00 godzinę, ale zgodnie z radą Gagii będzie w niej tylko białko. Będzie to oznaczać 8,5 godziny na posiłki, a to już lepiej, niż 6
Tak z innych newsów to codziennie nieznaczny spadek wagi. Czekam do poniedziałku i jeśli w skali tygodnia będzie to więcej, niż półtora kilograma (co oznaczałoby ponad 6 kg miesięcznie, a to troszkę za dużo), to w przyszłym tygodniu stopniowo przechodzę na 1200. Ale do poniedziałku jeszcze poczekam, poobserwuję wagę, zobaczymy.
Luneczko - dziękuję za obie piękne ważki . Jeśli chodzi o pory posiłków, to jak widzisz biorę sobie Twoje rady do serca. Czy poza bieganiem do kibelka czujesz jakieś zmiany po occie? I też mam nadzieję, że po prostu wypłukują nam się z organizmu różne niefajne toksyny
Niuniareks - będę pilnować
Gagaa - melduję, że dziś do ćwiczeń był prawie litr wody Mam do Ciebie parę pytań na temat różnych produktów, bo w myślach już konstruuję tą dietę na czas po wypłacie. Ale zapytam Cię o to na tym żywieniowym wątku Twoim i Margolki. I mądrz się, mądrz, to bardzo dużo wszystkim Twoim współodchudzaczkom daje A Ty zrzuciłaś tyle kilogramów, że spokojnie mogłaś sobie pozwolić na to, żeby pierwsze 10 przeszło bez echa i jeszcze raz bardzo gratuluję .
Weroniczko - podążaj moim śladem, jak najbardziej A o tym, jak mnie Twoje wiadomości ucieszyły, napiszę na Twoim wątku.
Izary - dzięki za piękną sowę śnieżną
Belluś - tylko mnie teraz wszystkie pilnujcie z tymi postanowieniami
Bebe - rozciągniętą stronką sie nie przejmuj, piękna ważka Ten mój wątek prawie już się unosi w powietrze
Foczko - ja też uwielbiam secesję. A właśnie doszłam do wniosku, że ważka z jeszcze jednego powodu jest super symbolem dla osoby odchudzającej się - przecież jej nazwa pochodzi od słowa "waga"
Ajaczko - dzięki za sówkowego gifka
Grubsiaczku, trzymaj się i żadnych tam chrapek na lodówkę!!! Jak tak sliczna dziewczyna może się nazywać potworem
Flakonko, Belluś - tak jak pisałam, to ważka, nie sowa, ale proszę, oto ona:
Idę szykować obiad, potem Was poodwiedzam .
Wpadam się przywitać, i podziękować, że wpadasz do mnie
Całuski
Zakładki