Heloł!
Z ćwiczeniami jakoś tak się skończyło.
Ale za to dieta wróciła. I to na poważnie, 1000 kcal, jem najpóźniej o 18. Na początek chyba wystarczy, nie chce mi się ćwiczyć, szczerze mówiąc.
Postanowiłam zaktualizować suwak. Patrzcie i uczcie się na moich błędach. Znowu jestem tłusta. Chociaż zgubiłam już 2 kilo To mnie cieszy. Musiałam prawie wrócić do punktu wyjścia, żeby otrzeźwieć
Nastrój mam wspaniały, mnóstwo energii (chyba, że chodzi o naukę, wtedy mniej ).
Baaardzo bym chciała do Gwiazdki zgubić duuużo kilogramów (po cichutku marzę o 10, żeby wrócić do siedemdziesiątki). Chryste Panie, jak to możliwe, że znowu wrzuciłam sobie na grzbiet 10 kilo?? Przecież to wór cementu. Moje biedne kości Ale wrócimy, wrócimy. Może to mi coś wbije do mózgownicy
Z ciuchami najgorzej. Musiałam kupić większe spodnie, bo w starych wyglądałam komicznie. Fajnie byłoby zasiąść do Wigilii w czymś szałowym

Jestem na "prawdziwej", nieurojonej diecie od czterech dni, a już jest wspaniale. I oczywiście teraz zachodzę w głowę, czemu nie zaczęłam wcześniej. No ale to jednak jest uzależnienie. Do prawidłowo, bez potknięć prowadzonej diety potrzeba mi:
-jasnego planu posiłków na cały dzień
-ani kęsa rzeczy niedozwolonych. jeden kęs czekolady zabija całą moją silną wolę
-w miarę stałych pór posiłków
-nie myślenia obsesyjnego o jedzeniu (przychodzi to mniej więcej trzeciego dnia diety)
-zakazu jedzenia po 18. jedzenie później, tak jak kęsy i kęsiki, zabija motywację do dalszego dietowania.

Mając to na uwadze, postaram się chudnąć dalej