Wiecie co? Mam dosyć tego wszystkiego... I odchudzania i wogóle. Od lutego schudłam dobrze z 10 kg ale co mi po tym? Wciąż wyglądam jak obrzydliwy kaszalot, co bym ze sobą nie próbowała zrobić. Aktualnie ważę 76/77 kg przy 170 cm..... no tragedia..... Jeszcze mam dobrze rozbudowane mięśnie, zwłaszcza w barkach bo mi są do sportu potrzebne i nie mogę na siebie patrzeć... na te moja obrzydliwe łapy wylewające się z bluzek.... okropny brzuch.... Nienawidzę siebie i swojego wyglądu. Jestem ogromna, potężna... taki babochłop.... Schudłam tyle i co? I nic... Pare osób mi powiedziało, że dobrze wyglądam... ale co mi po tym... i tak wciąż wyglądam tragicznie. Myślałam ostatnio, że spodobałam się takiemu jednemu chłopakowi... Gapił się i wogóle... Ale jak przyszło co do czego to się wycofał. Może poprostu gapił się na moją niewysłowioną brzydotę...? Na to jaka zabawna jestem - taka tłusta świnia a wmawia sobie że dobrze wygląda.... Nawet własna matka mi mówi, że jestem gruba... Tak to było 'odchudzaj się bo niedługo będziesz wyglądać jak świnia' a jak zaczęłam się odchudzać to na mnie wrzeszczy że głupia jestem i w tym wieku nie powinnam... Przecież odchudzam się rozsądnie... I ona wcale nie mówi tego z troski... tylko z zazdrosci.... żeby nikt nie był ładniejszy, lepszy od niej... a przecież i tak nigdy nie będę od niej lepsza... nie ja. Ja jestem beznadziejna. Liczę kalorie... nie chudnę... Nie liczę... nie chudnę... Waga stoi chyba od miesiąca... A już wakacje są... Chciałabym przez 3 tyg schudnąć chociaż te 3 kg... I nic... Jak ja się pokażę ludziom, znajomym.... Taki kaszalot... Tłusta świnia która sobie za dużo wyobraża, że mogłaby być trochę lepsza niż 'nic'.... Wybaczcie, ze tak się produkuję... Ale nie mam komu.. a to mnie już przerasta... Nienawiść do własnej osoby...