-
Oj, ta dieta to średnio na mnie działa Dziś ostatni dzień trzeciego tygodnia, na wadze powinno być 52 a jest nadal niezbite 53. I ani rusz. Brzuch mam jak balon, wizyty w toalecie są dwa razy na tydzień Generalnie to nie czuję zupełnie, żebym cokolwiek schudła
A ćwiczenia na tyłek to różne robię, ciężko tak opisać, musiałabym wam przepisać ich opisy z gazety, ale generalnie są to różne wymachy w klęku podpartym, wypady do przodu, takie jakby przysiady, tylko z nogami szeroko na boki, podnoszenie bioder na ugiętych nogach w leżeniu przodem i podnoszenie ugiętych nóg w leżeniu tyłem. A brzuch - A6W.
Linkinka, ty masz dupkę dobrą, zacznij A6W!
-
widzę że też masz niewesoło z tym chodzeniem do toalety skoro waga stoi to może chociaż wymiary się zmieniły?
eeh próbowałam kiedyś A6W to zdecydowanie za trudne dla mnie wymiękłam chyba na 4 czy 5 dniu
-
Hm, wymiary właśnie nie bardzo się zmieniły, może cm tu czy cm tam, ale brzuch mam sterczący jak zwykle i ani cm w dół.
Wiesz, A6W to świetne ćwiczenia i wydaje mi się, że nie ważne, czy trzymamy się sztywno tej rozpiski czy nie. Wiadomo, z rozpiską sukces pełny, ale jakbyśmy robiły codziennie po jednej serii, 6 powtórzeń, to efekty na pewną jakieś byłyby. Zawsze lepiej robić coś, niż nic!!
-
hmm pewnie masz rację, muszę sobie poszukać dokładnie jak to się robiło bo już nawet nie pamiętam spróbuję robić tyle ile jestem w stanie, może jakieś efekty będą...
-
Okropna jestem. Stwierdziwszy, że dieta nie działa wszamałam princessę (199kcal). Co prawda w limicie dalej się mieszczę, ale nie o to chodzi. Chodzi głównie o niezaśmiecanie organizmu właśnie takimi princessami. Ehhh.
-
od czasu do czasu trzeba zjeść taką właśnie princessę (i to w limicie!) dieta to nie tylko wyrzeczenia, od czasu do czasu wolno ja dzisiaj sobie zjadłam trochę czekolady z orzechami i nie mam wyrzutów sumienia bo w limicie ważne żeby się nie rzucić jak głupi na słodycze i przekroczyć masakrycznie limit...
-
Zamykam dzień, tzn robię bilans teraz, bo jak to zrobię, to już nic nie zjem, bo by mi głupio było dopisywać.
śniadanie:
3 kromki chleba, każda z plasterkiem szynki z indyka i pomidorem, kawa z mlekiem (bez cukru), 293,3kcal
obiad:
zupa brokułowa, 185kcal i deser, jogurt - 90kcal
podwieczorek: grapefruit 42kcal
łakomstwo - princessa 199kcal
kolacja:
2 kromki chleba, każda z plasterkiem szynki z indyka, ogórkiem i rzodkiewką
Idę zaraz do kumpeli, więc jeszcze
kawa 22,5kcal ( z mlekiem, bez cukru)
W sumie kalorii: 1 025,85
Zostawiam sobie zapasik, bo kumpela lubi dolać % do kawki
-
to smacznych %
-
ZMIANY, ZMIANY, ZMIANY
Pomyślicie dziewczynki, że mnie prąd popieścił. I może trochę w tym racji, przeżyłam mały elektrowstrząs.
Ale od początku. Siedzę drugi tydzień na zwolnieniu lekarskim, pytanie: ile zaległych i bieżących zadań z uczelni odrobiłam? Ile materiału przerobiłam do sesji? Ile materiału do obrony pracy magisterskiej? Odpowiedź: ZERO!
Hm, to co robiłam w tym czasie? Klik, forum, klik, coś innego w necie, klik, serialik na dvd, klik, forum, klik, klik, klik, a co tam za oknem, klik, a poczytamy trochę, a herbaty sobie zrobimy, klik, odświeżymy tą stronkę, klik, kto jest na gadu, klik, ile się już ściągnęło? MASAKRA!!! Zachowuję się jak rozleniwiona kura domowa. Bez chorobowego to tylko narzekam na niedoczas chroniczny. Nie nauczyłam się na koloqium, nie przeczytałam książki/bieżącej prasy, a tak chętnie bym się pouczyła języków obcych, ale ojej, nie mam czasu. Ale jak tylko rano otworzę oczy to pierwsze co to power computer i siedzimy, klik, klik, klik, i oj jak mi się nic nie chce... Wiecie, ile czasu zajmuje mi przygotowanie się do wyjścia rano? 2h! I nie mam ani makijażu specjalnego, ani stroju wymyślnego, ani fryzury skomplikowanej... Pierwsze to do wanny pójdę, pół godziny... Ale ani masażu nie zrobię, bo mi się nie chce, ani balsamu nie wklepię, bo mi się nie chce... Dziś na ten przykład o 13.30 gotowałam obiad w pidżamie! Wyprawiłam mojego do pracy o6:40, ok, nie musiałam się zrywać i brać o tej nieludzkiej porze do Bóg wie jakiej roboty, ale mogłam zjeść śniadanie, wykąpać się, poćwiczyć, poczytać w łóżku, a ja w najlepsze z powrotem do łóżka, wstałam o 10.30, owszem, trochę poćwiczyłam, coś tam sprzątłam (ale gary nie umyte), zrobiłam 3 ćwiczenia na reported speech i kurczę ups, koniec dnia. To, że mam wyrzuty sumienia, że marnuję życie, to sprawa codzienna, ale to, że postanowiłam coś zmienić, to sprawa nagła. A zaczęło się tak:
Zadzwoniła do mnie znajoma z pewnego okresu życia z pytaniem, czy przypadkiem nie szukam pracy, bo znajomy potrzebuje pracownika z moimi kwalifikacjami. Oferta zabrzmiała bardzo ciekawie, na początek wyjazd za granicę na szkolenie itd. Ucieszyłam się niezmiernie, why not, trzeba spróbować, a nóż widelec przejdę rozmowy kwalifikacyjne i dostanę tę pracę. I tu panika: ujjj, ale moja praca mgr, a obronić sie trzeba a to a tamto... I tak po nitce do kłębka doszłam do decyzji, że trzeba się wziąć w garść i zorganizować sobie życie, bo zajefajna szansa może mi przejść koło nosa. Dlatego też od jutra:
-wstajemy o 7 rano, dzień zaczynamy gimnastyką, prysznic, śniadanko, stan gotowości i działamy: czytamy ciekawe książki, uczymy się języków obcych, piszemy pracę mgr, dlatego też NIE WŁĄCZAM KOMPUTERA 10 sekund po przebudzeniu. To chyba mój gorszy nałóg niż słodycze
A teraz możecie mnie wyśmiać.
Co do dietki, to jutro oficjalne ważenie po 3 tygodniach odchudzania. Brzuszek mam jak balon. Nie oczekuję cudu. Mam tylko nadzieję, że skoro zaczęłam ćwiczyć, waga po jakimś czasie ruszy w dół.
-
ech. no to ja jestem jeszcze w tej fazie przed otrząsnięciem się. jak to czytałam miałam wrażenie, ze piszesz o mnie. :/
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki