Strona 271 z 451 PierwszyPierwszy ... 171 221 261 269 270 271 272 273 281 321 371 ... OstatniOstatni
Pokaż wyniki od 2,701 do 2,710 z 4509

Wątek: Zwalczanie dietooporności :-)

  1. #2701
    selva19 jest nieaktywny Nowy na forum
    Dołączył
    08-07-2005
    Mieszka w
    Warszawa
    Posty
    0

    Domyślnie

    Wiesz co Ziutka, napiszę Ci jednak coś, co chciałam napisać już kilka tygodni temu. Ale nie napisałam, bo bałam się, że weźmiesz to za wtrącalstwo, głupie krytykanctwo czy inne się wymądrzanie. Zresztą dalej się tego trochę boję. Ale i coraz bardziej wierzę, że jednak dobrze odczytasz moje intencje.
    Będąc ‘małym chłopcem’, jak już kiedyś wspominałam, parałam się wyczynowym sportem. I przekonałam się, że ze zdrowiem nie ma to nic wspólnego, a taki sport to mord. Cyklicznie, dwa razy w roku, przeżywałam – nie ja jedna oczywiście, tylko cała grupa – katusze podobne do Twoich. Z zewnątrz się wydaje, że taka młodzież to kwiat, kwintesencja zdrowia i tym podobnych przymiotów. Z bliska wygląda to tak, że treningami zażynasz własną przemianę materii. Utyć nie wolno, wręcz przeciwnie, tkankę tłuszczową redukują Ci do minimum, które zaburza wszystko inne. Więc o jakimś konkretnym zwiększeniu podaży kalorii mowy nie ma. Trochę tak, ale nie tyle, ile trzeba. Owszem, dba się, by paliwo było dobrej jakości, ale tu szacunek dla własnego organizmu się kończy. I jaki jest tego skutek? Spowolniona dramatycznie przemiana materii. Zgoda, są mięśnie, kondycja, wydolność i takie tam. Trenując dziennie po średnio 3 godz, jadasz tyle samo, co koleżeństwo nietrenujące, i z czasem zaczynasz mieć problemy z utrzymaniem wagi. Gorzej. Przychodzą wakacje, i oprócz obozów sportowych trafia się jakiś wyjazd na kolonie czy obóz z rówieśnikami. I co się dzieje? Oni wszyscy chudną, bo niby mało jedzenia i dużo ruchu, a ja (+ cała reszta z grupy sportowej) tyjemy. Nawet do 8 kg w 3 tygodnie. Dzieci w wieku 10-15 lat. Podczas gdy inni chudną na potęgę.
    Co się dzieje, gdy zaczyna się kolejny rok szkolny i treningi: żeby trenować, trzeba zwalić masę. Więc zaczyna się od największej zmory – obóz redukcyjny. Gdzie zajmowano się naszym metabolizmem, coby choć trochę go wskrzesić, no i oczywiście spalaniem tkanki tłuszczowej. Jak to wyglądało? A tak: małe posiłki 7-8 razy dziennie, 3-4 razy dziennie godzina aerobów, spać najpóźniej o 20tej (choć przy takiej dawce aerobów nikogo pędzić do łóżka nie trzeba było, i tak usypialiśmy na stojąco). Pierwsze dni waga szła zazwyczaj jeszcze w górę, potem zaczynała spadać. Ci, którym metabolizm się nie wskrzesił, szli do napędzania hormonalnego, jeśli byli rokujący, lub na ‘odstrzał’ – jeśli np. rozsądni rodzice nie wyrażali zgody na hormonalne kręcenie.
    Ziutka, to, co Ty przerabiasz, to jest … to samo. Już słyszę, jak śmiejesz się w głos przeczytawszy o ilości posiłków i aerobów, bo i tak nie masz czasu się wyspać ani w tyłek podrapać. Nie namawiam do naśladowania wprost. Ale myślę, że powinnaś pójść do dobrego lekarza – jakiś fizjolog/dietetyk, spec od metabolizmu – i poważnie się tym zająć. Zresztą opisane wyżej praktyki odbywały się w socjalistycznym kraju w Iszej poł. lat 80tych. Teraz wiedza na ten temat jest na pewno dużo większa. Przecież to, ile Ty samozaparcia, silnej woli i innych wysiłków wkładasz w swoje dietowanie, to pewnie tylko Ty sama jedna wiesz. Silna jesteś… od cholery. Ale szkoda tej siły w gwizdek. A im dłużej tak będziesz ciągnąć, tym trudniej będzie feler naprawić. I dłużej to będzie trwało.
    Ziutka, błagam, zacznij szukać tam kogoś sensownego do pomocy w tym problemie. Nie wierzę, że Ty jesteś tam jedna z takim kłopotem. Jadąc tak dalej albo zwariujesz z braku efektów, albo się wyniszczysz tysiakiem. Bo to naprawdę za mało na tak intensywną pracę + ćwiczenia. A fakt, że nie chudniesz – tylko potwierdza, że coś z metabolizmem jest nie tak. Ba, jeszcze trochę i na tysiaku zaczniesz przybierać. A wtedy co dalej?
    Ziutka, jesteś super babka, i w ogóle cieszę się, że Cię tu spotkałam. Charakter masz niewąski, i nie sposób Cię tu nie polubić.
    Jak uznasz, że się niepotrzebnie wtrącam, grzecznie przeproszę… i pewnie dalej będę Ci kibicować.
    Ale cholernie przykro patrzeć, jak tyle Twojej roboty idzie na marne.
    Ziutka, ściskam Cię mocno, i mam nadzieję, że z fachową pomocą uda Ci się ten metabolizm szarpnąć do roboty.

  2. #2702
    Awatar Anise
    Anise jest nieaktywny Znany na Dieta.pl
    Dołączył
    21-02-2007
    Mieszka w
    Buffalo
    Posty
    867

    Domyślnie

    Amen

    P.S. Tak myslalam jeszcze o Tobie Ziutus. Bo jak Ty piszesz "Za duzo wegli... ", a ja widze tylko mastermacher (ile kromek?), pomidory, groszek, jablko, cebule, pora i papryka zielona... to co to za wegle? Przeciez musisz jesc warzywa, owoce, bez tego sie nie da zyc.
    Bardzo Ci dobrze zycze i juz powinnas wiedziec o tym.

  3. #2703
    Awatar ziutkaa
    ziutkaa jest nieaktywny Znany na Dieta.pl
    Dołączył
    06-10-2004
    Mieszka w
    Singapore
    Posty
    1,814

    Domyślnie

    Wiecie co? Ja juz bym dawno poszla do dietetyka, czy innego magika od metabolizmu, gdyby nie jedno ale... Ja tym lokalnym szarlatanom nie ufam ni w zab. A w sprawie odchudzania to ja sie wrecz boje.
    Kiedys poszlam do psychologa tutaj, o matko z corka. Idiota taki, ze mnie szlag po pieciu minutach strzelil, po dziesiecu moglam nim swobodnie manipulowac... Rozne przypadki z lekarzami ogolnymi/pierwszego kontaktu i specjalistami wyzszego poziomu juz Wam tu wczesniej opisywalam... Oni generalnie jada 'podlug ksiazki'. Jak cos sie nie lapie w zakres, to sorry lah...

    Anise, to za duzo wegli, to sie u mnie bierze z 'doswiadczenia empirycznego' Jak sie trzymam ponizej 60 g wegli to mam szanse na schudniecie. A tak to sie bujam, kilo w te, dwa w druga...

