Więc jaka to historia? Aha, już pamiętam. Stara jak świat. Kiedy tu ostatnio byłam? Aha, w lutym. Czemu zniknęłam? Mogłabym wymienić parę powodów, ale szczerze mówiąc, kogo bym oszukała? Wszyscy przeczytaliby moje słowa a i tak wiedzieliby, co chcę napisać. Pozostanę więc przy aktualizacji zdarzeń.

W lutym pojechałam po sesji, a przed poprawką z jednego egzaminu, na snowboard. Nigdy, ale to nigdy, nie bolały mnie tak mięśnie. Rano nie mogłam się podnieść z łóżka. I nie to, że mi się nie chciało. Nie mogłam. Musiałam łapać się za nogę i dźwigać do pozycji pionowej. I trzy moje towarzyszki niedoli tak samo. Ale okazało się, że ja jestem największym snowboardowym beztalenciem i wróciłam do ukochanych nart. Już wtedy byłam grubsza niż przed sesją. Zawalony egzamin. No pewnie, można by uznać, że to stres, a stres to u mnie jedzenie, ale faktem jest i to, że odpuściłam. Fajnie nie? Najbanalniejsza historia świata. Wydawałoby się, że jestem na nią przygotowana i że "nigdy więcej" a jednak nie "nigdy więcej", ale znowu. Egzamin zawaliła połowa ludzi z roku, więc przyjnajmniej nie czułam się osamotniona w swej niedoli; choć i tak to marne dla mnie pocieszenie. Oczywiście doszło kwestionowanie własnych zdolności akademickich, bo no jak to, taka niby pasja, pierwszy semestr pierwszego roku, a tu lipa itd. Zaliczyłam w następnym terminie, hurra, ale problemy się nie skończyły. Zaliczyłam załamanie nerwowe. Samodiagnoza wskazywałaby na depresję. Czułam, że nie ma po co przeżywac kolejnego dnia, bo to bez sensu, że i tak nic mi się nie uda. Nie to, że mi się nie chciało pracować. Ja miałam wrażenie, że nie jestem w stanie zrobić czegokolwiek. Nigdy nie czułam się tak strasznie jak wtedy. Nawet zainwestowałam w Deprim i trochę pomogło. Potem się przekonałam, że to tarczyca moja ukochana. Na całe moje szczęście po 2 miesiącach zażywania leków wszystkie objawy niedoczynności ustąpiły. Mam teraz wspaniałe włosy i paznokcie, nawet nie sądziłam, że mogę takie mieć. Zniknęły problemy z ich wypadaniem. Zniknęły problemy przewodu pokarmowego. Już nie mam problemów z pamięcią krótkotrwałą, suchą skórą, drętwieniem palców i całym szeregiem innych udręk, wliczając w to stany depresyjne. Ok, leki muszę zażywać do końca świata, ale jeśli to jest cena za niewyobrażalną wręcz poprawę życia, to ja się na to piszę. Badajcie tarczycę! Teraz namawiam na to wszystkie koleżanki, które jeszcze nie zanudziły się na śmierć moimi opowieściami o tym jak było, a jak jest teraz
Jedyny problem to taki, że dalej tyłam. Kto by się dziwił. Znowu zamieniłam się w odkurzacz. To jednak jest na całe życie i jeśli nie ma się silnej woli, to jest ciężko.
Druga sesja poszła mi znakomicie, nawet ta okropna statystyka.
Dzisiaj wróciłam z wakacji z Turcji. Na wakacjach starałam się wyluzować i cieszyć słońcem i wodą, ale tuż przed wyjazdem myślałam, że wyjdę z siebie. Przytyłam i nie ćwiczę, więc wyglądam okropnie. Ważyłam już 70 kilo i było super, a teraz... nie ważę 70 kilo i nie jest tak fajnie. Oczywiście czerwona alarmowa lampka zapaliła się już po przytyciu kilograma, ale tym razem nie mogłam przestać jeść. Nie i już. Znowu mózg jedno, ręka drugie.
Teraz mam 20 lat (już 3 miesiące) i dość tego, że nic nie idzie po mojej myśli. Wspierałyście mnie, ja zniknęłam z bardziej i mniej wiadomych powodów, ale postanowiłam napisać posta, wyrzucić z siebie choć część i spróbować ponownie. Z teorii jestem niezła, gorzej z praktyką, ale bądźmy dobrej myśli. Ja jestem