no no, wkra, co ja tu widzę super że się zdecydowałaś na te hantle, ślicznie Ci wyrzeźbią ramionka może też z Ciebie przykład wezmę? bo chyba za bardzo się skoncentrowałam na tym moim biednym brzuchu i zapomniałam o reszcie
no no, wkra, co ja tu widzę super że się zdecydowałaś na te hantle, ślicznie Ci wyrzeźbią ramionka może też z Ciebie przykład wezmę? bo chyba za bardzo się skoncentrowałam na tym moim biednym brzuchu i zapomniałam o reszcie
wkra a nie ma w wawie ścieżek rowerowych? no nie uwierzę ale skoro długo nie jeździłas to najpierw trzeba będzie jakimiś drogami bocznymi pojeździć żeby sobie przypomnieć co i jak choć ponoć tego się nie zapomina
ale fakt,nie ma co roztrząsaćsprawy jazdy po mieście skor ojeszcze nie ma na 3m ale oby było,oby było !!
o raju..prawie zapomniałam o czymś co się hula hop nazywa..a kiedyś się tak nim wywijało..gdzie te czasy...
[link widoczny dla zalogowanych Użytkowników]
tu jestem:
http://www.dieta.pl/grupy_wsparcia/s...ead.php?t=1060
Wymyśliłam, że jak już się przyzwyczaję do jednego rodzaju ćwiczeń, to dodam następny i następny i... Teraz czas na hantle, z którymi poprawiać będę ramiona i klatkę piersiową, później dojdzie (oby!) rower, czyli nogi głównie, następne będą plecy. Już zapomniałam ile energii mi dają ćwiczenia i jak poprawiają humor!
No i zapomniałam napisać, że sobotnie objedzenie na szczęście nie poczyniło żadnych strasznych zniszczeń. Waga dziś powiedziała to samo co w sobotę rano, czyli 75,2. Co cieszy.
Dziś wypite już 2 litry wody i chce mi się jeszcze. Aż się sobię dziwię, bo nigdy nie umiałam tak pić. Ale to chyba raczej powód do zadowolenia, prawda?
No pewnie, ze powod. Ja tez nie potrafie duzo pic, szczegolnie wody , ale coraz lepiej mi idzie.
Sle caluski i juz znikam
Hmmm...cwiczonka z hantlami...ja robie takie ktore mi do łaba przyjdą heheh zazwyczaj wyma****e niby na boki do przodu, do góry...zalezy na co mi przyjdzie chcec <lol2> wlasnie jestem po Późnym obieadku i zaraz sie zabieram za jakies cwiczonka a jak
Buziaczki :*
A ile kcal było w tą sobotę? Bo mi umknęło.
Yendzo, w sobotę było, no tego, 1400. Niby się od tego nie umiera, ale wiem już bardzo dobrze, że jak jem późno, to potem dzień - dwa wracania do porządku mnie czeka.
Dziś w pracy zjadłam niewiele, ledwo przekroczyłam 500. U babci zjadłam troszkę truskawek z jogurtem, a na kolację (coś marudny mam nastrój dziś wieczorem) kaszę manną z cynamonem i cukrem. Wiecie, że taka porcja z pół litra mleka 0,5% i 2,5 łyżki kaszy ma 400 kcal? W związku z czym tysiak przekroczony nieznacznie. Jestem zadowolona. Koło dziesiątej jeszcze ćwiczenia i koniec na dziś. Czuję się wymięta.
yhm, załóżmy Klub Wymiętych. Jakoś ledwo żyję. Ale generalnie do przodu. Może się jakoś kiedyś spotkamy poględzić nad filiżanką kawy? Hm?
Nie specjalnie chciało mi się ćwiczyć. Silna wola jednak postawiła mnie do pionu, na szczęście. Zrobiłam serię z panem w niebieskich gaciach (coraz lepiej mi to idzie!) i poćwiczyłam z hantlami. Bolą mnie mięśnie ramion głównie i te, które są między ramieniem i klatką (anatom ze mnie marny, a atlasu anatomicznego na sieci mi się nie chce szukać). A to oznacza, że pracują mięśnie klatki, a to jest jednoznaczne z ćwiczeniami na biust! Czyli, że dobrze robię. Poćwiczyłam więc i od razu humor mi się poprawił, spać przestało się chcieć i jeszcze wleję w siebie jakieś płyny. Dziś ponad trzy litry w tym tylko woda niegazowana i pu-erhy. Czyż nie jestem wielka?
Aha. Dziś pochłonęłam w sumie: 1 027 kcal. I gut. Dobrej nocy i do jutra!
Brawo, brawo. Bardzo dzielna się zrobiłaś na stare lata. Podziwiam. Mi od pu-erhów niedobrze, a wody mniej niż 1,5 litra i do tego 0,5 litra kawy. Ech.
Zakładki