    Kurcze, jestem w kropce. Pracy nie rzuce Na tryb zycia mam coraz mniejszy wplyw. Z jedzeniem nie bardzo wiem, co robic, zeby pomoglo. Wiem z kolei, ze place cene za drastyczne wczesniejsze diety, za obzarstwo, rozpuste i brak cwiczen. Z kolei powoli od cwiczen robia mi sie miesnie, ktore czuje cwiczac troche, ale te miesnie ciagle sa przykryte tluszczem...
    No, namarudzilam.
    A glownie chcialam Wam podziekowac za stale wsparcie i dobre slowo. Bardzo, bardzo dziekuje.
    Cenie.
    A mimo wszystko nie wiem, co dalej. MUSZE zwalic przynajmniej do 62kg. Choc i to bedzie nieco za duzo, ale powiedzmy, ze akceptowalnie. Pytanie, co zrobic?

    Hibernacja wydaje sie byc niezlym rozwiazaniem, zarowno na stres, diete, jak i brak wypoczynku

  4. #2704
    Awatar Anise
    Anise jest nieaktywny Znany na Dieta.pl
    Dołączył
    21-02-2007
    Mieszka w
    Buffalo
    Posty
    867

    Domyślnie

    Jakiej narodowosci sa Twoi lekarze? Nie ma tam jakiegos Hindusa? Ja sie wlasnie zastanawiam, co by sobie wlasnie wziac lekarza takiego pochodzenia.

  5. #2705
    hiiiii jest nieaktywny Nowy na forum
    Dołączył
    01-01-2006
    Mieszka w
    Piła
    Posty
    85

    Domyślnie

    WITAJ SKARBIE.
    U MNIE ZMETABOLIZMEM TEŻ JEST BARDZO KIEPSKO.
    MAM NADZIEJĘ ŻE JAKOŚ SOBIE PORADZIMY , I WSZYSTKO WRÓCI NA NORMALNE TORY.
    JA W LEKARZY RÓWNIEŻ NIE WIERZĘ.
    BUZIACZKI.

  6. #2706
    Kasia Cz. Guest

    Domyślnie

    Ziutka, wprawdzie to Ty znasz swój organizm najlepiej, widzisz, jak reaguje, ale na litość boską!!! 73 g węgli uważasz za dużą ilość?
    Pracujesz intensywnie, ćwiczysz, cały dzień na nogach .... ja w ogóle nie wyobrażam sobie, jak można funkcjonować przy tak drastycznie niskiej ilości węgli ...

    A skąd ta pewność, że chudniesz dopiero wtedy, gdy zejdziesz do 60 g (to już w ogóle szok dla mnie), jesteś pewna, że to jedyny powód, że waga spada?

    A inni lekarze też są tacy beznadziejni? no przecież chyba chodziłaś do jakichś ... może znajdziesz jednak jakąś poradnię metaboliczną.
    Tak bardzo się starasz...


  7. #2707
    Awatar ziutkaa
    ziutkaa jest nieaktywny Znany na Dieta.pl
    Dołączył
    06-10-2004
    Mieszka w
    Singapore
    Posty
    1,814

