Znowu wieczór był do bani. A najgorsze jest to, że jadłam z nerwów! Rany, myślałam, że ten etap mam już za sobą. Ogólnie nie było źle, ale nie było fajnie...
Za to okazało się, że jestem boginią francuskiego, mogę zapisać się do wyższej grupy niż sądziłam Ciekawe, czy dam radę. Najwyżej podgonię, wolę to niż być najlepszą wśród nic-nieumiejących.
Weider ledwo przetrwany. Musiałam wyłączyć mózg, żeby dotrwać do końca, a to dopiero 7. dzień. 8minABS też zrobiony, ale też ledwo. Forma: kiepawa.

A w ogóle to zła jestem, bo durna komórka upadła mi na ziemię. Otrzepałam ją, wydawała się ok, ale po 10 minutach padł ekran i nic się nie da z nią zrobić. A najgorsze jest to, że okazało się, że wszystko zapisane mam właśnie na telefonie, zamiast na karcie SIM. Teraz muszę iść błagać kogoś w serwisie, żeby stanął na głowie i odzyskał mi książkę telefoniczną. Uch wiedziałam, że za coś nie znoszę tego telefonu. Zbierało mu się już od jakiegoś czasu, a teraz ma przechlapane. Rozbestwiłam się na telefonach, które zapisywały wszystko i na telefonie, i na karcie SIM, a tu niedopilnowałam i mam. Jak bez ręki...

A jutro spotykam się z dwiema przyjaciółkami. Uch nie mogę się doczekać. Będzie alkohol, ale cóż zrobić, raz na czas można, prawda No właśnie.

Idę poczytać i spać.