Worry, kochana... czuję podobnie.
Tylko że ja myślę, że to ta cała szopka z odchudzaniem mnie wyniszczyła... już nie jestem taka wesoła, nie umiem nie myśleć o jedzeniu, często płaczę, boję się, że już nigdy nie będę umiała po prostu olewać tego, ile waże i jak chuda jestem. Jestem świadoma tego, ze wyglądam fatalnie przy tej wadze i chcę przytyć, ale to mną już zawładnęło... Powoli zamienia się w obsesję to całe odchudzanie-tycie, odchudzanie-tycie. Chciałabym żyć tak jak kiedyś, beztrosko. W moich wspomnieniach sprzed roku nie ma jedzenia, a sprzed miesiąca? Planowanie, liczenie, kalkulowanie, przewidywanie, ważenie... Mam dosyć tego! Boję się, że jestem chora, nie, nie na anoreksję, bo naprawdę chcę przytyć, ale na coś innego... Myślę ciągle o jedzeniu... Ciągle... A nie chcę tak! Chcę po prostu żyć życiem, a nie obiadem! Już dawno to w sobie duszę... wiem, że problem tkwi w mojej głowie, że moim zadaniem jest uwolnienie się od myśli o tym, jak wyglądam...
Jestem na siebie zła tym bardziej, że odchudziłam się z wagi idealnej w niedowagę... masakra, prawda? Byłam śliczną, beztroską nastolatką, jadłam do chciałam i wyglądałam świetnie, a teraz... zniszczyłam nie tylko przemianę materii (bo teraz po świętach widzę, że teraz nie mogę sobie na wszystko pozwolić... rok temu nie przytyłam nic przez święta, a jadłam tyle samo), ale i siebie! Miałam ważniejsze rzeczy niż to ile dzisiaj ważę i co zjadłam...
Mam takie silne chwile, kiedy mówię; nie dam się zniszczyć! walczę o siebie, o swoje życie! nie będę o tym myśleć, NIE!
Przeniosłam wagę ze swojego pokoju do pokoju rodziców. Mama pewnie spyta i wtedy wszystko jej powiem... mam nadzieje, że starczy mi odwagi, żeby się jej wypłakać. Wywaliłam z ulubionych wszystkie tabele kaloryczne. Niedługo chyba przestanę odwiedzać tą stronę i zostawię Wam tylko kontakt do siebie... Przepraszam, ale to jest dieta.pl i cóż, tylko mnie to skłania do myśli o odchudzaniu-tyciu-jojo-diecie.
Kiedy opuścił mnie lęk przed przytyciem, nadciąga na mnie chmura jojo... skoro teraz jem zupełnie normalnie, ze słodyczami, czyli tak, jak przed dietą i tyję, to co będzie, jak już będę miała tą swoją pięćdziesiątkę? dalsza dieta, żeby utrzymać? Przecież kiedyś przy takiej wadze i niższym wzroście pozwalałam sobie na wszystko i nie tyłam... a czy teraz będę musiała liczyć kalorie, żeby nie przecholować i żeby z pięćdziesiątki nie zrobiła się szcześćdziesiątka? I tu pojawia się obawa; będę normalna, a potem gruba... wszystko przeze mnie! do końca życia będę się męczyć z tymi kaloriami, jedzeniem, liczeniem, ważeniem! aż w końcu sama ze sobą skończę...
boję się... tak strasznie się boję ;-(.
Worry, dziękuję, że się wyżaliłaś i tym samym pozwoliłaś mi to zrobić... Chcę żyć tak jak kiedyś Bez takich problemów.
Zakładki