    Domyślnie

    Jesli chodzi o lekarzy - bylam zarowno u takich normalnych pierwszego kontaktu (Hindusi, Chinczycy), jak i panow doktorow specjalistow z tytulem PhD (Chinczycy, Malaje) oraz w klinikach miedzynarodowych, gdzie specjalnie wybieralam bialych (caucasian). Za kazdym razem to samo - leczenie mnie antybiotykami na dzien dobry, jak jeden antybiotyk nie pomagal, to walniecie drugim, zero lekow oslonowych, konsekwencje takiej kuracji wiadome... Ja do dzisiaj odczuwam pewien bardzo niemily skutek tej poprzedniej akcji z kaszlem, nie bede tu jednak opisywac, jaki W kazdym razie nic przyjemnego, a efekt faszerowania mnie antybiotykiem, na ktory dostalam uczulenie.
    Jedyny w miare rozsadny lekarz, do ktorego trafilam kompletnym przypadkiem to ginekolog. Well, na dzien dobry wykryl u mnie torbiel i mnie ciachal w 4 dni od pierwszej wizyty, ale przynajmniej byl i nadal jest profesjonalny i z pobytu w szpitalu bylam zadowolona. Mniej zadowolona juz byla firma ubexpieczeniowa Nie o kase jednak chodzi, a o to, ze ja naprawde nie wiem jak tu sobie np. dentyste znalezc. Mieszkam tu cztery lata i ciagle zeby lecze w Polsce, bo ja chce miec swoje zeby, a nie koronki i inne cuda nakladane na zeby, ktore moja dentystka uwaza za takie 'do wyleczenia'. Bardzo tez nie lubie isc do gabinetu, gdzie na dzien dobry bez pytania mnie o zdanie serwuje mi sie np. sciaganie kamienia...
    W kazdym razie poza tym jednym ginekologiem zarowno ja, jak i moj maz mamy same zle wspomnienia i doswiadczenia. Np. mielismy wypadek na motorze, nic powaznego, przewrocilismy sie na krawezniku. Mnie sie kompletnie nic poza zadrapaniami nie stalo, M. wyraznie krwawil na stopie (motor mu ja zakleszczyl) i jeden paluch wygladal bardzo podejrzanie - spuchl, siedzial jakos tak krzywo... Ktos sie zatrzymal i nas podwiozl do najblizszego szpitala panstwowego. Tam kolejka w poczekalni na jakies spokojnie 2-3 godziny czekania. Po jakichs 45 minutach dopiero dopchalismy sie do pierwszego etapu rejestracji. Pani poinformowala, ze za dwie godziny zaobaczymy lekarza. No swietnie, 2 godziny, plus kolejne co najmniej dwie czekania na przeswietlenie, ktore pewnie bedzie niezbedne... Zaczelam dzwonic po prywatnych szpitalach, jeden sie znalazl, co to nam powiedzial, ze zrobi RTG od reki. Pojechalismy. I tam rowniez z pol godziny czekalismy na specjaliste, bo pech chcial, ze akurat byla niedziela i specjalista byl tylko pod telefonem. Zeby bylo smieszniej - postawiono wozek z moim pokaleczonym mezem pod drzwiami pracowi roentgena, z ktorej to pracowni w pelnym animuszu wyszedl specjalista i... walnal mojego meza w te chora noge. Myslalam, ze M. eksploduje Zreszta, nie dziwie sie mu Pol niedzieli wtedy spedzilismy czekajac, az nam powiedza, ze niby nic sie nie stalo, ze palec tak krzywo to chwilowo wyglada, a jesli bedzie dluzej, to moze rehabilitacja. Palec do dzis jest krzywy...

    Inna historia: bolal mnie zab, za miesiac jechalismy do PL. Powstrzymywalam sie wiec (po wczesniejszych doswiadczeniach z dentysta prywatnym, ktory sie skupial glownie na tym, ze jaki to on tani w porownaniu z innymi) od wizyty u lokalnego dentysty, liczac, ze doczekam wyjazdu. Ktoregos poznego wieczora juz nie wytrzymalam, byla 23:00 i postanowilismy pojechac na pogotowie. Jedyne z dentysta bylo znowu w panstwowym szpitalu. W poczekalni spedzilismy godzine zanim wezwala mnie do siebie pielegniarka. Pytajac o bol pokazala mi karteczke z emotikonami - wiecei, buzka wesola, buzka mniej wesola, buzka skwaszona, buzka smutna, buzka wyjaca z bolu. Dorosla osobe zamaist zapytac, jak Cie boli w skali od 1 do 10, oni serwuja jakies chrzanione buzki. Po tej akcji polaczonej z mierzeniem temperatury poczekalam jeszcze 45 minut zanim zobaczyl mnie lekarz ogolny. Zajrzal mi w buzie i mowi, ze on dentysta nie jest i czy naprawde mnie boli. Cierpliwosc mi sie konczyla. W koncu po kolejnej godzinie pojawila sie zaspana i obrazona na caly swiat pani dentystka. Pokazalam jest RTG zeba, ktore zrobilam wczesniej, wiedzac, ze bedzie potrzebne mi w PL. Rzucila okiem na klisze, na moj zab i wrzepila mi znieczulenie. Klula mnie trzy razy. Zrobilo mi sie slabo, wiec jej mowie, czy moglaby obnizyc fotel, bo czuje, ze mi slabo. Obnizyla na doslownie 30 sekund, po czym podniosla. Mowie, ze za krotko, zignorowala. Zemdlalam. Przy omdleniu dostalam jakichs drgawek (zdarza mi sie odkad kiedys przegielam z honorowym dawstwem krwi). Babka spanikowala, wezwala ekipe reanimacyjna (sic!). Ekipa kompletnie nie wiedziala, co zrobic z omdlalym czlowiekiem. Dzieki Bogu byl tam moja maz, ktory mi nogi do gory podniosl, bo ja nie wiem, czy bym tam otrzezwiala przy nich. Po czym inteligenci zmierzyli mi cisnienie, ktore to niespodzianka wyszlo niskie. Dziwne po zemdleniu, nie? Jak zobaczyli to cisnienie to zaczeli mamrotac, ze musza mnie zatrzymac w szpitalu na obserwacje. Ja pitole! Przez to ze zemdlalam! Musialam podpisac oswiadczenie, ze wypisuje sie na wlasna odpowiedzialnosc.
    Nastepnego dnia wyladoiwalam u tej samej dentystki na leczeniu kanalowym. Robila tam swoje, wiecie cuda wianki, jakich sie w PL nie stosuje - jaka gumowa oslone na cala twarz mi dali, niby zeby opilki zeba i kawalki korzeni nie mialy stycznosci z reszta ciala i zeby sie zarazki nie panoszyly. Pani mi powiedziala, ze korzenie usunela i zaklada lekarstwo i ze mam wrocic za tydzien na dalsze leczenie. Ja pojechalam do Polski, powtorzylam histrie mojej dentystce, wiec ta przekonana, ze zab jest martwy zaczela mi na zywca w nim grzebac. Zdziwila sie jak jej pod sufit w pewnym momencie podskoczylam, bo sie okazalo,z e ta singapurska specjalistka to mi jednak korzenia nie usunela i ze moja dentystka mi na pol-zywca robila kanalowe.
    Wierzcie mi, po takich doswiadczenia, ja zimnych potow dostaje na mysl o pojsciu do lokalnego dentysty. No, a wczesniej czy pozniej bede musiala jakiegos tu znalezc, bo mi zeby wypadna...

    Rozpisalam sie jak glupia, historii moglabym wiecej przytaczac, ale moze lepiej nie
    W kazdym razie chcialam tylko napisac, ze autentycznie nie ufam lokalnym dietetykom. Wiecie, tutaj jest ogolnie jazda na odchudzanie. Jak w PL taka diete cambridge dostanie sie tylko przez konsultantki albo lekarzy, tutaj w byle sklepie spozywczym sa dziesiatki roznych diet cambridge i jej podobnych. Jakies posilki zastepcze i inne. Ze dwa - trzy lata temu byla nawet afera, ze sie jakas gwiazdka lokalna odchudzala jakims srodkiem i jej watrobe to tak skaszanilo, ze wygrala proces sadowy z wytworca srodka... No, ogolnie - ja nie ufam lokalnym znawcom.

    I teraz do sedna - doswiadczalnie sprawdzilam, ze jesli jem odpowiednio niska ilosc wegli, trzymam sie w granicach tysiaca i cwicze, to chudne. Tyle, ze nie oszukujmy sie, na przyklad ten tydzien nie mogl mi przyniesc nic innego niz jutrzejsze pchanie suwaka w zla strone - w piatek na kolacje jadlam sushi. W sobote bylismy na kolacji u znajomych, jadlam tortille (weglow w pioruny). W niedziele co prawda jadlam zgodnie z dieta, ale nie cwiczylam. Nie cwiczylam rowniez we wtorek, bo wrocilam z pracy pandieta. W takim trybie nigdy nie schudne/ Jak nie bylo malzonka, to sie grzecznie trzymalam i jedynym odstepstwem byly imprezy babskie, na ktorych tez sie pilnowalam - tak wiec wtedy chudlam. A teraz po prostu nie robie wszystkiego tak, jak robic powinnam. Coz, innym by to 'niewlasciwe' postepowanie moze nie psulo diety, mnie psuje. Ja musze trzymac sie dokladnie MM i 1000kcal + ruch, zeby miec efekty. Chcialabym moc jesc wszystko i malo cwiczyc i chudnac, ale to jest nierealne.

    Dobra, dosc. Ot, po prostu musze przestrzegac diety, to i efekty beda. Tymczasem co impreza, czy spotkanie, to jakies odstepstwo. W przyszly weekend wyjazd - tam to juz w ogole nastapi katastrofa dietowa.

  8. #2708
    Awatar ziutkaa
    ziutkaa jest nieaktywny Znany na Dieta.pl
    Dołączył
    06-10-2004
    Mieszka w
    Singapore
    Posty
    1,814

    Domyślnie

    Jeszcze dopisuje do poprzedniego elaboratu. Zrobilam mini podsumowanie minionego tygodnia. Z taka pseudo dieta nie mam prawa chudnac:

    SOBOTA
    sniadanie: wasa, wiejski, pomidory
    lunch: salatka ziemniaczana
    kolacja: tortille, kupa wina

    0 cwiczen


    NIEDZIELA
    pozne sniadanie: chiabatta z tunczykiem
    kiwi
    obiadokolacja: losos z warzywem

    0 cwiczen

    PONIEDZIALEK
    byl grzeczny jedzeniowo i cwiczeniowo

    WTOREK

    do kolacji szlo dobrze, potem bylo to nieszczesne sushi o 22:00

    0 cwiczen

    SRODA
    ok, ladnie kalorycznie i byl orbitrek

    ____________
    Reasumujac: dietowalam przykladnie i wedlug zalozen tylko w poniedzialek i srode, moze jeszcze i dzisiaj jakos mi wyjdzie.
    Poza tym jakies weglowe wpadki i brak cwiczen. W zyciu na czyms takim nie schudne.

  9. #2709
    Awatar luncia24
    luncia24 jest nieaktywny Nowy na forum
    Dołączył
    02-01-2006
    Mieszka w
    Piła
    Posty
    1

    Domyślnie

    oj Ziutka wiem doskonle co przeżywasz jeśli chodzi o dietkę. Ja również chudnę tylko i wyłącznie jak jem jak królik, metabolizm to już wogole problem numer jeden. No i dlatego tak szybko przybyło mi te 10 kilo w 5 miesięcy bo normalnie jadłam, ciągle jakieś imprezy, stres, który zajadam no i tyłeczek coraz większy. U mnie to jeszcze dochodzi do tego siedzenie w domu z dziećmi, jak pracowałam to szybciej chudłam.
    CO do lekarzy to brak słów. Tylko im płacić i wtedy dopiero wszystko idzie jak z płatka.
    Pozdrawiam i buziaki

  10. #2710
    Awatar psotulka
    psotulka jest nieaktywny Znany na Dieta.pl
    Dołączył
    30-11-2004
    Mieszka w
    Babice gm. Oświęcim
    Posty
    531

Zakładki

Zakładki
-->

Uprawnienia umieszczania postów

  • Nie możesz zakładać nowych tematów
  • Nie możesz pisać wiadomości
  • Nie możesz dodawać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów
  •