I po lunchu. Teraz to juz zleci do wyjscia szybciusio. Pojade do miasta, bo D idzie do lekarza, wiec go tam spotkam. Nic nie kupuje. Oddaje natomiast jedna bluzke, ktora juz mi sie przestala podobac tzn oczywiscie wcale jej nie nosilam.
No obiad zjadlam takie krokieciki ziemniaczane z bialym serkiem w srodku, chyba smazone, albo moze pieczone, bo malo tluszczu na nich bylo. zjadlam tego sztuk 8, bo tyle dawali. jedna sztuka wielkosci gdzies pudelka od zapalek. pyszne byly, do tego salata bez dressingu prawie. Oczywiscie znowu mam problem ile policzyc za te krokieciki...policze 50kcal za sztuke i 50 za salate...wiec 450za obiad..chyba ok, co? a byla zupka marchewkowa...ale krokieciki jakos bardziej do mnie przemawialy
Zosienko: no to dobrze, w szufladzie mam jeszcze jedna mandarynke. bardzo sie ciesze, ze nasze "rozmowy" ci pomagaja, mi tez troche sie martwie moim lunchem...myslisz, ze dobrze policzylam?
Asiunia: napewno nie przytylas. jak waga bedzie stabilna, to tez sukces! a ciebie to chyba w zyciu nie dogonie!....choc bardzo bym chciala miec taka wage...Baw sie dobrze na aerobicu! czy wasze zajecia trwaja godzine czy 45min?
Ewelinko: staram sie jak moge, choc nie zawsze mi wychodzi..no i nadciaga niebezpieczny weekend...jakos damy rade..buziaki
Zakładki