-
No to gratuluję udanego zakupu Najważniejsze, że był taki jaki właśnie chciałaś Kurczę ja to nigdy nie wiem czego chcę, dopiero jak zobaczę to "coś" to wiem, że o to mi chodziło I może dlatego moje zakupy (w porównaniu do Twoich ) są szybkie, bo od razu widać czy mi się tu coś spodoba czy nie
-
Kochana kupiłam melona galie
i tak się zastanawiam jak grubo go obierasz?
Bo to będzie „mój pierwszy raz”
i zupełnie nie wiem jak się do niego zabrać
-
Ale mi smaka zrobiłaś na taki rower
Ja mam kolarzówkę do remontu... ;/
-
Witam witam
No, i stało się. Przejechałam dzisiaj te w sumie 32km w tę i z powrotem. Jednak stacjonarny to co innego niż teren. Zwłaszcza ten ostatni odcinek niemal cały pod górę był ciężki, ale ogólnie muszę przyznać, że nie jest źle. Co prawda dojazd zabrał mi półtorej godziny aż, ale myślę, że będzie coraz lepiej - dzisiaj była taka jazda próbna, musiałam się zorientować gdzie jechać etc, więc co jakiś czas były przystanki i spoglądanie na mapę. No ale dotarłam cało, nogi mnie nawet nie bolą, jedyne co, to zaraz po jeździe są takie "otępiałe", wchodzenie po schodach było dziwne . Ale jednak ćwiczenie w domu sporo mi dało, nie czuję, że tyle dziś przejechałam. I pewnie będę dzisiaj spała jak dziecko. Lubię to w takim sporym wysiłku, dobrze się potem śpi.
Zaspałam, bo wczoraj wieczorem jakaś ogłupiona byłam, co prawda nastawiłam wieżę, żeby mnie odpowiednio wcześnie zbudziła, ale jej nie wyłączyłam - toteż nie miała szansy się włączyć o wskazanej godzinie.. Dopiero mnie rodzice obudzili jak wychodzili przed siódmą. No i zamiast, wedle planu, być w pracy między siódmą a ósmą, zajechałam na dziewiątą. I jak to w pracy, oczywiście znalazła się dla mnie wredna robota, uh. A że chciałam wyjść zgodnie z założeniem wcześniejszym o 12-13, to praca nie skończona i muszę pojechać jutro.. Nie planowałam tego, chciałam zostać w domu i wreszcie się pouczyć do ostatniego egzaminu.. ale nie ma tego złego, przynajmniej znów pojadę rowerkiem jutro i może się uda wcześniej być. A nauka nie ucieknie .
Muszę się zaopatrzyć w jakiś dobry krem do mordy z filtrem, bo rano problemu nie ma, ale jak wracam z pracy to słonko wprost na mnie grzeje. Już dzisiaj mi się zdążyły ręce opalić, a na policzkach wypieki. To tak z czasem będę się doskonalić w tym podróżowaniu . Ale podoba mi się to, jestem niezależna. W nosie mam te wszystkie korki i rozkłady jazdy autobusów. Mam nadzieję, że szybko się przyzwyczaję i będę sobie mogła swobodnie po Krakowie jeździć gdzie tylko będę chciała. Fajnie by było.
Jedzeniowo dzisiaj było średnio, bo przez to zaspanie rano nie miałam wiele czasu na ustalenie jadłospisu i potem wyszło jak wyszło.
śniadanie: zielony melon i Bakuś = 178.2kcal (w pracy)
drugie śniadanie: groszek Bonduelle = 175kcal (w pracy)
"obiad" - tzn to zjadłam po powrocie do domu: Deser tropikalny Gerber = 92.3kcal
podwieczorek: Bakuś czekoladowy i brzoskwinie w soku = 195.8kcal
po podwieczorku: podjadłam sobie bakalii za jakieś 200kcal
kolacja: mleko czekoladowe = 134kcal
W sumie: 975.3kcal
Przez dwa tygodnie mnie w pracy nie było i chyba się zdążyłam odzwyczaić od tamtejszego monitora - po jakimś czasie zaczęły mnie piec i łzawić oczy, jeszcze do teraz trochę bolą i ogólnie samopoczuciowo dzień nie najlepszy, głowa mnie w pracy bolała i chyba wszyscy tam dzisiaj się źle czuli, nie tylko ja. Miejmy nadzieję, że jutro będzie lepiej.
A jadąc na rowerku w jedną stronę słuchałam sobie "Czterech pór roku" Vivaldiego, a w drugą - piątej symfonii Mozarta. Vivaldi o wiele lepiej się nadaje do jazdy .
Wróciłam do domu, zjadłam tego Gerbera, bo nie miałam siły, żeby coś konkretnego przygotować, ani pomysłu w sumie.. jedyne, co mi się nasuwało, to te nieszczęsne parówki, ale ani specjalnie ochoty nie miałam, ani też nie byłby to dobry wybór, skoro już jedną w tym tygodniu wszamałam. Potem się umyłam - jejku, co za przyjemność po takim dniu.. - nabalsamowałam, pogadałam chwilkę z lubym i położyłam się poczytać JOYa.. głupia ta gazeta, z każdym miesiącem coraz mniej w niej do czytania, ale jakiś taki nawyk mam i kupuję. Na szczęście tylko tę jedną . Zmęczenie dało o sobie znać, bo zasnęłam z nosem w gazecie na jakąś godzinkę, no i te oczy przynajmniej odpoczęły trochę.
W pracy mamy agentkę Oriflame, więc sobie regularnie coś tam zamawiam, uwielbiam kupować kosmetyki.. no i dzisiaj też pozamawiałam różne fajne rzeczy. Jak zgodnie z planem popracuję do końca tego miesiąca (niestety dotychczas byłam trzy dni w pracy tylko), to w sam raz zarobię na zamówione kosmetyki i pufę . A co ja tam wzięłam.. miętową mgiełkę do twarzy (była próbka, bardzo ładnie pachniało), jakieś nowe i póki co w miarę tanie wody toaletowe dwie (mam ostatnio fioła na tym punkcie, muszę się wreszcie opanować, bo majątek na to idzie..), waniliowy balsam do ciała (też nie powinnam, bo mam przecież już kilka, ale ten zapach mnie przyciągnął) i pomadka do ust nawilżająca i chroniąca przed słońcem, bo ten problem też się dziś pojawił przy rowerowaniu. No.. już się nie mogę doczekać
Przy okazji się wywiązała dyskusja w pracy o wydawaniu pieniędzy i podejściu do zakupów kobiet i mężczyzn (w dziale trzy babki i jeden facet, nie licząc popołudniami dochodzącego ojca). Bo ostatnio mi luby wymienił ile sobie rzeczy kupiłam i że niby dużo. Nie wypominał, taki nie jest to w końcu moje pieniądze i mogę z nimi robić co chce. No i faceci jednak nie rozumieją, że nam to po prostu sprawia przyjemność. Mnie strasznie cieszy zakup kosmetyków, no co poradzę. Tak samo biżuterii. A oni - jak potrzebują i muszą, to kupują. Ale kolega uznał, że mam w sobie coś z "rozsądnego męskiego podejścia", bo odkładam część zarobków i mam oszczędności. Phi.. przecież to nie aż takie dziwne, że kobieta oszczędza. Ja wydaję pieniądze wtedy, kiedy mam do wydawania. Nie ma - nie wydaję, proste. Phi!
U którejś z Was - niestety już nie pomnę u której - przeczytałam dziś o zaglądaniu do lodówki. Ja to też czasem robię tzn. wcale nie jestem głodna, nie jest pora na jedzenie, ale ja sobie idę do kuchni, otwieram lodówkę i tak medytuję wpatrzona w jej zawartość. A ostatnio stwierdzam - eee, i tak nie mam na nic ochoty. Ha!
Zastanawiam się, czy jeść śniadanie przed wyjściem z domu i rowerowaniem do pracy, czy tak jak dzisiaj zjeść je już na miejscu. Z jednej strony może to być niezdrowe, tak z pustym żołądkiem duży wysiłek, ale z drugiej - jak zjem tak wcześnie, to szybko będę znów głodna. I z pełnym brzuchem też się nie będzie dobrze jechało. No nie wiem, co o tym myślicie?
Przepraszam za ten totalny chaos, nie umiem pisać w jakimś sensownym porządku, po kolei spisuję to, co mi w głowie kiełkuje .
Powinnam jeszcze rower szmatką przelecieć, bo się dzisiaj zdążył wybrudzić. Trasę mam miłą, bo spora część wałami nad Wisłą, druga nad Rudawą - ale tam właśnie jest to wydeptana ścieżka i pełno piachu i się rowerek zakurzył, bidak.
Ach, a jutro rano ważenie.. ciekawa jestem co to będzie
bes, ogólnie lubię komputery, lubię się uczyć nowych programów, programowanie też sprawia mi dużą przyjemność (kiedy mi wychodzi ). To zresztą zasługa otoczenia, ojciec i siostra informatycy, a ja komputer miałam w domu odkąd pamiętam, są nawet fotki - ja, pielucha i komp . Tylko się zastanawiam, czy powinien to być mój zawód, czy tylko hobby. Ale bardzo Ci dziękuję za cenną radę i chyba za nią podążę - podyplomowe zrobienie specjalizacji finansowej brzmi dobrze. Dzięki temu zawsze będę mieć jakąś alternatywę. Tylko się muszę zorientować jak by to wyglądało u nas. Dziękuję .
A dzisiaj w pracy mi już głupio było, bo jak czegoś nie rozumiem, to trzeba mi jednak sporo potłumaczyć, a ta robótka dzisiaj wymagała akurat pomocy od szefa.. to strasznie miły człowiek i jest jedną z większych zalet tej pracy, ale czasem mam wrażenie, że jak się już zezłości, to burza z piorunami.. jeszcze nie miałam okazji się przekonać, ale się obawiam, że to moje dopytywanie po dziesięć razy o to samo może go wnerwiać .
Kiełeczki owszem, kładę na watę i podlewam. Nie gniją ani nic, więc póki co kiełkownica nie jest rzeczą absolutnie mi potrzebną. A soczewica już pięknie wyrosła, lada dzień trafi do sałatki.
bianco, ja poza przejrzeniem wykładów i oznaczeniem sobie gdzie są które zagadnienia również nic nie zrobiłam w kierunku egzaminu wtorkowego no nic, będę się spinać i dziobać cały weekend, to może coś z tego wyjdzie. Ciekawe kiedy wejdę w ten przedegzaminacyjny stan, że już wszystko jedno jaki będzie wynik, ja chcę być PO . Ach, jak mi się marzy, żeby to zdać, mieć na wrzesień tylko fizykę i wreszcie być pozbawioną tego widma nauki na najbliższe dwa miesiące.. wakacje, przybywajcie!
Chociaż z tymi wakacjami to sama nie wiem co i jak. Na razie jedyne moje plany to odchudzanie i praca. Wymyślam sobie jakieś ładne plany na cały dzień, ale znając mnie to niewiele z nich wyjdzie, bo zawsze mnie coś zainteresuje i pociągnie w inną stronę. Ale planować lubię, to sobie tę przyjemność zachowam i tak . Chciałabym gdzieś wyjechać, chociaż na trochę uciec z miasta i się kompletnie odciąć, ale z tym pewnie będzie problem. Raz, że muszę w tego typu plany wliczyć też lubego, a on jak się przeprowadzi do Krakowa, to raczej nie będzie miał na to ani czasu ani kasy, dwa - gruba jestem i się wstydzę, jakie to banalne . No nic, najwyżej sobie przepracuję te wakacje, też nie będzie źle, schudnę i uskładam trochę kapitału. Będzie dopsz.
A Bianca jeszcze wspomniała o facetach. Ja z moim wyglądem mam straszne kompleksy i ogromne opory zawsze miałam.. Moje kochanie musiało mnie długo przekonywać i wykazać się wielką cierpliwością, żebym w końcu przyjęła do wiadomości, że mnie kocha dokładnie taką, jaka jestem. Wspaniały jest . Ale tak czy siak nie czuję się swobodnie - no tak, wiem, że on to akceptuje i zawsze jest tak samo ucieszony, kiedy możemy się potulić i pomiziać etc.., ale mimo wszystko nie czuję się do końca dobrze i to też jeden z celów dla mnie w tym całym dietowaniu - żebym się zaczęła przy nim czuć w pełni swobodna, również w takich sytuacjach wtedy będę mogła na pewno więcej przyjemności czerpać z naszej bliskości. Żebym była sama z siebie zadowolona, a nie musiała wciąż szukać potwierdzenia swojej wartości u niego..
Tak więc myślę, że to też kwestia odpowiedniego faceta.
Ivett, no moje zakupy często dłuuuugo trwają. Jak już (o dziwo) znajdę coś, co w miarę odpowiada moim wyobrażeniom, to i tak sobie jeszcze łażę i oglądam, wybieram po sto rzeczy, potem przymierzam i cud, jeśli zostaje jedna, w której jestem w stanie się pokazać publicznie . To teraz tak jest, chociaż ostatnio to raczej w ogóle ciuchów nie kupuję. Ale jak schudnę, to się zmieni, pamiętam jaką mi potrafiły sprawić przyjemność zakupy, jak mogłam brać podobające mi się rzeczy i potem tylko wziąć mój rozmiar. Bo teraz to wiadomo, najpierw szukam swojego rozmiaru, a potem oceniam, czy w ogóle jest to w moim guście..
agitku, heh, mam nadzieję, że jakoś sobie poradziłaś z melonem.. ogólnie to je się go tak: kroimy melona na pół, łyżeczką wybieramy nasionka ze środka (tego się nie je) i możemy szamać - łyżeczką wybierać miąższ. Ja akurat tak nie lubię, zazwyczaj sobie kroję te połówki jeszcze w plasterki (jak arbuza) i obgryzam do skórki, albo - jeśli mam więcej czasu - wykrawam kuleczki takim sprytnym urządzeniem, o którego pobycie w moim domu dowiedziałam się niedawno.
