ale ja bym nigdy nie cwiczyla, gdybym miala to robic rano
bo rano kazda minuta snu jest cenna..
a kiedys wyczytalam, ze poranny jogging zwiększa ryzyko zawału
a wieczorny nie
ale..... kazdemu według potrzeb
Monia dzięki za info, teraz już wiem, że dla mnie 55 . Super, bardzo Ci dziękuję . Poszukam tej piłki... ale zaraz biegne ćwiczyć, bo nie wystarczy gromadzić sprzęty, tylko je wykorzystywać .
Buźka!
No to tak sobie sumując (może dyskusja jest jeszcze w innych wątkach, jest u Tagotty, nie wiem czy jeszcze u kogoś bo nie czytałam na razie). To organizm sięga po tłuszcz "zastany" jak już nie ma pod ręką, czyli jak wykorzysta glukozę w krwi. Czyli jak po pierwsze jemy małe posiłki, to w zasadzie na jedno wychodzi. Po drugie te 15, 30 minut jest bardzo umowne, zależy na dobrą sprawę od każdej indywidualnej sytuacji. Jak na ćwiczenia wykorzysta nawet to co ma "pod ręką" to potem utrzymujący się podwyższony metabolizm i tak będzie musiał sięgnąć po rezerwy odlożone, więc w zasadzie różnicy wielkiej być nie powinno.
Nie warto się przemęczać i za bardzo pocić, bo to nic nie daje (tzn. daje, ale akuratnie nie na spalanie tłuszczu).
W skrócie, dłuższe, lekkie ćwiczenia na chudnięcie. /konieczne/
Siłowe brzuszki i takie tam, na siłę, rozbudowę mięśni- niewiele powtórzeń, w niewielu stosunkowo seriach, w miarę kondycji z obciążeniem (brat mi rozpisał jeszcze na siłę i na masę mięśni, ale to już szczegóły jak dla nas). /bardzo potrzebne po mojemu, bo mięśnie spalają więcej kalorii, a poza tym nie podobają mi się wcale chude ciała. Bez obaw przez przypadek muskulatury kulturysty nie dorobimy się/
I ćwiczenia poprawiające wydolność organizmu, to te do zmachania się ciężkiego. Ale z tym powoli, właśnie, żeby się nie zamachać na śmierć.
Chyba, że coś pokręciłam, to proszę o korektę. I jeszcze pomysł do czego zaliczyć hulahopa
A i te po 1000 brzuszków, A6W i takie tam- bardzo dobre, ale na takie wizualne dopracowanie wyglądu mięśni, ewentualnie pozbycie się ostatniego milimetra tłuszczu
Buciik ja też idę spać po ćwiczeniach i lepiej mi się śpi. To podobnie jak z teorią, że po kawie trudno zasnąć. Jednym tak lepiej innym gorzej, ja jak poćwiczę i wypiję kawkę w wannie, mogę wskakiwać pod kołderkę
A poza tym, na dobrą sprawę o 22 człowiek jest już niemal równie na czczo jak rano, przynajmniej ja
SPowiedź: Zjadłam w granicach rozsądku czyli jakieś 1250kcal, z owockami, warzywkami, jakoś obrzydliwie zdrowo jak na mnie .
No ale zjadłam też loda. Takiego z maszyny, takiego jak chyba jadło się w czasach mojego dzieciństwa. Cały czas jedząc go zastanawiałam się, czy faktycznie te lody wtedy takie były. Biało różowy, jakoś momentalnie się rozpływający (wreszcie wiem, czemu jako dziecko miałam zawsze lodami upaćkane koszulki ) , obrzydliwie mdły w smaku. Wiecie taki słodki, ale też byle jak. Obecnie lody są zazwyczaj wyraźne, albo kwaśne nieco, albo bardzo słodkie. A tamtem był taki nijaki. Obrzydliwość. I mój mąż twierdzi, że to właśnie smak dzieciństwa. Nie skojarzył mi się tak osobiście- ale jeśli tak, to straszne mieliśmy dzieciństwo
Nie ćwiczyłam nic, nic w sumie chyba nie robiłam. Nie wiem co robić, w związku z dzisiejszym ustaleniem, że nie warto się męczyć
Hula hopa sobie zapodam, zgodnie z planem testowania jego działania na talię i pewnie jakieś "siłowe" czyli trochę brzuszków, pompek i takich tam (coś na plecy) .
w sumie to racja z tymi cwiczeniami a co do stolowek w USA to jeden stan chyba Chicago ( tj. IL) ma wprowadzic zakas spozywania fast food'ow w szkolach..ale czy tak sie naprawde stanie trudno powiedziec i szkola na tym zarabia i producenci jedzenia... szkoda slow
a propo ćwiczeń porannie czu wieczornie... myslę, że nie ma dyskutować, każda z nas wie, czy jest skowronkiem, czy sową... skowronki ćwiczą rano, bo wieczorkiem padają na dzióbki, a sowy .. nocą - jak ja.. rano zaś chodzę na dziobie
pozdrawiam wszystkie sowy - śpioszki
No , ale w sumie jakby fastfoody ograniczały się do hamburgera czy kawałka pizzy w szkole, to pewnie też problemu by nie było. Przyjmując, że taki nastolatek zjeść musi coś ponad 2000 kcal, to co tam taki pojedynczy fastfood. Tylko, że to się ani na tym nie kończy, ani nie zaczyna.
I jak bumerang powraca, można wszystko, byle z głową. No nie dla wszystkich oczywiste.
BTW ja bym na McD jedzeniu schudła na 100%, nawet kawa mi specjalnie nie smakuje
A tryb życia to ja bym nocny prowadziła najchętniej. W czasach szklno studenckich każde kilka dni wolnego sprawiało, że kładłam się o 5-6 nad ranem i wstawałam po południu. Nawet na spacery długie chodziłam około północy i czasami przed samym zaśnięciem .Teraz nie ma tak dobrze. Ale upodobania mi się nie zmieniły No rano żyje się byle jak, jeśli to w ogóle można nazwać życiem
ehh ja szczerze to kiedys strasznie lubialam MC Doland's i zawsze tylko "Tato podjedz do Mcdonalda na shake i hamburgera prosze !!!" i juz corcia zadowlona hahaa.. ale teraz juz tak sie nie stoluje ,nieprzekraczam progu tego bleh swinstwa!! .. )
Co do ćwiczeń zgadzam sie z Tobą a czy rano czy wieczoram to już zależy od każdej z nas co do fast foodów to jakoś nigdy za nimi nie przepadałam ale z McDonalda lubię McFlurry
a ja zwsze uwielbiałam McDonalda, ale chodziłam tam tylko na hamburgery, bo shaki dla mnie za słodkie. no cóż, ale życie to sztuka wyboru !!!!
Dla mnie Mcdonald to syf i tyle jeszce nie da się najeść a taki jeden hamburger z 500 kcal ma ,moze lody ma w miarę ale ogólnie omijam takie miejsca szerokim łukiem.
Zakładki