Wątek: A herbata czarna myśli rozjaśnia...:)))

podziwiam z tym rowerem! ja też jeździłam trochę, ale ten upał mnie wykańcza i to rzuciłam, eh niedobra ja!

Say spokojnie, u mnie dzisiej jeżeli chodzi o aeroby to totalna porażka , w ogóle dzień cały kiepawy jakiś .
Rano wstawałm już o 7, bo na pociąg, śniadanie, uprzątnąć i wio - 2h15min.parzenia w wagonie, sprintem na wydział i z powrotem i...zonk! - 40minut spóźnienia, więc posiedziałm sobie, powlepiałam ślipia w ścianę poczekalni wnerwiona, że znowu pół dnia na traveling dla jednego podpisu .
Po drodze do dom na zakupy czyli taszczyłam sobie te prawie 2km pod górkę na ramienu kilo cukru, mleko, kakao...obiad, chwila na TV i zaczęłam kumać ciacho dla tatka i brata, czyli dla R., bo jutro przyjedzie , potem big sprzątanie po pieczeniu, sprzątanie generalne kuchni, bo chciało, teraz pokoju, bo wstyd, jeszcze tylko uprasować, uprzątnąć łazienkę i będzie elegancko .
Jutro zaraz z rana po warzywka na obiad, do miasta piechotką do krawcowej przeszyć ubrania, odkurzyć pokój, stwierdzić jak działa nasze DVD, skumać kalafior na smażenie, sałatka, prysznic i otom ja - piękna ponętna dla mojego mężczyzny, z obiadem na stole i uprzątniętym domem .
Piękne...brakuje mi grubo połowa do absolutnej perfekcji .

Narazie gagaty, wpadnę jutro, bo czas goni a plecy bolą .
Cium

Jaki intensywny dzień Ja w taki upał, to najchętniej nie wychodziłabym spod zimnego prysznica. Tyle, że koleżanka u mnie jest i codziennie chodzimy po Krakowie. Może opalę się chociaż...

Hey, hey .
Ostatnio stale zalatana jestem - przedwczorej był wizytować u mnie R.czyli od rana wczesnego na nogach - po warzywa zlecieć do miasta, potem kroiłam chyba z godzinę zielsko na sałatkę, potem z kalafiorem zrobić, ziemniaki obrać, uprzątnąć całą kuchnię i pokój...do wieczora się potem z R.byczyliśmy u komputera na filmach, była mega, tylko ten gorąc...
Wczorej zaraz z rana wystartowałam do miasta pobuszować za kąpielówkami, fryzjer, okulista, po zakupy - 4godziny zleciało - akurat wsunęłam rybki z chlebkiem na obiad i pognaliśmy do wieczora na basen .
Dzisiej zamiast porannej roćwiczki big sprzątanie, naładować pralkę, potem robiłam pełną michę tartej marchewki z jabłkiem i cytryną i wio na rower - 1h37min. - 36km . Jeszcze tylko jedną pralkę załatwić, rozwiesić, siebie dać do stanu używalności i lecę na pociąg - dziś grill u kamratów lubego . Ha! Nogi mi od tyłka odpadają .
Jutro w planie skumać sałatkę z fasoli, cebuli i szpyrki, koszenie trawnika, wielkie pranie, łowienie letnich ubrań część druga i prasowanie .
Kocham wakacjeeee .
Dieta nic wielkiego, ale chyba nie najgorzej jak waga cięgle stoi .
Oki, zmykam pralczyć

oj joj widze ze Grzybowa strasznie zabiegana i zarowerzona
ja chce jeden dzien nic nie robic polezec na slonku a pozzniej to juz moge normalnie

no no. życze dalszych udanych wakacji. rybki sa the best!

u mnie stała...na 47kg i po dzisiejszym dniu chyba 48 będzie znów

Gw1azda - welcome back . Oj zarowerzona to jestem Bogu dzięki, choć czasami też tak korci żeby rzucić rowerem w kąt, ale odkąd mam licznik kilometrów jakoś tak lżej się jeździ - jak mi nogi od tyłka odpadają to albo sobie mówię, że przynajmniej tyle a tyle jeszcze przejadę, albo śledzę prędkość i tak mi górki mijają .
A z tym zybieganiem...w sumie szczęśliwa jestem, bo póki ganiam za sprawunkami, albo coś w domu robię to nie jem ...żeby tak tylko jeszcze mieć co wieczorami robić, bo codziennie mnie gubią te chwile sam na sam z kuchnią .

Ane - thanx . Rybki rządzą, Bogu dzięki, że rodzina R.taka rybna jest, będzie bez starościi z kim dzielić ości .

liriel - twoja waga to dla mnie kosmos, nigdy bym w życiu chyba do 48 nie doszła a gdzie tam utrzymać .

Okis, no to umnie standartowo - dużo roboty to tu to tam, pisać mi się nawet nie chce . Waga stoi, dzisiej znowu na rower póki jeszcze nie przyszły big deszcze w planie jedna górka megagórka, czyli jak nie umrę gdzie w połowie, albo nie daj Boże nie przedziurawię na szkle to by wypaść ponad 40km miało . Diety nie ma, albo jest a raczej nie do końca udana, ruch mnie ratuje , no wpadnę wieczorem, bo mi się klawiatura topi w tym gorącu .

Papaty gagaty

Niom...to 2h 4min.- 45,6km , największa osiągnięta prędkość to było 57km/h - ale wiało . Suma sumarum już przejechane 160,5km. Zjedzone coś koło 2400kcal, jeszcze rzucę okiem i podliczę, bo narazie to tak na oko .
Nogi mi od tyłka odpadają .

Wczorej jeszcze dojadłam, czyli w końcu 2700kcal, spalone tylko samotnym rowerem 900kcal . Dziś dzień odpoczynkowy, już poopalane, popołudniu zmykam z R.na jarmark - poszalejemy jak za młodu . A na obiad talerz warzywnej, ryż i mięsko wołowe w sosie musztardowym - pyyyyycha .