-
Znowu wieczór był do bani. A najgorsze jest to, że jadłam z nerwów! Rany, myślałam, że ten etap mam już za sobą. Ogólnie nie było źle, ale nie było fajnie...
Za to okazało się, że jestem boginią francuskiego, mogę zapisać się do wyższej grupy niż sądziłam Ciekawe, czy dam radę. Najwyżej podgonię, wolę to niż być najlepszą wśród nic-nieumiejących.
Weider ledwo przetrwany. Musiałam wyłączyć mózg, żeby dotrwać do końca, a to dopiero 7. dzień. 8minABS też zrobiony, ale też ledwo. Forma: kiepawa.
A w ogóle to zła jestem, bo durna komórka upadła mi na ziemię. Otrzepałam ją, wydawała się ok, ale po 10 minutach padł ekran i nic się nie da z nią zrobić. A najgorsze jest to, że okazało się, że wszystko zapisane mam właśnie na telefonie, zamiast na karcie SIM. Teraz muszę iść błagać kogoś w serwisie, żeby stanął na głowie i odzyskał mi książkę telefoniczną. Uch wiedziałam, że za coś nie znoszę tego telefonu. Zbierało mu się już od jakiegoś czasu, a teraz ma przechlapane. Rozbestwiłam się na telefonach, które zapisywały wszystko i na telefonie, i na karcie SIM, a tu niedopilnowałam i mam. Jak bez ręki...
A jutro spotykam się z dwiema przyjaciółkami. Uch nie mogę się doczekać. Będzie alkohol, ale cóż zrobić, raz na czas można, prawda No właśnie.
Idę poczytać i spać.
-
Witaj Bianco! Nie nadrobilam jeszcze wszystkiego co tu piszesz ale po paru kartkach pamietnika widze ze sporo sie tu dzieje!
Dobrze ze osatnio Twoja forma zwyzkuje i ze zaczynasz przejmowac kontrole, pokazywac kto tu rzadzi! A ze zdarzaja sie slabsze dni? Wiesz, mysle sobie ze pod koniec odchudzania, gdy juz jestesmy prawie-prawie zadowoleni ze swojego wygladu, trzymanie diety przychodzi coraz trudniej bo i motywacja slabnie. Teoretyzuje oczywiscie bo nigdy nie doprowadzilam diety do takiego etapu, ale wlasnie zaczynam sie nad tym zastanawiac. Jesli moge kupic ubranie na jakie mam ochote, jesli wygladam normalnie i nie strasze przechodniow, jesli podobam sie sama sobie to... jaki jest sens chudnac dalej?
Mimo wszystko mysle jednak, ze skoro tu jestes i skoro odchudzasz sie dalej, znaczy ze jednak nie jest tak do konca idealnie i nadal chcesz sie zmieniac. A ja bede Ci w tym pomagac jak tylko bede mogla!
Poza tym jestes jeszcze bardzo mloda, masz mlodziutkie towarzystwo a wtedy kanony piekna sa jakby inne Wiem, bo gdy mialam nascie lat i rozmiar 42 bylam uwazana za grubaska. Teraz pewnie skakalabym z radosci gdybym mogla zmiescic sie w taki ciuch!
-
hej Butterku! Sporo to się dzieje w tej mojej małej główce, więc na stronie głównie ja gadam. O dziwo, to dla mnie i tak większe wsparcie niż myślałam. Zawsze podchodziłam sceptycznie do wszelkich grup wsparcia i pomocy, a tu proszę
Jaki koniec odchudzania? Ja tu ledwo do połowy doczłapałam. Ale fakt, że czuję się wspaniale, oj, co to będzie, kiedy dotrę do mety Teraz nie jest idealnie, bo jestem grubaskiem, tylko trochę miejszym, otyłość zamieniłam na nadwagę. Co prawda ubrania noszę dużo mniejsze, wyrobiły mi się mięśnie (czym podniecam się jak małe dziecko, aż mama się śmieje), ale mam okropny brzuch i nogi, z tym walczę najbardziej.
Wspaniale że wpadłaś, dziękuję Ci za tak miłe słowa
A co do dzisiejszego dnia... Wyjście z koleżankami jakoś się nie udało... Jedna była chora, więc średnio rozrywkowa, druga jakaś dziś maruda, tylko ja tryskałam energią. Na dodatek spodziewałam się, że ta chora, która nie widziała mnie parę miesięcy, zauważy, jak się zmieniłam. Ale ona nic nie zauważyła. Wręcz zdziwiła się, że twierdzę, że schudłam. Hmmm, widocznie popadłam w samozachwyt. Ale nic to, dalej będę w nim trwać, bo mi z tym dobrze. Czuję się pewnie, a przede wszystkim kobieco. Przynajmniej ta koleżanka powiedziała, że strasznie się cieszy, że jestem taka szczęśliwa.
Pozdrawiam was serdecznie. Idę spać, buziaczki
-
No dobra, nie będę się oszukiwać, nie jestem na tysiaku. Codziennie jem więcej. Myślę, że prędzej mogę powiedzieć, że jestem na 1300. No ale pociągnę tak tydzień, dwa, może nie będzie tak źle? Jeśli będzie źle, to zmuszę się i wrócę na 1000. Nie wiem, jakoś nie mogę dotrwać do wieczora bez opętańczych myśli o jedzeniu. Nie jem nic kalorycznego, no tyle, że jem więcej. Zobaczę, może i tak schudnę? Metabolizm mam do d***, to pewnie przez to cholerne PCO. Grr, no ale trudno; przetestuję się i powiem wam, jak mi idzie
-
1300 to normlna dieta.....powinnas chudnac.....Twoj organizm spala i tak wiecej....Lepsze to w kazdym razie niz jedzenie 700 kalorii, a potem rzucanie sie na wszytsko w zasiegu oka
Pewnie bedziesz chudla wolniej, ale napewno nie przytyjesz
-
No tylko żebym ja chudła. I tak, jak na mój wiek, chudnę bardzo wolno, ale nie załamię się, jak zwykłam byłam
Póki co, na liczniku godzina 11:05, a pożarte 560 kcal. Głupia jestem jak but. I nie pisać mi tu "nie mów tak o sobie" itd. To właśnie mnie motywuje, kiedy myślę, że jestem durna. Od razu chcę sobie wtedy udowodnić, że e-e wcale nie-e
Dawno już nie było moich przemyśleń, oto więc złota myśl na dzień dzisiejszy:
W drodze do kościoła zaczęłam rozyślać o zakładaniu nogi na nogę. Logiczne: kościół-noga-zakładanie. No więc teraz, po 13 kilogramach mogę to robić swobodnie. Czemu wcześniej nie mogłam? Bo jak się ma dwie bele zamiast nóg, trudno ułożyć jedną na drugiej.
Czas na Weidera, bo nie wiadomo, kiedy dziś wrócę do domu, a nawet jeśli wrócę, to pewnie nie będzie mi się chciało ćwiczyć. Wczoraj poległam. Było mi jakoś strasznie słabo. Co prawda odbębniłam A6W, ale z 8minABS zrobiłam tylko brzuszki.... Dziś 10. dzień Nudera. W takim razie muszę wytrwać przynajmniej kolejne 10 dni. Póki jest wrzesień, pewnie mi się uda, zobaczymy, co będzie w październiku
-
Brak pomysłu na obiad... Znowu pewnie zjem jakąś kanapkę z Wasy, którą nota bene uwielbiam
Dzisiaj zainwestowałam w siebie i wydałam masę kasy na kosmetyki. Ciuchów już nie kupuję, chyba że spodnie na zimę, których potrzebuję. Z resztą wstrzymam się do czasu, aż bardziej schudnę. Tak więc kosmetyki to dobry kompromis. Wciąż też czekam do 70 kilo, a raczej 69.9, żeby iść do kosmetyczki... Strasznie długo zrzucam te kolejne 5 kilo. Wakacje mnie rozleniwiają Ok w brzuchu burczy, uciekam
-
Hmmm... byłam ostatnio w Anglii i przez absolutny przypadek zawędrowałam do pewnego sklepu, który mnie zachwycił, a jednocześnie zasmucił, że w Polsce nie ma czegoś takiego. Sklep nazywa się 'Evans' czy cuś. Dopiero, kiedy weszłam, zorientowałam się, że są w nim ubrania dla grubasków. Strasznie mi się spodobało, że przed wejściem nie ma wielkiego, krzyczącego napisu "XXL, ciuchy dla puszystyc, wielkie rozmiary!" Nie, sklep jak sklep. Co prawda nigdy nie kupowałam w sklepach XXL, ale jakoś tak ciepło mi się zrobiło na duszy, bo pomyślałam o tych wszystkich dziewczynach z forum, którym na pewno by się Evans spodobał.
Ciuchy w każdym rozmiarze, naprawde wielki wybór rozmiarówkowy. Do tego te ubrania były ładne! Manekiny wyglądały tak zachęcająco... Tu kamizeleczka, tam spódniczka. Był specjalny dział dla niskich grubasków i dla wysokich. Poza tym ogromny wybór staników z dużymi miseczkami (moja koleżanka by skakała z radości, bo w Polsce coś powyżej C to kłopot), biżuteria na szersze nadgarstki i szyje i absolutny hit: buty z szerszymi cholewami i podeszwami. A ceny z tego, co wiem, porównywalne z innymi sklepami. Nie wiem, może i jest coś takiego u nas, ale wątpię...
-
Bianco, tym Evansem to i ja od jakiegos czasu sie zachwycam! Ceny maja powalajace ale gdybym byla wieksza na pewno bym sie tam ubierala. Szkoda ze nie odkrylam tego sklepu gdy nosilam spodnie w rozmiarze 50 bo tam bez stresow bym cos na siebie dostala.
Nie wiem czy jest taki sklep w PL, pewnie nie. Sa sklepy "dla puszystych", bylam w kilku ale nie bylo na czym oka zawiesic, wszystkie fasony jak dla mojej babci...
No ale, Bianco, mysle ze nie masz juz problemu z dostaniem fajnego ciucha dla siebie? Chcialabym miec Twoja wage!
A kolezanka jest albo zlosliwa albo niedowidzaca, niemozliwe ze nie zauwazyla tylu kilogramow, ktore zrzucilas!
-
Milku, koleżanka jest właśnie kochana, myślałam, że mnie wesprze i pochwali, ale widać miała ostatnio co innego na głowie i mi się nie przyglądała.
Problem z ciuchami minął, kiedy zgubiłam dwa rozmiary, ale i tak jestem kluska. A moją wagę nieługo osiągniesz, cierpliwości
Dziś fatalny dzień. Trzymam się dzielnie, ale samopoczucie mam okropne. Byłam w kinie z kumpelą, trochę pomogło. Mianowicie wkurzam się na siebie, że jestem durna i nie chudnę, bo tu podjem, tam podskubię. Znowu kryzys jak przy 74 kg. Waga wahała mi się z miesiąc w przedziale 73,5-74,5. A teraz też nie mogę wskoczyć na poziom 71. Patrzę dziś w lustro i widzę zwały tłuszczu. Nie wiem, kiedy byłam grubsza, wydawało mi się, że wyglądam nienajgorzej. Otrzeźwienie przychodziło dopiero kiedy nie mogłam się wcisnąć w kolejne spodnie. A teraz wciskam się we wszystko (powiedzmy), a niedobrze mi, kiedy a siebie patrzę. Dobrze, że tu na forum mogę się poużalać nad sobą.
Z drugiej strony przyjaciółka mi dziś powtarzała, że ślicznie wyglądam. No może, ale co ja poradzę, że dziś jestem na siebie wkurzona i patrzę na się nieprzychylnie Jutro powinno minąć.
Myślałam, że dziś obejdzie się bez filozofowania, ale nie. Otóż myślałam, że może moja mała popularność w prawdziwym świecie spowodowana jest tym, że zamykam się w sobie, ale nie, tu jestem otwarta a i tak mój wątek świeci pustkami. No hard feelings. Dziękuję z całego serca tym, którzy przy mnie trwają, nie zmuszam też nikogo do wpisywania się na siłę, po prostu dało mi to do myślenia.
Spokojnie, już kończę. Idę na spacer z psem koleżanki i ową koleżanką. Dla odmiany to ona mi pozrzędzi na ciężkie życie.
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki