-
Zosiu
ja zamierzam zostać w Krakowie do wieczora, bo to moje ulubione miasto, a ostatnio jakoś się nie składało Masz rację placki były pyszne i prawie zdrowe, bo z olbrzymią ilością cebuli i czosnku, zagęszzane mąką żytnią, osączone na papierowym ręczniku - więc prawie dietetycznie gdyby nie fakt,ze placki takie nie są
Udanego weekendu - ja niestety jutro w pracy
Pozdrawiam
***
Grażyna
-
Zosiu,
najważniejsze w parcy to być zastępowalnym. Bo niezastąpieni nie awansują
Zazdroszczę Ci wolnego weekendu. TEż bym tak chiała. Ale jeszcze trochę przetrzymam i będę miała. Zapowiadają się od czerwca wolne weekendy aż do października.
Dopiero zajęte weekednu uświadamiają jak to fajnie jest je mieć wolne.
Co do pogody to zapraszam do Rzeszowa, bo tam z kolei piękną zapowiadają. A ja z niej będę korzystać siedząc w aluminiowym budynku.
miłęgo popołudnia życzę
-
Zosieńko mam nadzieję, że uda Wam się dojechać do Krakowa w miarę wcześniej i będzie okazja się spotkać................Mnie też czeka przyjemny weekend................Mam wprawdzie sporo pracy papierkowej ( terminy znów mnie gonią ), ale rozłożę sobie to między jednym a drugim spacerkiem.
Pozdrawiam weekendowo i czekam na decyzję odnośnie akcji
-
Uh, trochę mnie poniosło Z wczorajszego wieczornego spotkania w firmie zostało mnóstwo owoców, koreczków i innych takich. Śliwek w boczku i ciast oczywiście nie ruszałam ale kilka koreczków z żółtego sera i warzyw zjadłam, kilka truskawek, z pół pomarańczy i po kawałku kiwi i ananasa. W sumie wszystko zdrowe ale byłam już po drugim śniadaniu (jabłko), a przed lunchem więc niespecjalnie dobrze. Na lunch w związku z tym zjadłam sałatę z tuńczykiem (z radością odkryłam, że chyba nie miało to wiecej niż 100 kcal bo była tam tylko sałata, z ćwierć puszki tuńczyka, pół małego pomidorka i dosłownie kilka kawałeczków ogórka (i papryka konserwowa, blee, w wiosennej sałatce konserwowa!). Tak więc na koncie mam 684 kcal, ze sobą jeszcze druszkę. A na kolację chyba będą zapiekanki. Dostałam cztery takie mini bułeczki z ziarnami, zapiekę je w piecu z oscypkiem i posypię zieleniną. Zjemy we dwójkę, będzie kalorycznie akurat, a pieczywa w tym tygodniu jeszcze nie jadłam. O.
Grażynko, jeszcze chwila jest na decyzję, kombinujemy. Placki rzeczywiście o obniżonej kaloryczności
Emilko, oj masz rację z tą zastępowalnością. Wizja wolnych aż do października weekendów brzmi świetnie. Za zaproszenie do Rzeszowa dziękuję, chyba wolę spokojną warszawską burzę niż znowu tułaczkę
Asiu, póki co dieta jednak nie idzie tak bezproblemowo jak bym chciała dlatego nadal zastanawiam się nad uczestnictwem. W razie czego będę jedynie wolnym słuchaczem, z doskoku
Za trzy godziny powinnam już mieć weekend. Umówiłam się na kawę z przyjaciółką (dawnośmy się nie widziały!), potem na chwilkę do domu, do dziadków z wizytą, a potem to już co sobie wymyślę Bo jeszcze się nie zastanawiałam nawet
-
Do domu dotarłam pół godziny temu. Padam na pysk. W pracy siedziałam godzinę dłużej zapierdzielając od 14:30 na najwyższych obrotach i robiąc robotę za kogoś. Nie znoszę tego. Recepty nie zdążyłam odebrać, u dziadków nie była, jedynie kawa z przyjaciółką była. Obie jednak byłyśmy tak zmęczone, że nawet nie miałyśmy specjalnie siły rozmawiać.
W pracy poległam zupełnie. W locie zjadłam w sumie jedną bułkę z masłem i kilka kawałków sera topionego z orzechami. Mąż za to przywitał mnie koktailem z truskawek, który z radością wypiłam, a w piecu siedzą bułeczki z oscypkiem. Nie wiem ile mi dziś kalorii wyjdzie i nie chcę wiedzieć. Na oko 1300-1400. Zdecydowanie za duża ale pal diabli. Jedyne co do tego czasu było dietetyczne to kawa, bo z chudym mlekiem i jedynie odrobiną cukru. No i zjem tylko jedną bułeczkę (mniejsza od kajzerki, z ziarnami). I chyba szybko pójdę spać.
-
Zosiu,
jakiś dziś nie najlepszy był dzień. Podobno zawsze ten 3 dzień czy to diety czy ćwiczeń jest kryzysowy. Dalej będzie lepiej.
Wyśpij się solidnie, poodpoczywaj, w końcu masz weekend.
Dbaj o siebie i do niedzieli wieczorem. Pa.
-
Kurcze, nie wiem co się ze mną dzieje. Pogoda była dziś piękna, a jako że wiedziałam iż po południu z niej nie skorzystam to po receptę poszłam pieszo. Solidne dwie godziny szybkim krokiem po mieście jedynie po lekkim śniadaniu. Jak wróciłam to zrobiliśmy w ramach lunchu sałatę z fetą (light!) i zapowiadało się rewelacyjnie. Kiedy przyszli goście, rozlali sobie colę, a ja grzecznie wodę z odrobiną soku light. A potem postawiłam na stół winogrona, pestki i orzechy. Ile ja tego zjadłam! Uh. Znaczy, nie żeby kilogram ale z 600 kcal z tych trzech typów mi wyszło.
Na kolację zjadłam tylko trochę czakczuki ale i tak limit przekroczony. Znowu. Co się ze mną dzieje? I nawet ten spacer nic nie zmienia. A do przyjścia gości było tak super!
Muszę się jakoś wziąć w garść. No i boję się jutro stanąć na wagę bo raczej mniej niż w środę to nie będzie A co gorsza, jutro mamy znów bardzo towarzyski dzień bo idziemy w gości, w trzy różne miejsca. Na kolację umówiliśmy się z moją mamą, a w porze obiadowej ze znajomymi, którzy pewnie coś ugotują też. Jakoś sobie nie mogę ze sobą poradzić.
-
Zosiu Kochana,
ja mocno w Ciebie wierzę. DAsz radę. Pomyśł tylko co jest ważniejsze. te 5-10 minut? Czy jednak coś innego?
Trzymam mocno kciuki.
pozdrawiam, ściskam i wogóle
-
Ufff. To co wypisywałam to nie był przejaw kokieterii czy czegoś. Po prostu nadal jestem przyzwyczajona do codziennego stawania na wadzę i obserwacji rezultatów na bierząco. A tu, szkolę sama siebie i od środy nie wiedziałam co i jak. No ale. Ale jednak JAK. Znaczy się jest już 65,7. Tempo chętnie bym utrzymała choć wiem, że to pozbywanie się świeżo nadrobionych (przez urlop) zapasów oraz stres.
Oby więc tak dalej, może bez stresu jednak bo piątek był zabójczy. No ale czegoś sama o sobie ciągle się uczę. Dziś pogoda zgodna z moimi obawami i prognozami z TV. Czyli zimno, szare cieżkie chmury przesłaniają całe niebo. Obudziłam się więc jak zwykle z lekkim bólem głowy ale nie dam się Czerwona herbatka (wczoraj w końcu kupiłam do domu) się parzy, zaraz wracam z nią do łóżka. I sobie w łóżku poczytam! Nie robiłam tego od miesięcy chyba
Później dziadkowie, znajomi, a na koniec mój dom rodzinny. W międzyczasie wrócimy do domu i będziemy się zastanawiali czy zrobić to co powinniśmy (odkurzanie, prasowanie, angielski?) czy raczej to, na co mamy ochotę (książka, jakiś film?)
Emilko, mam nadzieję, że dziś będzie równie dobrze jak wczoraj.
-
Zosiu,
miło spędziłąś niedzielę, prawda?
ściskam mocno
a jak będzeie ze zdjęciami, bo ja ciągle czekam
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki