-
Za pozwoleniem podłączę się też pod twój bezsłodyczowy tydzień . Bo jak tego nie umiem jeść to tego nie będę jeść narazie. Nie wiem czy wypali, ale próbować trzeba. A i tak wczorej nasłodziłam chyba właśnie na tydzień doprzodu .
Mówcie mi zwierzę
-
Aj Gzribcio, tak mi przykro Tamten tydzien chyba byl pechowy dla wiekszosci z nas. Ty przynajmniej nie masz wyrzutow sumienia ze oklamujesz swojego R., a ja? M. nic nie wie o kompulsach, tylko mu powiedzialam ze czasem mam ochote cos w nocy przekasic tylko on mysli ze to "cos" t jakies ciastko, albo kawalek czekolady, a nie tyle, ile on sam zje przez caly dzien ;/ o odchudzaniu tez nic nie wie. O moich kompleksach wczesniejszyych, bardzo ponurych myslach. I jest mi z tym zle, ale ja nie umiem mu tego powiedziec, chociaz on mi o swoich problemach powiedzial - jak mial nerwice natrectw, lezal w szpitalu z anorektykami i samobojcami niedoszlymi, jak jeden kolega z sali sie zabil na jego oczach...a ja co? Ja zmieniam temat. Wiec podziwiam Cie, ze powiedzialas o wszystkim R. i ze on Cie wspiera. Ja nie potrafie
-
Wiesz Panikara, ja do dziś nie wiem na ile to był dobry pomysł . Fakt, że wieczorami próbuje być ze mną w kontakcie - gry, rozmowy, cokolwiek byle nie lodówka i spiżarnia. I jest dobrze. Ale czasem uzbiera się chętek na to "coś", uzbiera się złości, kłótni w domu, nieudanych sytuacji w życiu i wystarczy jeden taki wieczór do niczego, on idzie pograć z kolegami a ja pochłonę całą lodówkę .
Z jednej strony bardzo mi pomaga, z drugiej jak nie wypali to są to potem tak przykre chwile...to przez niego wczorej przeryczałam pół nocy. Zapytał czy wszystko O.K., czy znowu coś może zjadłam czego nie chciałam, że taki humor. Napisałam, że nie zjadłam tylko kawałka i nie byle co, że przepraszam, że kłamałam, że już na prostą z tym wszystkim wyjdę...milczał przez kilka minut a potem powiedział, że rano musi do pracy a nie chce mu się o tym gadać i psuć sobie humoru na noc i rozłączył się...to tak bolało...z jednej strony go rozumiem, z drugiej mam serdecznie dość, bo on powoli przestaje chcieć zrozumieć, że z kompulsów nie wychodzi się za pierwszym razem zazwyczaj, że to trwa dłużej, człowiek wytrzymuje coraz dłużej aż raz się udaje nie wpaść ani razu...
...boję się, że prędzej on ode mnie odejdzie nim TEN raz nadejdzie... .
Nie wiem czy byłby bardziej skory do pomocy gdybym chorowała na anoreksję, gybym cierpiała na bulimię. Czasami mi, wstyd to pisać, ale przykro, że nie mam raczej takiej choroby zamiast cierpieć na kompulsy. Bo o tym nikt nie mówi jako o chorobie. Nikt takich ludzi nie uważa za potrzebujących pomocy - dla innych kompulsowicze to słabeusze, które po prostu żrą - bo przecież po co to robią? Przecież można nie jeść jak się nie ma głodu, poprzestać na jednym kawałku...tak po prostu...
Może się użalam, ale po tyle latach każdy taki wypadek boli więcej a więcej. Wytrzymałam już tydzień, celebrowałam moje małe zwycięstwo...a tak się skończyło. I boli do teraz. Wiem, że trzeba od nowa walczyć, że muszę to raz przełamać...tylko ja potrzebuję wsparcia w tym co robię a nie złości, obrazy, cichych telefoníow...już nie wiem jak się tłumaczyć z tego, że po prostu żrę... .
Albo wytrzymam, albo ściągnę nas oboje...na samo dno...
-
Grzibcio... :* nie martw, sie napewno sie zgadacie !
Moim zdaniem on postapil okropnie, ze sie tak rozlaczyl ;/ Mogl zakonczyc rozmowe na milion roznych sposobow, nie musial tego robic w ten sposob... On chyba nie wie, jakie to wszystko jest ciezkie, pewnie mysli, ze przesadzasz... a przeciez my wszystkie tutaj wiemy, ze tak nie jest... faceci w ogole tego wszystkiego nie rozumieja, jesli sami nie maja takich problemow. :/
wczoraj poszlam z moim chlopakiem do KFC i sie dziwil, czemu ja nic nie jem, bo to przeciez nienormalne. I teraz patrzy na mnie jak na wariatke, kiedy i ja probuje sobie wmowic, ze wcale nie jestem glodna i nie mam ochoty jesc. I nic tylko slysze " Jak mozna nie jesc , Jak mozna nie jesc..." i na sile probuje rozwiazzac moj problem... Ja mu mowie " bo nie jestem glodna" a on na to, ze on nie rozumie bo zawsze jest glodny :/ tylko farciarz ma taka przemiane materii, ze wszystko moze zjesc i , i tak nic mu nie jest... ;/ on sie obzera, a ja tyje )
Chlopaki po prostu nie sa na takie rzeczy wyczuleni :/
Postepy:
-
oj Grzibcio wytrzymałaś cały tydzień, to przecież i tak długo jak na pierwszy raz
nie ma teraz co rozpaczać tylko pomyśleć dałam radę tyle to może teraz dłużej się uda
a jeśli chodzi o R. to może on nie bardzo wie jak Ci pomóc...a mimo to najważniejsze jest, że jesteście wobec siebie szczerzy i w jednak w jakiś tam sposób Cię wspiera
-
gw1azda ma racje. razem przetrzymacie.
Postepy:
-
Gw1azda - po którymś z kompulsów wyznałam R., że żal mi teraz, że w to go wciągnęłam, że lepiej by może było, gdyby to był tylko mój problem...tylko, że jak mu potem tłumaczyć tak z niczego dlaczego zły humor, dlaczego płaczę nocami, dlaczego mi źle...sam powiedział, że tego nie może pojąć co ja to robię, pytał współspaczki co chorowała na ankę co to znaczy mieć kompulsy, dlaczego ma potrzebę liczyć kalorie, jak mi pomóc...z jednaëj strony chce a z drugiej...męczy go to, że nie od razu się przestaje z jedzeniem. Twierdi, że jeśli można od razu rzucić palenie, to dlaczego nie kompulsy...nie rozumie, że jedzenie to podstawa, żeby przeżyć a jeśli z nim spotykasz się na stałe to tym bardziej trudne jest się pohamować .
Weronika - mogłam przewidzieć, że facet nie zrozumie...I fakt, że to nie było miłe. Może się obraził, może był zmęczony, rano do pracy, ja kompuls...ale też mnie zabolało jakim sposobem to zakończył. Nie dość, że było mi wystarczająco niedobrze z powodu kompulsu to tym sposobem on tylko spotęgował zły humor i deprechę... Ile razy ja przegryzłam fakt, że nie chce mu się ze mną gadać bo zmęczony, bo sesja, bo praca, bo się s kimć pokłócił. Oddała bym wszystkie pocałunki, chwile razem dla jednego jego zrozumienia...Miałam ochotę w tym momencie egoistycznie zagłodzić się na śmierć...
-
ehhh tacy są faceci, niby to nas jest ciężko zrozumieć, a sami ranią i się dziwią, że ich nie rozumiemy
może spróbujcie jeszcze raz o tym pogadać, już nie wiem co Ci radzić
-
Grzibcio, nie wiem czy moje pocieszenie coś da. I mimo, że nie miałam nigdy kompulsów, to rozumiem w jakimś sensie jak się czujesz. Wiesz, kto nie ponosi porażek ? Ten, który nie próbuje.
-
To była prawie dwugodzinowa rozmowa. Polało się łez a głównie poleciało zdań. Niemiłych, smutnych, pełnych beznadziei i z iskierkami pozytywów. Stanęło na dwóch celach - pierwszy to wytrzymać minimalnie 10dni, drugi to wytrzymać do początku semestru, czyli do 17.9. .
Grzybowa tym razem nie możesz spieprzyć... .
W planie dziś marszobieg w siłowni. Trzymcie kciuki za wykopanie lenia.
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki