AAA! Dzisiaj stawiam szampana, ale po kolei!
Kath, mi nikt łaski nie robił z tym skierowaniem. Leczę się prywatnie. Powiedziałam, że leczyłam się już na PCO, więc facet musiał dać mi skierowanie i już. A z PCO poszłam od razu do prywatnej lekarki, więc wszystko bez problemu. Jakby co, to dam Ci namiary, bo kobieta jest fantastyczna, ale mam nadzieję, ze w ogóle nie będą Ci potrzebne A tamto jabłko było ogromne i zwykle jak je zjem całe to pękam, ale tym razem rzeczywiście przesadziłam
Halka, no ma to swoje plusy i minusy. A antykoncepty za darmo? To u nas nie przejdzie
A ta skarpa to tuż nad Wisłą. Oczywiście wyasfaltowana i w ogóle, bo to centrum Wawy, ale stromo jest i wszyscy tam dyszą jak się po niej wspinają Fajna sprawa.
Urodziny taty były fajne, ale przez to zupełnie nie trzymałam diety... wczoraj też nie, ale już wracam do stanu normalnego
Meguś, przykro mi, że masz takie przykre wspomnienia z francuskiego. Najgorsze, jak się ludzie zapisują do niższej grupy a potem się mądrzą. Ja, mam nadzieję, nie mądrzę się, choć trzeba przyznać, że jestem troszkę lepsza niż inni. Ale co ja poradzę
Sacch, hmm ja też się czasem zamyślam po angielsku, a potem sama siebie pytam, po co? Chcę sobie zaimponować, czy co? Dziwactw kilka mam, fakt.
Xenusiu, ja mam półtora roku w-fu. A na siłownię i tak chodzę prywatnie, bez łaski i tym razem z fachowymi trenerami. A ten szkolny odwalam i zapominam.
Kasiakasz, byłam u Ciebie i strasznie mi przykro. Los już chyba się odczepi i wszystko będzie ok, trzymam kciuki!

No ok, to już pisałam, że dwa ostatnie dni nie były za piękne. Trudno. Dzisiaj już się trzymam. Zerknęłam na wagę, chyba już spasowała i podaje wynik bardziej zbliżony do normy. Może to ten okropny @, niech już przyjdzie i da mi spokój.
Ćwiczę za to dzielnie. Na aerobiku ruszam się jak naoliwiona maszyna. Nic mi nie jest straszne. Mój trener, jak mnie wczoraj zobaczył po kilku miesiącach, chyba trochę wytrzeszczył oczy i uśmiechnął się do mnie. Ha! Czyżbym schudła?
Wczoraj było święto młodego wina. Rodzice z tej okazji, jak co roku (pracują razem we własnej firmie), zrobili po godzinach imprezę z pracownikami. No i oczywiście to ja, po stu godzinach biegania po mieście, musiałam iść do nich do pracy, zapakować ich do auta i odwieźć do domu. Wchodzę do nich do biura, witam się ze wszystkimi. Patrzę, a dosłownie, gały wytrzeszcza na mnie taki jeden R. lat ok. 27. To on był razem ze mną i tatą w te wakacje w Anglii na szkoleniu. No i ten R. gapi się i gapi i gapi i głupkowato uśmiecha.
Zjadłam sałatkę imprezową i poszłam myć naczynia. R. przyłazi do kuchni.
"Justyna, ty chyba schudłaś z 60 kilo!"
Ja na to gardłowym głosem: "Taaaa..."
on: "to taaa znaczy bujaj się?" I się cieszy głupkowato
ja: "interpretacja dowolna"
On znów się cieszy i trąca mnie zaczepnie w ramię. Wychodzi.
Potem idę do pokoju mojej mamy i gadam z nią, impreza trwa. Słyszę: JUSTYNAAAA, drze się R. Moja mama coś mu odpowiedziała, a on na to: "ale ja chciałem pozaczepiać Justynęęęę". Chryste, ale jaja. Potem zaczął coś bełkotać o kinie (kiedyś się zgadaliśmy, że lubimy podobne filmy) i że on by poszedł do kina, ale nie ma z kim i może my tego razem tego może bym się odezwała i tego i kino...
W końcu wyszliśmy z tego biura a mi się tak strasznie chciało śmiać. Chłopak mnie ubawił tak, że cały dzisiejszy dzień się z tego śmieję Po prostu musiałam wam to napisać.
A poza tym wczoraj miałam okienko i poszłam do centrum handlowego. Mierzyłam sukienki na wesele. Wszystkie piękne i co dziwne, dobrze na mnie leżą.
mierzyłam też spodnie. Dosłownie zmusiłam się, żeby wziąć do przymierzalni mniejszy rozmiar. Okazało się, że leży jak ulał! A bałam się, że się nie wcisnę. Jest to więc już oficjalna wiadomość. Noszę 40! Zmieniam tytuł wątku, a waga nadrobi swoje braki i w końcu pokaże 70 kilo! A co. Wklejam też fotki, choć mam i lepsze, ale muszę je najpierw zeskanować.
Ale się opisałam. Świętujemy, jestem chudsza