A dzisiaj zjadłam Cantaloupe'a i był bardzo smaczny. Przypomina trochę dynię, nie jest taki słodki jak inne odmiany. Zdecydowanie może na stałe zadomowić się w moim jadłospisie .
No dziewczynki, pora kończyć. Rozpisałam się dzisiaj potwornie, a Wy biedaki będziecie się przez to przedzierać, łojej.
Jutro z rana ważenie i wyprawa do pracy, obym nie wymiękła po dzisiejszym.
Dziękuję Wam bardzo za wszystkie odwiedziny, niezmiennie wszystkie ogromnie mnie cieszą i dodają sił
Buziaki dla wszystkich i miłego wieczora, dobrej nocy i udanego dnia jutrzejszego!
C.
A do mnie
TĘDY - walczę od nowa.
-
Hmmmm, tak czytam i sobie mysle.... Ja jakos, nawte jak mialam wage taka jak Ty nie mialam problemow przy ukochanymz obnazeniem sie Sama nie wiem z czego to wynika... Nie znosilam swojego ciala, ale mialam podejscie - "jak zobaczy i sie nie wystraszy znaczy ze kocha"
Obecne Misio zna jednak tylko moja obecna figure (pzonalismy sie jak juz zrzucilam). Nadal pozostawia ona wieeeeeeeeeeeele do zyczenia, ale jak widze jak on na mnie patrzy :P :P :P To jakos kompleksy mijaja.... I kompletnie nia mam juz oporow rozebrac sie przy swietle dziennym
Wszystkim zycze takich kochanych Misiakow jak nasze
-
Kobieto, aleś się rozpisała a jak fajnie (jak zawsze :P ) się 'Cię' czyta
Gratuluję udanego rowerkowego dzionka. I w ogóle udanego zakupu =) Basen AGH owszem, ten koło akademików świeżutki dziś odwiedziny moje ponowne w nim :P
Z facetem mym miałam podobnie jak Ty - generalnie prawda jest taka, że dopóki nie będę się w pełni akceptować to będzie zawsze jakieś 'ale', niemniej cierpliwość i wyrozumiałość misiów jest na wagę złota
Co do śniadania - mimo wszystko - jadłabym przed wyjściem. A w pracy po wysiłku - jakiś jogurt / mleko, jakieś białko. Parę kalorii więcej przy tak dużym wysiłku nie zaszkodzi, a na dłuższą metę pomoże.
Pozdrawiam ciepło zasypiając nad klawiaturą - wyjątkowo wypluta dziś jestem
-
A kiedy masz ważenie?
-
Czołem dziewczęta!
Jestem już w pracy, więc będę się streszczać. To nie to, że nie mogę sobie łazić po necie, bo pod tym względem jest dość luźno, chyba że pracy po uszy, czasem się zdarza i tak. Ale jakoś tak mi niezręcznie, a nuż ktoś wejdzie i zobaczy, i będę się wstydziła troszku .
Ważyłam się dziś rano i zobaczyłam 102kg . Czyli kolejne 2 bliżej celu, nie jest źle.
No i przyjechałam na rowerku, dzisiaj było lepiej! Ulżyło mi, bo się bałam, że będzie ciężko, a tu całkiem przyjemnie się jechało, przez większość czasu w ogóle nie byłam zmęczona, tylko pod koniec oczywiście. Ale odniosłam sukces, bo wjechałam na najbardziej stromą na całej trasie górę! Wczoraj u podnóża się poddałam i wprowadziłam rower, a dzisiaj powolutku, ale dotarłam. Oczywiście byłam moooocnooo zmęczona, ale co tam. Oczywiście potem na ostatnią górkę już nie miałam sił, ale i tak jest dopsz.
Wzięłam sobie emulsję do opalania z filtrem 50, jak będę wychodziła z pracy to się wysmaruję.
Biorę się za śniadanko: melon i Bakuś za niecałe 200kcal. Na drugie (też w pracy) wzięłam dwa Gerbery, w sumie mają jakieś 240kcal. Mniam.
No, lecę miłego dnia!
C.
A do mnie
TĘDY - walczę od nowa.
-
Jestem pełna podziwu dla Twoich rowerowych wyczynów Ja to powiem Ci szczerze, że bardzo bardzo nie lubię rowerzystów na drodze, bo nigdy nie wiadomo czy akurat nie będzie chciał skręcić Ale pewnie rowerzyści nie lubię kierowców, więc jesteśmy kwita A Ty uważaj na drodze
-
Nie no moje gratulacje!! Dwa kilo! Super wynik. Zasłużyłaś.
Podziwiam, że się tak zaparłaś z tym rowerem. Naprawdę, za tydzień będziesz śmigać w dwie minuty po każdej górce, jaką sobie wymarzysz
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki